– Padłem ofiarą politycznej intrygi – mówi w wywiadzie dla naTemat Marek Falenta, biznesmen któremu postawiono zarzut udziału w procederze nielegalnych podsłuchów polityków. Falenta wytacza ciężkie działa. Zarzuca wiceministrowi skarbu, że ten przed aresztowaniem próbował wymusić na nim sprzedaż spółki handlującej węglem. Zapewnia, że nie wie na podstawie jakich dowodów postawiono mu zarzut i że nigdy nie miał do czynienia z nagraniami polityków.
Opalony, w nienagannym granatowym garniturze i zamszowych butach, nie wygląda na człowieka, który kilkanaście godzin wcześniej opuścił izbę zatrzymań. Kiedy funkcjonariusze wyprowadzali go z jego willi w Konstancinie poprosił narzeczoną o piżamę."Byle nie tą w misie" – miał zażartować.
Jak się do Pana zwracać Panie Prezesie ?
Szefie (śmiech).
Pan nie jest moim szefem…
"Newsweek" sugerował, że tak do mnie mówił Łukasz N.
To jak to jest być bardzo znanym biznesmenem i nagle wylądować w areszcie?
Wie Pan, to wszystko co się stało w ciągu ostatnich dwóch - trzech dni jest dla mnie bardzo dużym zaskoczeniem. Do teraz, muszę przyznać, jestem w szoku. Sytuacja ta była dla mnie niesłychanym wydarzeniem, czymś, czego się nie spodziewałem. Uważam, że jestem ofiarą w tej całej sprawie, która jest konsekwencją sytuacji na rynku węgla w kraju, sytuacją w której znalazła się moja spółka składywęgla.pl. Z resztą nie pierwszy raz, bo około trzech tygodni temu aresztowano…
Do tego może jeszcze wrócimy. Czyli szok, niedowierzanie. To są takie wyświechtane może słowa…
Tak. Niedawno na pierwszych stronach gazet, same wyróżnienia za przedsięwzięcia, które prowadziliśmy, a dzisiaj mamy dokładnie odwrotną sytuacją i moje zdjęcia z czarnym paskiem na oczach w mediach.
Ale raczej wygląda Pan bardzo dobrze. Jest pan, no nie powiem zadowolony, ale uśmiechnięty.
Całe życie byłem optymistą i pozwoliło mi to budować moje przedsięwzięcia biznesowe – razem około 30 spółek, w które włożyłem mnóstwo energii I czasu.
Czy w tej sytuacja komuś Pan ufa??
Ufam, że prokuratura wyjaśni tą sprawę jak najszybciej i pozwoli mi odzyskać moje dobre imię.
Ale oni postawili Panu zarzuty.
Ale to jest jedyna instytucja, która dzisiaj może oczyścić mnie z tych zarzutów. Wiem, że ta sprawa jest polityczna i pewnie ciężko będzie to w miarę szybko wyjaśnić, ale dowiodę tego.
W jakim zakresie ona jest polityczna?
Tydzień przed moim zatrzymaniem byłem gościem na bankiecie - zresztą w słynnej restauracji "Sowa & Przyjaciele" - gdzie było około 50 osób m.in. wiceminister Skarbu pan Rafał Baniak, który trzykrotnie podchodził do mnie i mówił do mnie za każdym razem "Za ile mi sprzedasz te składy węgla?". Ja mu odpowiedziałem, że na tym etapie nie jestem tą propozycją zainteresowany, bo to jest początkowa faza ich rozwoju i możemy o tym rozmawiać za dwa trzy lata, kiedy ta inwestycja będzie już w miarę dojrzała. Chcemy teraz przeprowadzić wejście na giełdę, chcemy wprowadzić nowe produkty. Naszym podstawowym założeniem, naszą receptą na sukces miało być to, że damy dzisiaj naszym klientom węgiel w cenie 200 złotych taniej od konkurencji.
Dobrze, dobrze. Ale dlaczego Pan mówi o tym zdarzeniu z panem ministrem Baniakiem? Rozumiem, że to było ważne. Dlaczego?
Było ważne, bo uważam, że tu jest podtekst polityczny. Premier nakazał utworzenie państwowych składów węgla dokładnie w dniu kiedy aresztowano moich wspólników w Bydgoszczy. I to jest….
To znaczy, chce Pan powiedzieć, że jest Pan ofiarą polityczną.
Od jakiegoś czasu, od kiedy wszedłem w biznes węglowy, dzieją się dziwne rzeczy. Mamy cały czas kontrole urzędów kontroli skarbowej, różnych innych instytucji, przyjeżdża do mnie Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Centralne Biuro Antykorupcyjne, tylko jeszcze CBŚ nie było, który teraz akurat się pokazał zatrzymując mnie spektakularnie. Na środku Konstancina, przed sklepem, gdzie wszyscy ludzie mogli to zobaczyć. Wyskoczyło kilkunastu funkcjonariuszy z długą bronią i wyciągnęli mnie z samochodu. Oczywiście oni byli bardzo profesjonalni i tutaj nie mam nic do zarzucenia, bo to jest ich praca, ale scena wyglądała jak z filmu.
Czyli najpierw było pytanie, negatywna odpowiedź a potem realizacja. Tak Pan to widzi?
Dokładnie tak. Nie zgodziłem się na tę propozycję i postanowiono, tak jak w przypadku pana Jakubasa, wyegzekwować to siłą. Zresztą to nie jest pierwsza propozycja, bo po moim wejściu w grudniu 2013 w Składy Węgla bardzo uaktywniła się państwowa firma Węglokoks, która przyjeżdżała do mojego wspólnika, który do dzisiaj jest w areszcie i składała mu propozycje sprzedaży firmy, żeby odstąpił od umowy ze mną, że oni chcą kupić ten biznes. Na co on się nie zgodził – propozycja została odrzucona
Nie kupuję tego. Wie Pan dlaczego? Dlatego, że jest dużo rzeczy świadczących przeciw Panu i Pańskim wspólnikom. Zajmuje się wami prokuratura w Trójmieście z zawiadomienia spółki Energo, następnie tu wyłudzenia VAT-u - to w spółce MM, tak? Mógłbym długo to wymieniać. Uważa Pan, że to wszystko jest uszyte?
Wszystkie te sprawy wyjaśnią sądy. W przypadku firmy Energo tak naprawdę myślę, że to jest firma, która od 11 lat sprowadzała węgiel z Rosji, a my wchodząc do SkładyWęgla.pl zabraliśmy jej wyłączność na najlepszego klienta. Koncepcja była taka, żebyśmy byli otwartym dystrybutorem, a nie dystrybutorem jednego importera rosyjskiego. Jak stracili ten rynek, a my otworzyliśmy się na innych dostawców węgla, wywiązała wojna i przedstawiciele Energo złożyli doniesienia.
Tutaj wchodząc Panu w słowo chciałem zapytać jak to możliwe, że Pan z takim doświadczeniem biznesowym wchodzi w biznes, gdzie partnerzy mają już pewne zaszłości, gdzie są na bakier z prawem. Pewnie można powiedzieć, że to się jeszcze okaże, ale mimo wszystko tu się zapala jakaś lampka.
Wchodząc w SkładyWęgla.pl przeprowadziliśmy audyt i zrobiliśmy wycenę tej spółki. Spółka według audytora jest bardzo dobrze prowadzona. Zresztą to potwierdzało, że mieliśmy z tym wchodzić na giełdę. I nie widzieliśmy takich zagrożeń, a nie mamy dostępu do akt policji czy CBŚ. Zresztą zgodnie z tym, co twierdził mój wspólnik te sprawy dawno już powinny być zakończone albo były zakończone. Naszym zdaniem zostały odkopane I nadmuchane na zapotrzebowanie polityczne.
Jest Pan teraz określany jako człowiek, który chciał wysadzić rząd. Co Pan na to?
Uważam, że jestem ofiarą w tej sprawie…
To już Pan mówił.
...i kozłem ofiarnym. Mówiłem już o kontekście politycznym. Został spowodowany tym, że Skarb Państwa chciał przejąć udziały w Składach. Konsekwencją obecnych wydarzeń może być przejęcie firmy przez Rosjan. Dlatego, że oni zabiorą te udziały za długi, które zostały postawione w stan natychmiastowej wykonalności. Mieliśmy kredyty kupieckie udzielone przez Rosjan...
Przez KTK Polska, tak?
Tak, a teraz Rosjanie po prostu mogą zabrać te udziały i sami sprzedawać węgiel już bez naszej marży, dużo taniej.
To teraz chciałbym spytać o - w cudzysłowie - kwestie spółki kelnerów. Znał Pan Łukasza N.
Tak, znam.
Jak bardzo dobrze?
Nasza znajomość zaczęła się około 2007-2008 roku. Poznaliśmy się w takiej restauracji "Lemongrass". Z resztą to chyba było po jakiś wyborach, bawiło się tam wielu VIP-ów. To była taka impreza dla naszych pracowników, gdzie omawialiśmy ważne jakieś sprawy. Wtedy poznaliśmy Łukasza. Zapomnieliśmy o nim. A potem jedna z naszych spółek robiła otwartą rekrutację na 12 dyrektorów regionalnych, na każdy region w Polsce, i między innymi Łukasz przystąpił do tej rekrutacji za namową chyba naszej dyrektorki Anny Daniec, co zresztą podawałem w "Newsweeku", ona też tam się wypowiadała. I przystąpił do rekrutacji. Ja uważam, że Łukasz jest świetnym pracownikiem, bo jest otwarty, potrafi dobrze sprzedawać, to było widać jak bardzo szybko się zaprzyjaźniał z ludźmi, łatwo nawiązywał kontakt. Idealny sprzedawca.
A jego brata Dawida?
Z pozostałych osób, które prasa wymienia nie znam nikogo. Mogłem widzieć ich kiedyś w restauracji, bo oczywiście też bywałem gościem i w "Sowie", wielokrotnie w tych VIP roomach i w "Amber Room".
Nie łączyła was zażyła znajomość?
Nie. Widzieliśmy się może raz, dwa razy w miesiącu, podczas jakichś kolacji, bankietów.
To dlaczego mogli Pana obciążyć swoimi zeznaniami?
Ale tego nikt do tej pory nie udowodnił.
To na jakiej podstawie postawiono Panu zarzut?
Nie wiem. Chcielibyśmy się sami dowiedzieć. Prosiliśmy panią prokurator, żeby pokazała nam akta, ale odmówiła nam tego.
Czyli nie wie Pan na jakiej podstawie jest ten zarzut o rozpowszechnianie, tak?
Nie, nie pokazano nam żadnych dowodów.
Jeżeli chodzi o historię, która pojawia się w mediach - nazwijmy ją historią, bo ani Pan, ani ja nie wiemy czy jest prawdziwa - to tam jest motyw. Jest znajomość pańska z Łukaszem N., jest motyw, bo przecież premier odbiera Panu biznes.
Popatrzmy co stało się z moją spółką. W spółce SkładyWęgla.pl wydarzyło się to, że nie ma dzisiaj pełnego zarządu. Został jeden wiceprezes i aresztowano prezesa. My sobie z tym faktem poradziliśmy, bo w tym tygodniu zwołaliśmy już walne zgromadzenie, wybraliśmy nowego prezesa i będzie nowy prezes. Była sytuacja taka, że unieruchomiono nam działalność przez różne działania, ale już dzisiaj prokuratura od tego samoistnie odstąpiła. Tak naprawdę jedynym następstwem tego było wystraszenie naszych kontrahentów. Tych, którzy dostarczali nam węgiel, leasingodawców i innych partnerów.
Ale ja wrócę do pytania. Widzi Pan, że jest motyw. Z naszego punktu widzenia, odbiorców, to motyw jest książkowy.
Ja tak nie uważam. Uważam, że jestem ofiarą.
Miał Pan do czynienia z nagraniami czy nie?
Nie, nigdy…
A słyszał Pan o nich, że Łukasz N. się chwalił kiedykolwiek….
O to musicie Łukasza N. pytać.
Zna Pan Piotra Nisztora?
Nigdy tego nie ukrywałem. Znam bardzo wielu dziennikarzy. Chociaż Pana akurat pierwszy raz widzę. Ale znam też dziennikarzy i "Pulsu Biznesu", ze wszystkich redakcji biznesowych, tak powiem. Właścicieli też. Michała Lisieckiego i Grzegorza Hajdarowicza. I zawsze mieliśmy dobre relacje. Zawsze byłem otwarty na rozmowy z prasą i wszelkie kontakty i zawsze bardzo chętnie udzielałem wywiadów. Zresztą to widać, ile wywiadów w ostatnim czasie było. Pierwsze strony w "Pulsie Biznesu", także…..
A kiedy ostatnio Pan się z nim kontaktował? Powiedzmy w ciągu ostatnich 3 miesięcy.
W ostatnich dwóch tygodniach przed tym zatrzymaniem kontaktowaliśmy się jakieś dwa trzy razy w tygodniu. Ze względu na to, że pan Nisztor usiłował pisać artykuł negatywny na mój temat, który ukazał się na pierwszej stronie "Pulsu Biznesu". I po tym artykule wszystkie oczy zostały skierowane na mnie. Otrzymywałem różne sygnały, że teraz ja jestem głównym podejrzanym w tej sprawie.
To by znaczyło, że on podał Pana na talerzu odpowiednim służbom.
Dzisiaj wyszedł taki artykuł, że to nie ja, że ktoś za to beknie, że władza będzie musiała się tłumaczyć.
Czy będzie Pan się domagał wysokiego odszkodowania za bezzasadne zatrzymanie?
W ciągu tych dwóch dni straciłem ponad 20 milionów złotych…
Milionów złotych?
Tak, 20 milionów na kursach dwóch moich głównych spółek Hawe i ZWG. I na wizerunku. Także na pewno będę tutaj walczył o odszkodowanie. Chociaż w Polsce jeszcze nie widziałem, żeby ktoś dostał odszkodowanie za zniszczenie wizerunku większe niż 5 tysięcy złotych.
Jest Pan bardzo dobrze ustosunkowany jeśli chodzi o warszawskie elity. Czy Pan brał przykład z prezesa Kulczyka? Poznawaj dużo polityków i celebrytów?
Z polityków w ogóle….
Pan Podkański na przykład
Z polityką to w ogóle nie mam związków. I to może był błąd. Może dlatego mam dzisiaj te problemy, bo głównie zajmujemy się biznesem. I te osoby, które są w Radzie Nadzorczej HAWE były tak dobierane, żeby nam pomagać w budowie tych biznesów. Te wszystkie osoby pomagają tworzyć ten biznes, oni mają oprócz doświadczenia politycznego doświadczenia biznesowe.
To jak się Panu udaje skupić wokół siebie te osoby?
Tutaj Pan się zdziwi. One mają bardo niskie wynagrodzenie i tak naprawdę kupiły moją wizję budowy tych biznesów.
Czyli przekonał Pan ich swoją wizją?
Każda z tych spółek ma bardzo ambitne projekty i cele do realizacji. Dlatego takich ludzi dobieraliśmy.
Jak już jesteśmy przy politykach, to jeszcze krąży taka historia, że pani poseł Sawicka to miała z Panem robić deale na wykup szpitali. Co Pan na to?
To tak jak Łukasz N. miał zegarki ode mnie dostawać. (śmiech) W prezencie. Dzisiaj to przeczytaliśmy, dużo jest takich różnych pomysłów….
Nie zna Pan posłanki Sawickiej?
Nie, nigdy jej nie widziałem. Nawet bym jej nie poznał.
Adwokat: Pan redaktor mówi o tej aferze z rozkochującym ją agentem Tomkiem.
Tak, tak
No, to raz może dwa gdzieś widziałem, ale jakbym spotkał na ulicy, to nawet bym nie wiedział, że to jest ona, ale słyszałem, że została uniewinniona.
Wokół Pana krąży bardzo wiele historii. Mówi się, że ma Pan kontakty z jakąś mafią zza wschodniej granicy.
To jest najbardziej śmieszne. Dlatego, że - zresztą w "Pulsie Biznesu" już dawałem taki wywiad - Rosjan z firmy KTK widziałem parę razy w życiu. Jeszcze śmieszniejsze jest to, że nie zdążyliśmy jeszcze sprzedać węgla, który oni przywieźli do Polski. Bo ten węgiel leży na ich terminalach i mieliśmy dopiero w tym sezonie zacząć go sprzedawać. Także nie sprzedaliśmy jeszcze ani tony rosyjskiego węgla, o którym tyle się trąbi w mediach. I to jest właśnie najśmieszniejsze w tej sytuacji.
Podobno miał Pan plany, żeby być jednym z trzech najbogatszych ludzi w Polsce, gdyby ten biznes wyszedł. Czy nadal ma Pan ten plan? I co Pan będzie dalej robił. Biznesowo.
Dla nas najważniejsze jest teraz uzdrowienie tej całej sytuacji. I naprawienie mojego wizerunku i Składów Węgla, bo mamy początek sezonu i chcemy ten węgiel sprzedawać. Uważam, że spółka ma bardzo duży potencjał. Nie tylko w węglu, bo to jest dystrybutor, który może odbierać bardzo wiele towarów. Nie tylko węgiel, ale też złom, elektrośmieci, może dostarczać rolnikom nawozy, mamy zorganizowaną pełną logistykę. Mamy składy węgla w całej Polsce co 25 kilometrów, 10 terminali, spółka jest przygotowana do sprzedaży towarów na wielką skalę. Dzięki temu, że ma duży potencjał zakupowy może otrzymywać od producentów bardzo dobre ceny i to jest najważniejsze, żeby dawać ludziom najlepszą cenę na rynku. Dzięki temu, że zamówiliśmy milion ton węgla w rosyjskiej firmie KTK mieliśmy najlepszą cenę na rynku bez żadnego dumpingu.
Czyli plany biznesowe nie legły w gruzach?
Jeżeli się uda i rząd nam pozwoli i okaże się, że w Polsce jest wolny rynek, to będziemy to realizować.
A może się okazać, że nie?
Z perspektywy ostatnich dni może wyglądać na to, że nie mamy dzisiaj wolnego rynku w Polsce. Ja jestem zszokowany tym, co się stało. Biznes robię od 1991 roku, mam 30 spółek i pierwszy raz coś takiego mnie spotkało, żeby rząd ingerował w prywatne przedsięwzięcie na rzecz garstki firm, które są zasiedziałymi dystrybutorami węgla z polskich państwowych kopalni. To odbiorca ma wybierać, czy chce drogi węgiel polski, afrykański czy tani rosyjski. Jak ktoś chce węgiel, który jest po 970 złotych, to niech go kupi, a jak chce mieć rosyjski, to niech go kupi za 599. Ludzie chcą kupić tani węgiel dobrej jakości, a nie politykę.
Jak czuł się Pan w areszcie, trafiając tam z zupełnie innego świata?
Pomogło mi to, że dużo się przemieszczam, że sypiam w hotelach. Cały czas jestem na walizkach. Więc nie mam problemu z nowymi doświadczeniami, jak się okazuje nawet takimi. Bardzo mi też pomogli pracownicy aresztu.
39-letni Marek Falenta w ubiegłym roku ponownie pojawił się w rankingu 100 najbogatszych Polaków "Wprost" z majątkiem wycenianym na 440 mln złotych. Ma większościowe udziały w spółce telekomunikacyjnej HAWE, która realizuje projekt budowy ogólnopolskiej sieci światłowodowej i spółce ZWG zajmującej się projektami z branży nowych technologii dla przemysłu oraz usługami dla największych ośrodków przemysłowych.
Prowadzi wystawne życie. Na jego profilu na Facebooku można podziwiać zdjęcia z wypraw safari, eskapad po najdroższych hotelach i restauracjach. Skąd wziął się w biznesie? Pochodzi z Lubina. Karierę rozpoczął w 1997 roku w spółkach KGHM. Trzy lata później utworzył spółkę Electus, zajmującą się finansowaniem samorządów oraz publicznych szpitali, którą w 2006 roku sprzedał za 450 mln zł – to cytat z autoryzowanego biogramu przedsiębiorcy.