Dzieci obserwują świat dorosłych i chłoną to, co widzą
Dzieci obserwują świat dorosłych i chłoną to, co widzą Shutterstock.com

Dzieci i ryby głosu nie mają – głosiła dawna zasada wychowawcza. Ryba pozostały nieme, dzieci jednak swój głos mają, i to głośny. Niektórzy uważają, że czasem rozbrzmiewa on zbyt donośnie. Że rodzice pozwalają swoim pociechom na zbyt wiele. Że nie uczą ich dobrych manier. Że nie zwracają uwagi na zachowanie swoich dzieci, żeby przypadkiem ich nie zestresować. Czy kindersztuba odeszła do lamusa?

REKLAMA
„Dziecko może być prześliczne albo wyjątkowo mądre, jeśli jednak jest źle wychowane – pomimo wszystkich zalet zapamięta się je jako okropne. Ono zaś z powodu nieodpowiedniego zachowania długo, może nawet zawsze, pozostanie osoba niepożądaną” – pisze baronowa Rotschild w swojej książce „Savoir-vivre XXI wieku. Sztuka pięknego życia”, w której znalazł się także rozdział dotyczący dobrych manier dzieci. Nikt nie mówi, żeby stawiać dzieci na baczności, ale dziś, w czasach bezstresowego wychowania wydaje się, że dobre maniery to relikt przeszłości.
Halo, nauczycie moje dziecko kultury?
Do Szkoły Dobrych Manier zwraca się wielu rodziców z pytaniem o kursy etykiety dla dzieci, co pokazuje, że jest zapotrzebowanie – mówi Piotr Kłyk.
To, że dzieci rzadko mówią „dzień dobry”, „dziękuję” i „przepraszam”, głośno komentują „tatusiu, a ta pani jest gruba” czy głośno domagają się uwagi nie wynika z tego, że są wredne i złośliwe. Oznacza tylko, że bardzo uważnie obserwują dorosłych. I to im często brakuje manier.
Jarek Żyliński
psycholog

Zauważmy, że dziś coraz częściej dorośli nie mówią sobie „dzień dobry”, a dzieci to obserwują i postępują tak samo – fajnie by było, gdybyśmy to my, dorośli, tworzyli przestrzeń, w której jesteśmy kulturalni – wtedy dzieci to obserwują i wezmą to od nas. Widzą w dodatku, że dobre maniery i uprzejmość się zwyczajnie opłacają, ponieważ inni ludzie reagują na takie zachowanie pozytywnie.


Nie ma sensu zmuszanie dzieci do karnych dygnięć na komendę i recytowania grzecznościowych formułek – wystarczy, że będą szanowały granice innych ludzi. A nauczą się tego obserwując rodziców. Żelazna dyscyplina i musztrowanie „Przywitaj się z panem”, „Pokaż, jak ładnie mówisz 'dzień dobry'” przynoszą efekt odwrotny od zamierzonego.
Akcja – reakcja. Przymus – opór
– Kiedyś oczekiwało się od dzieci, by siedziały cicho i za głośno nie oddychały, oczekiwano od nich, by nie były dziećmi, co oczywiście było przesadą. Ci ludzie, którym kiedyś suszono głowę, by grzecznie dygali na widok starszych, mówili „dzień dobry”, „do widzenia”, „przepraszam” i „dziękuję”, dziś bardzo często tego nie robią – bo nikt nie lubi przymusu. Jeśli będziemy dziecko do czegoś zmuszać, to efekt będzie odwrotny od zamierzonego, bo będzie stawiało opór – uważa Żyliński.
Co jednak, jeśli dziecko pluje na ciocię, bije kolegów, a podczas wizyty u znajomych bez opamiętania skacze po kanapach? – Trzeba zadać sobie pytanie: dlaczego? A później jasno powiedzieć, że nie ma w nas zgody na przekraczanie czyichś granic. Jeśli dziecko nie chce wziąć za siebie odpowiedzialności, robimy to my, rodzice, na przykład przepraszając i pokazując mu w ten sposób, jak zachować się właściwie – dodaje psycholog.
Jakby dzwonił Kowalski, nie ma mnie w domu
Ci rodzice, którzy chcieliby, żeby ich dziecko było postrzegane jako „dobrze wychowane”, idą czasem na skróty – wysyłają dziecko do szkoły i już. Problem z głowy. Niech je tam wyedukują, wyuczą i wychowają. Czasem dzwonią do firm, które robią szkolenia z zakresu etykiety.
Piotr Kłyk
Szkoła Dobrych Manier

Jasne, szkoła musi wychować dzieci, ale zdecydowanie za dużo od niej wymagamy, a za mało – od domu. Żyjemy coraz szybciej, mamy coraz więcej zajęć, dlatego zapominamy o kindersztubie, którą każdy człowiek powinien wynieść z domu. Coraz rzadziej wychodzimy z dziećmi, które później nie wiedzą, jak zachować się w restauracji, kinie czy teatrze, a socjalizacja to bardzo ważny element wychowania.


Dodaje, że ludzie często zwracają się do Szkoły z pytaniem, czy organizowane są w niej kursy dobrych manier dla dzieci. – Jednak jeśli rodzice oczekują, że wyślą dziecko na kurs dobrych manier i ono stanie się mistrzem savoir-vivre'u, to się mylą – stwierdza.
Dzieci chłoną świat dorosłych. I jeśli to świat, w którym tatuś i mamusia nie mówią sąsiadom „dzień dobry”, a po wyjściu od znajomych bawią się w towarzyski magiel w rodzaju „Ależ ta Jolka jest nudna”, to jest duża szansa, że przy następnej okazji dziecko zacytuje rodzicielkę, a na widok sąsiada spuści głowę i utkwi wzrok w swoich butach. Jak w tym dowcipie – kiedy ojciec mówi synowi, że kłamać wprawdzie nie wolno, ale „jakby dzwonił Kowalski, to nie ma mnie w domu”.
– Nie można mówić: „ale przecież to tylko dziecko, ono i tak nic nie rozumie”, bo dziecko bardzo szybko zaczyna rozumieć pewne aspekty zachowania się w kawiarni, samolocie, kinie czy gdziekolwiek indziej obserwując zachowanie rodziców. Tego nie zastąpi żaden kurs czy szkoła – mówi Kłyk.

Za moich czasów...

– Różnica w wychowaniu jest bardzo widoczna – mówi Jarek Żyliński. Po części wynika ona z funkcjonowania zrzucających kajdany PRL-owskiej kindersztuby rodziców ("My dziś poruszamy się tak jako dorośli ludzie, żeby przypadkiem kogoś nie urazić" – uważa psycholog), po części – z ewolucji naszej codzienności, w której światy dzieci i dorosłych bardzo się zbliżyły. Nie jest jednak tak, że dobre maniery się zdezaktualizowały.
– Nie mówiłbym o dezaktualizowaniu się manier – one ewoluują i dopasowują do czasów. 20 lat temu nie było pytania, czy rozmawiać w środkach komunikacji miejskiej przez komórkę, dziś – jest – mówi Kłyk. Dodaje, że zgadza się ze Stanisławem Krajskim, autorem bloga o dobrych manierach, który uważa, że np., że „dziecko mówiące do obcych 'ty' wystawia najgorsze świadectwo swoim rodzicom”. Kłyk tak radykalny nie jest, ale uważa, że pewna racja w tym jest.
– Powinien istnieć pewien rozdział na świat dorosłych i świat dzieci, bo rządzą się one różnymi prawami. Jeśli dziecko nie zostanie przyuczone do tego, by nie do wszystkich mówić na „ty”, to nie będzie wiedziało, że w ten sposób można kogoś urazić. I jego późniejsza praca zawodowa, kontakty biznesowe będą trudniejsze. – Słowem: dobrych manier uczymy w akcji, pokazujemy je na swoim przykładzie – konkluduje Żyliński.
Jeśli jest z czego brać przykład. Bo, jak mówi Piotr Kłyk, coraz mniej w naszym świecie kultury osobistej, dobrych manier i zwykłej, ludzkiej życzliwości. – Coraz luźniej pojmujemy normy, ci ludzie, którzy cenią sobie pewne reguły, mogą uznać, że coraz mniej jest kultury i zwyczajnej uprzejmości, życzliwości. Może dlatego, kiedy widzimy ją w różnych sytuacjach, tak bardzo ją doceniamy. Brakuje życzliwości i zdrowego rozsądku, w etykiecie i innych sytuacjach to przede wszystkim zdrowy rozsądek powinien brać górę – mówi znawca etykiety.