Ona nie może się przed nim otworzyć, dopóki nie wypije chociaż dwóch kieliszków. Nie ma mowy, że pozwoli mu zrobić sobie dobrze, bo po prostu nie czuje się pewna siebie, dopóki się nie napije. Nie ma też mowy, żeby on poszedł potańczyć na trzeźwo, bo zwyczajnie czuje się, jak kretyn. Poznawanie nowych ludzi? No wiadomo, tylko po alko!
Będziesz miała lepszy seks, jeżeli pójdziesz z nim do łóżka po kilku szotach. Nie będziesz się wtedy przejmować tym, że nie goliłaś się od kilku dni, a on nie będzie miał oporów, żeby zrobić ci dokładnie to, na co ma ochotę. Wino burzy krew, będziesz czuła się bardziej pobudzona i będzie ci łatwiej o orgazm! Zrobicie to spontanicznie, w mieszkaniu u kolegi, po cichutku, szybko i intensywnie!
Będziesz lepiej tańczyć i poderwiesz tego gorącego Hiszpana, którego imienia nawet nie znasz. Będziecie całować się w tańcu, a potem kochać się dziko, na plaży, kilka metrów od imprezy i nigdy nie zapomnisz tego razu, kiedy dałaś się ponieść emocjom.
Relacje z niezapomnianych (szczególnie przez wątrobę!) alkoholowych przygód moich znajomych mam na facebooku co sobotę. Większość opowieści wygląda tak samo i mówiąc szczerze, większość z nich jest po prostu przykra.
Ze spontanicznym Hiszpanem nie było mowy o gumce, więc przez następny miesiąc martwiłaś się niechcianą ciążą i czekałaś na wyniki badań. Kochając się w łazience u kolegi rozbiliście szklaną półkę i szybki numerek skończył się rozlewem krwi, szwami i kosztami dla kolegi.
„Nawalił się i zasnął kiedy ja byłam na górze. Nie mogłam w to uwierzyć!”
„Poszliśmy do łóżka, i kochaliśmy się aż ona doszła. Była dużo bardziej pijana, niż ja. Po orgazmie po prostu płożyła się obok i zasnęła. Zrozumiałem jakie to uczucie, kiedy facet jest w łóżku szybki i samolubny, więc w sumie jest dobra strona tego doświadczenia. Więcej się nie spotkaliśmy.”
Mam w zanadrzu sporo historii ze śpiochami. Łatwo na ich przykładzie zobaczyć jakie szkody wyrządza ciału alkohol. Kiedy czujemy się tak źle, że naprawdę musimy pójść spać, tu i teraz? Dla mnie to łączy się z gorączką 39 stopni, lub bardzo wyczerpującym, źle dobranym treningiem.
„Gdybyśmy się wcześniej nie napili, to w życiu nie miałabym śmiałości, żeby iść z nim do łóżka. Nie wiedziałam czy on w ogóle coś do mnie czuje, a był raczej nieśmiały i nie chciałam go wystraszyć pytaniami. Dlatego, kiedy tylko dobrze zrobiliśmy się na imprezie, udawałam, że jestem bardzo zmęczona i potrzebuję, żeby odprowadził mnie do domu. Całować zaczęliśmy się już po drodze i chociaż sam seks był średni, to myślę, że dobrze, że tak to zaczęliśmy. Teraz oczywiście jest lepiej. Bez wódki pewnie do tej pory spotykalibyśmy się, jak niewinne dzieciaki.”
Są sytuacje, w których alkohol pomaga przełamać lody, nie wszystkie kończą się źle. Nie zwariowałam, wiem jak jest. Nie każdy będzie decydował się na zajęcia z Mindfulness w piątek wieczór, większość ludzi będzie wolała głośną socjalizację. To idzie w parze z ekspresją, wyrażaniem emocji, nocnymi tańcami, śpiewem i oglądaniem wschodu słońca nad Wisłą, namiętnymi pocałunkami i szalonym seksem. Przecież to strasznie fajne!
Najczęściej negatywnych, nieprzepracowanych, nad którymi naprawdę trzeba usiąść. Większość ludzi szuka sobie zajęcia, które pomoże im odwrócić od tej emocji uwagę. Pół biedy, kiedy decydują się uciekać w sport, wtedy bowiem, nawet jeżeli porzucają swoją sferę emocjonalną, dbają o tę cielesną.
Od dziecka jesteśmy zachęcani do wyrażania pozytywnych emocji, ale zagłuszania tych smutnych. Mamy być dzielni, zacisnąć zęby kiedy coś boli, kiedy ktoś nas poniża, lub robi przykrość. Dlatego wstyd nam, kiedy odczuwamy emocję negatywną i nie wiemy co ze sobą zrobić. Ci, którzy żeby zagłuszyć emocję walą do kieliszka, podświadomie dobrze wiedzą, że tak naprawdę karzą się za tę przykrą emocję.
Zamiast dać jej upust i pozwolić sobie na gniew, lub łzy, zalewamy się alkoholem (albo palimy papierosa i wrzucamy na ruszt tłusty junk food). To swojego rodzaju kara, bo alkohol to przecież rozwodniona trucizna (podobnie jak fajki i zbyt tłuste jedzenie). Karzemy się do momentu, w którym zduszone emocje, dosłownie nas zalewają i drzemy się na siebie pod blokiem, o czwartej nad ranem, po to tylko, żeby potem wściekle się zerżnąć w mieszkaniu, i w konsekwencji... poczuć jeszcze gorzej.
„Reset raz w tygodniu jest w porządku”
Rozumiem, że życie bez znieczulenia może dawać się we znaki, że trudno znaleźć drogę ekspresji na trzeźwo, że wyrastając w kulturze, która wmówiła nam, że powinniśmy wstydzić się swoich nieidealnych ciał, trudno jest zaakceptować na trzeźwo swoją seksualność.
Żeby mieć problem z alkoholem nie trzeba być alkoholikiem. Jeżeli przyznamy się przed sobą, to być może łatwiej nam będzie nie porzucić się, następnym razem kiedy poczujesz smutek lub gniew. Wolno ci nie być zawsze zadowolonym z życia. Negatywne emocje mogą być kreatywne, bo pokazują czego od życia nie chcemy i łatwiej jest dzięki nim odnaleźć swój prawdziwy cel.
Ekspresja i przeżywanie to nie jest ciężka praca. To tak naprawdę radość. Żeby jednak zacząć sobie na nią pozwalać, trzeba się zaakceptować w pełni i odważyć. Wiem, że doprowadzenie do stanu pełnej samoakceptacji i miłości jest trudne. Nie ma na to tabletek, nie dochodzi się do tego z dnia na dzień i najprawdopodobniej, większość z nas nigdy nie osiągnie stanu idealnej akceptacji siebie. Warto jest się jednak podjąć takiego wyzwania, bo możemy być pewni, że będziemy musieli żyć sami ze sobą do końca życia.
Seks bez znieczulenia
Dopiero co opublikowałam rozmowę z nauczycielami tantry. Nie poruszamy w niej tematu alkoholu, ale chyba łatwo się domyślić, że raczej ciężko będzie uprawiać czuły, powolny, medytacyjny seks w zmienionym przez alkohol stanie świadomości. Świadoma seksualność to też seksualność trzeźwa.
Znieczulanie się przed seksem jest po prostu błędem. Przecież w tym doświadczeniu chodzi właśnie o wyczulenie się na bodźcie i uczucia. O odczuwanie każdego, najdrobniejszego ruchu, dotyku, ciepłego oddechu i delikatnego pocałunku. Znieczulać można się przed odrąbaniem ręki. Czymś naprawdę nieprzyjemnym.
Jeśli seks należy do tych rzeczy, to znaczy, że gdzieś głęboko w nas siedzi problem, jakieś doświadczenie, lub przekonanie, które nas krzywdzi. Jest wiele dróg, żeby się go pozbyć. Pierwszym krokiem jest akceptacja. Drugim analiza. Moje ulubione pytanie „dlaczego?” sprawdza się pięknie w takiej autoterapii. Jest wielu profesjonalistów, którzy potrafią ludzi przeprowadzić przez ten proces. Pomaga też joga i medytacja. Pomaga zwyczajna szczera rozmowa, wypranie brudów. Pomaga przełamywanie strachu i cisza, w której nie nic nie odwraca twojej uwagi i możesz naprawdę skupić się na byciu ze sobą.
Mówię: porzućcie wódkę jeżeli chcecie mieć dobry seks.
Nie jestem jednak piewcą zupełniej abstynencji. Gdy jest ważna okazja nie mam problemu z kieliszkiem szampana, a niektóre dania i spotkania naprawdę proszą się o odrobinę wina. Pijcie rzadko, jeśli potraficie.