W zależności od tego, jak uzna za stosowne, Donald Tusk potrafi być wobec afer w swoim rządzie bardzo pryncypialny lub niemal zupełnie je ignorować. W przypadku obecnych taśm z rozmowami ministrów premier zdecydowanie poszedł tą drugą drogą. Ocena wagi nagrań zmieniała się jednak diametralnie, gdy ich bohaterami byli przeciwnicy polityczni.
Zmarszczone czoło, poważny ton i zapewnienia zachowania najwyższych standardów w polityce. Tak Donald Tusk zwykł reagować na kryzysy napotykające jego rząd i partię. Ale to zawsze tylko otoczka. To jak mocno premier przejmował się kłopotami współpracowników, pokazywała zawsze liczba i waga dymisji.
Jeśli tak na to spojrzeć, afera podsłuchowa ujawnioną przez "Wprost", wbrew danej na Twitterze obietnicy, została przez Tuska zbagatelizowana jak tylko się da.
Zakończenie kariery Sławomira Nowaka, który i tak już był pozbawiony znaczenia w polityce i sugestia, że stanowisko powinien stracić Andrzej Parafianowicz, wiceprezes PGNiG, to jak na standardy PO bardzo mało. Premier zatrzymał na stanowisku Bartłomieja Sienkiewicza, nie skrytykował Marka Belki, nie poparł pomysłu powołania komisji śledczej ani nie zwrócił się do Sejmu z wnioskiem o wotum zaufania.
A przecież w przypadku wcześniejszych kryzysów sięgał po wszystkie z tych narzędzi. Z czasem jednak jego reakcje na kolejne afery były łagodniejsze i mniej konkretne. A prawdziwą przepaść widać, kiedy przypomnimy sobie jak zasadniczy był Donald Tusk jeszcze zanim został premierem.
Afera Rywina
Chociaż w komisji wyjaśniającej aferę Rywina główne skrzypce grał Jan Rokita, trudno sobie wyobrażać, że robił to bez wsparcia i przyzwolenia szefa Platformy Obywatelskiej. Jak opisują w swoich książkach dawni współpracownicy Tuska, partia wyraźnie widziała, że może zbić na wyjaśnianiu tej sprawy kapitał polityczny, dlatego robiła wiele, by o obradach komisji śledczej było głośno.
Sam Tusk także zajmował jednoznaczne i stanowcze stanowisko. Platforma popierała wtedy raport Zbigniewa Ziobry, który jasno wskazywał winę tzw. grupy trzymającej władzę.
Finanse Cimoszewicza
Bardzo wysokich standardów wymagał Tusk od politycznych konkurentów. W czasie kampanii prezydenckiej w 2005 roku to właśnie PO była główną siłą atakującą kandydata lewicy Włodzimierza Cimoszewicza. Zarzucano mu posłużenie się niejawnymi informacjami przy zakupie akcji PKN Orlen (kupił je dla córki) i sfałszowanie oświadczeń majątkowych.
Tusk (głównie ustami swoich sztabowców) atakował Cimoszewicza. Szefa sztabu Cimoszewicza Tomasza Nałęcza nazywał "najemnikiem". W efekcie medialnej burzy Cimoszewicz zrezygnował ze startu w wyborach.
Taśmy Beger
Oczywiście jeszcze bardziej stanowczy premier był w czasach rządów Prawa i Sprawiedliwości. Na przykład kiedy Renata Beger, wówczas posłanka Samoobrony, nagrała wiceprezesa PiS Adama Lipińskiego podczas dobijania politycznego targu.
– Jestem poruszony zawartością tych taśm. Dziękuję dziennikarzom, za wspieranie demokracji poprzez ujawnienie kompromitującego przypadku skandalicznej korupcji politycznej, jakiej dopuścił się PiS. Miliony Polaków mogły poznać dzięki tym nagraniom kulisy kuchni politycznej kompromitującej obecny rząd – grzmiał Tusk. Część polityków PO domagała się nawet dymisji rządu.
Dymisja Ćwiąkalskiego
Kiedy Tusk został premierem także potrafił być stanowczy. Nawet kiedy sprawa dotyczyła jego ministrów. – Zadaniem każdej władzy jest rzetelne działanie, szczególnie w sytuacjach, kiedy narażone jest poczucie bezpieczeństwa, elementarnego ładu i sprawiedliwości w odczuciu każdego obywatela – mówił Tusk, kiedy dymisjonował ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego.
Ten stracił stanowisko po samobójstwie jednego z oskarżonych o zabicie Krzysztofa Olewnika. – To decyzja wizerunkowa – mówił Ćwiąkalski. I w istocie nią była, bo odpowiedzialność Ćwiąkalskiego była czysto polityczna. Inaczej niż Sienkiewicza. Ten jednak zachował stanowisko.
Afera hazardowa
Tusk czystek w rządzie i w partii dokonał też po groźnej wizerunkowo aferze hazardowej. Ujawniono wtedy, że szef klubu Zbigniew Chlebowski spotykał się z biznesmenem Ryszardem Sobiesiakiem, by ustalić kształt ustawy regulującej rynek jednorękich bandytów. Stanowiska stracili wtedy: wicepremier Grzegorz Schetyna, minister sprawiedliwości Andrzej Czuma, wiceminister gospodarki Adam Szejnfeld, rzecznik rządu Paweł Graś oraz ministrowie w Kancelarii Premiera Rafał Grupiński i Sławomir Nowak.
Poza dymisjami (część była raczej wykorzystaniem okazji, niż efektem dbałości o normy) powołano też komisję śledczą, choć trudno jej działanie nazwać rzeczywistym tropieniem patologii. – Wyjaśnimy ją do samego końca. Czy nam będziecie w tym pomagali, czy przeszkadzali - bez znaczenia – mówił Tusk w 2009 roku.
Epilog – Afera taśmowa
Afera taśmowa w PO ma zdecydowanie najmniejsze następstwa spośród wszystkich wymienionych wyżej. Donald Tusk poświęcił na konferencję w tej sprawie tylko godzinę, a część pytań dziennikarzy po prostu ignorował, długo rozwodząc się nad nieistotnymi wątkami.
Przy mało konstruktywnej reakcji opozycji i braku pola do dalszego działania najważniejszych mediów na tym może się ta afera skończyć. Teraz do wyjaśnienia zostało wiele istotnych, choć niezrozumiałych dla dużej części opinii publicznej szczegółów. A tym nie zainteresuje się czytelników i widzów, co zepchnie aferę z czołówek. To może się zmienić światło dzienne ujrzą nowe taśmy, włączające w sprawę kolejnych polityków.