To Piotr Nisztor przyniósł do redakcji "Wprost" nagrania podsłuchanych rozmów polityków. Teraz zatrzymany w tej sprawie menadżer restauracji przekonuje, że właśnie dziennikarz dostarczył mu sprzęt do nagrywania. Oskarżenia wysuwają też bohaterowie opisanych przez niego wcześniej skandali: "taśm PSL" i "afery sopockiej". Jak twierdzą, to nie przypadek, że tam, gdzie wychodzą podsłuchy, zawsze pojawia się Nisztor. – Ja wykonuję swoją pracę rzetelnie, a oni się mszczą – odpowiada naTemat sam zainteresowany. Nie wszyscy dają jednak wiarę, że po prostu ma wyjątkowe szczęście do taśm.
O tym, że Nisztora mają obciążać zeznania Łukasza N., menedżera restauracji Sowa & Przyjaciele, gdzie rejestrowane były rozmowy polityków, napisała dziś "Rzeczpospolita". Współpracownik "Wprost" natychmiast odpowiedział, że to próba dyskredytacji, a zatrzymanego mężczyzny nie zna i nigdy nie widział. Zapewnił też, że nie ma nic wspólnego z podsłuchami - dostał materiał od informatora, a następnie wraz z innymi dziennikarzami tygodnika opisał sprawę.
Jak piszą komentatorzy, być może atak na Nisztora to linia obrony podejrzanego. Pojawiają się też inne, czasem dość zaskakujące hipotezy. Wojciech Wybranowski z "Do Rzeczy" spekuluje, że może to być też zemsta biznesmena Leszka Czarneckiego (Wybranowski twierdzi, że "mówi się, że jest cichym udziałowcem "Rz'"). Nisztor w 2008 roku jako pierwszy napisał o jego współpracy z SB.
Co przypomniał sobie Serafin
Z drugiej strony nie brakuje opinii, których autorzy widzą rolę dziennikarza zupełnie inaczej. Tutaj sporo do powiedzenia mają nagle ci, którzy pojawiali się w jego wcześniejszych artykułach. To Nisztor dwa lata temu "odpalił" na łamach "Pulsu Biznesu" aferę taśmową w PSL, która opierała się na zarejestrowanej rozmowie szefa kółek rolniczych Władysława Serafina z byłym szefem Agencji Rynku Rolnego Władysławem Łukasikiem.
Po ostatniej publikacji "Wprost" Serafin wydał oświadczenie, w którym pisze, że za nagraniami z jego udziałem stali Nisztor i jego kolega Łukasz W.. Wszystko miało być przez nich wyreżyserowane. Szef kółek zwrócił się do prokuratury o wznowienie umorzonego wcześniej śledztwa w sprawie tej afery.
– Nisztor ze mną wtedy współpracował. Znam go od kilku lat. Było tak, że Łukasz W. przyszedł do mnie z informacją, że zbiera informacje na temat nieprawidłowości w spółce Elewarr. Ja się zgodziłem wziąć w udział w takim nagraniu, które to potwierdzi. Ale miało to być wykorzystane w reportażu telewizyjnym, i to we fragmentach. A oni mnie oszukali. Taśmę przegrali i chodzili po mediach, żeby ją sprzedać. Nawet Palikot to oglądał – opowiada w rozmowie z naTemat Serafin. Ostatecznie sprawę opisał "Puls Biznesu". Jak twierdzi nasz rozmówca, jego wersję o współpracy z Nisztorem i kolegą potwierdzają dokumenty z postępowania w prokuraturze.
Dlaczego mówi to dopiero teraz, dwa lata po skandalu z taśmami PSL? – Dlatego, że nikt nie traktował mnie poważnie. Wszyscy uważali, że kręcę i kombinuję. Teraz muszę ostrzec przed tym człowiekiem – odpowiada.
Twierdzi też, że dziennikarz mówił mu o szczegółach zakładania podsłuchów.
– Wbijanie w klapę, podkładanie pod stół, zawieszanie w szatni, w restauracjach. Takie miał metody. Ja to traktowałem z przymrużeniem oka. Teraz myślę, że to Nisztor był organizatorem podsłuchów z afery taśmowej, a inni działali na jego zamówienie – zaznacza.
Co na to dziennikarz? – Jakiś absurd, z Serafinem może rozmawiałem raz. Ja tutaj ciężko pracuję i nie będę się odnosił do takich bzdur. Tyle mam do powiedzenia – uciął rozmowę Nisztor. Odesłał do swojego prawnika i dodał, że nie wyklucza pozwania szefa kółek rolniczych za słowa o tym, że miał opowiadać o planowanych podsłuchach.
Prezydent Sopotu oskarża
Serafin nie jest jedyny. Na łamach "Rz" Nisztor pisał o "aferze sopockiej" prezydenta Jacka Karnowskiego (ostatecznie został oczyszczony z zarzutów) i publikował zapis podsłuchanej rozmowy samorządowca. Teraz także Karnowski wraca do tamtych artykułów. Na blogu napisał, że jest dla niego jasne, iż "aferę sopocką" wykreowali dziennikarze "Rz" ze służbami.
Również w tym przypadku Nisztor mówi o "absurdzie". – Szkoda czasu komentować tego typu historie. Łatwo jest krytykować osobom, które ucierpiały w aferach i mają problemy. Po prostu się mszczą. Łączenie tego wszystkiego jest bez sensu – kwituje.
Spec od nagrań i służb
Trudno ocenić, na ile wiarygodne są relacje osób, które były uczestnikami opisywanych przez niego wydarzeń. Jedno wiadomo na pewno – Nisztor to specjalista od materiałów opartych na przeciekach ze służb specjalnych i podsłuchach (ujawnił też np. nagrania z Portu Lotniczego w Gdańsku-Rębiechowie, które demaskowały nadużycia pracowników). Szczęście? A może szeroka siatka informatorów?
– A to jest zakaz pisania o materiałach z podsłuchów? A jakbym regularnie inne rzeczy publikował, to też byłyby jakieś podejrzenia? Ja po prostu rzetelnie wykonują swoją pracę dziennikarską – odpowiada.
I tak od kilku lat. Z dużą skutecznością, bo niemal każda jego publikacja odbija się szerokim echem. Mimo to Nisztor nie jest związany na stałe z jedną gazetą. Pisał już m.in. w "Gazecie Polskiej", "Dzienniku Polska-Europa-Świat", "Rzeczpospolitej" i "Pulsie Biznesu". Ostatnio był naczelnym tygodnika "Puls Tygodnia", który specjalizował się w przedrukach prasy krajowej (w marcu pismo zniknęło z rynku). Napisał też książkę "Kto naprawdę ich zabił. Cała prawda o katastrofie smoleńskiej".
Pytani o niego dziennikarze odpowiadają niechętnie. Przede wszystkim dlatego, że poza głośnymi tekstami niewiele o nim wiadomo. – Większość jego dokonań to są dziwne podsłuchy i notatki ABW – stwierdził jeden z dziennikarzy śledczych.
Jak się dowiedzieliśmy, tygodnik "Polityka" planuje publikację o kulisach powstawania materiału z "Wprost", a więc zapewne także o szczegółach pracy Nisztora.
O nowym współpracowniku "Wprost" z pewnością więc jeszcze będzie głośno. Nie wiadomo tylko, z jakiego powodu: treści rozmów polityków, które ujawnił czy sposobu w jaki wszedł w posiadanie najgorętszych nagrań od czasu Afery Rywina.
Miałem informacje, że on nagrywa polityków. Takie rozmowy z Nisztorem odbyłem kilka miesięcy po naszym nagraniu ze stycznia 2012 roku. Spotykałem się z nim w marcu i kwietniu. Mówił mi o tym, ale nie brałem tego na poważnie. Myślałem, że jako dziennikarz śledczy się przechwala, chce zaimponować. Dopiero po tym, co zdarzyło się ostatnio, zrozumiałem o co chodzi. Ale już wcześniej w rozmowach z wieloma osobami informowałem o tym, że ten człowiek pracuje nad nagraniami polityków i biznesmenów.
Jacek Karnowski
prezydent Sopotu
Zastanawiacie się kto nagrywał Ministra Sienkiewicza i Prezesa Belkę? Macie wątpliwości skąd są te nagrania? Ja nie! Skąd? Ano warto prześledzić troszkę działalność publicystyczną dziennikarza, który gwarantuje autentyczność nagrań z artykułu we Wprost - Piotra Nisztora. Toż to stary znajomy ! Piotr Nisztor , kiedyś dziennikarza „Rzeczpospolitej”. Piotr Nisztor razem z Piotrem Kubiakiem opisywał w kilkudziesięciu artykułach w Rzeczpospolitej wszystkie szczegóły śledztwa tzw. „Afery Sopockiej”.
Skąd mieli tak dobre wiadomości? Skąd wiedzieli i publikowali zarzuty nim były jeszcze postawione? Ale czy tylko opisywali? Czy może też wręcz kreowali, wrzucając coraz do sprawy to nowe watki, które równocześnie w śledztwie trałowym badało CBA.
"Gazeta Wyborcza"
W czasopismach, w których Nisztor pracował, drukował też artykuły o drobnych aferach władzy oparte na przeciekach z BOR. Ponad rok temu biuro zidentyfikowało jako jego domniemanego informatora majora Dariusza P., szefa oddziału zabezpieczeń. Oficer został zwolniony ze stanowiska i pozbawiony certyfikatu. Dzisiaj podejrzewany jest o udział w aferze podsłuchowej. CZYTAJ WIĘCEJ
Piotr Pytlakowski
dziennikarz "Polityki"
Nagrania ponoć oferowano co najmniej trzem redakcjom, dwie miały odmówić. „Wprost”, decydując się na upublicznienie taśm, sporo zaryzykowało, bo będzie teraz zapewne atakowane przez niektórych, że zostało użyte do rozgrywki politycznej. Ale z punktu widzenia misji dziennikarskiej tygodnik nie mógł, mając taki materiał, milczeć. Wiadomo, że nagrania przyniósł do redakcji tygodnika Piotr Nisztor, wolny strzelec na rynku dziennikarskim. Autorzy nagrań potraktowali go jako słup przekaźnikowy. Dlaczego akurat jego, to już temat na inne rozważania. CZYTAJ WIĘCEJ