
Utrzymująca się od tygodni niezła pogoda nad Wisłą sprawia, że wielu z nas planuje urlop w kraju. W efekcie na łeb na szyję lecą ceny ofert wczasów zagranicznych. Na tydzień w ciepłych krajach z wyżywieniem można wyjechać nawet dwa razy taniej niż jeszcze niedawno, ale warto dwa razy zastanowić się nim wydamy oszczędności na atrakcyjne last minute i all inclusive. – Na wakacjach przeżyliśmy piekło – słyszymy od klientów wielu polskich biur podróży, które wcale nie muszą bankrutować, by zniszczyć klientom wymarzony urlop.
Dzięki zaskakująco dobrej jak na Polskę pogodzie okazało się, że ceny wczasów w ulubionych lokalizacjach Polaków poza krajem mogą kosztować od nawet 800 zł za najskromniejszy pobyt, do grubo poniżej 2 tys. zł za słynne all inclusive. Zachęcają nie tylko ceny ofert last minute, ale i fakt, że choć na dobre zaczęły się już wakacje, to jeszcze nie słyszeliśmy o żadnym skandalu z bankrutującym biurem podróży w roli głównej. Uwaga, bo to dla wielu z nas cisza przed burzą. Nawet świetnie radzące sobie finansowo biura podróży potrafią bowiem zgotować wakacyjne piekło.
Ostatecznie dowiozły nas dwa mniejsze autokary, które też były zepsute. Niby tylko nie działała klimatyzacja, ale gdy na zewnątrz jest powyżej 30 stopni i jest się po tak długiej podróży można oszaleć.
Kogo obchodziłby klient?
Na miejscu podobno było pięknie, ale greckimi atrakcjami Krzysztof i jego żona nie nacieszyli się zbyt mocno, bo małżonka naszego rozmówcy po prostu rozchorowała się po wycieńczającej pordóży. – Tyle dobrego, że wydobrzała w miarę przed powrotem, bo ten co prawda był już bez niespodziewanych przystanków, ale znowu pojazdem z zepsutą klimatyzacją. No i również nie trwał tyle, ile zapewniało biuro podróży. Dojechaliśmy po prawie 25 godzinach, czyli z 7-godzinnym opóźnieniem – dodaje.
Jedni ludzie zareagowali płaczem, inni złością. My z paroma innymi osobami zaproponowaliśmy więc, by nas możliwie szybko przewieziono do Polski i zwrócono pełne koszty wycieczki, ale takiej opcji też nie było.
– Ten pat trwał najpierw kilkanaście godzin, po których późną nocą "skoszarowali" nas w jakimś brudnym hotelu w kilkuosobowych pokojach. A potem były kolejne trzy dni codziennych przeprowadzek. Dopiero ostatnie trzy były normalne – stwierdza Agata.
Wszystko przez to, że duża biura podróży tracą często panowanie nad sytuacją i nie szanują klienta? Teoretycznie o swój wizerunek jakością oferowanych usług powinni najsilniej walczyć więc lokalni tour operatorzy. Przed nimi ostrzega jednak pani Maria z Poznania, której jedno z tamtejszych małych biur zniszczyło prezent jaki ofiarował na 50. urodziny mężowi.
Nastrój prysł już, gdy zamiast autokaru z obrazka w podróż do Włoch musieliśmy wybrać się taką maszyną, która miała spokojnie 20 lat za sobą. Klimatyzacja teoretyczna, "klasa lux" również. Na miejscu bez klasy okazali się natomiast rezydenci, którzy po prostu oznajmili, że... nie zapłacono za nasz pobyt, ale opanowali sytuację w hotelu i na pewno możemy zająć pokoje na dwa dni. Tylko, że bez prawa do wyżywienia, które wykupiliśmy i ciepłej wody. Pal licho tę wodę w upale, ale jedzenie to już był problem.
Rezydenci co prawda poinformowali turystów, by zabierali oni rachunki z restauracji, w których będą się stołować, ale rozliczenie miało nastąpić po powrocie do Polski. Jak wspomina pani Maria, dla młodszych uczestników wycieczki, którzy zamierzali żyć skromnie w drogiej na polską kieszeń Italii oznaczało to szybką utratę wakacyjnych oszczędności. Później w kraju okazało się jednak, że pieniędzy od biura za jedzenie wykupione przez te dni i tak nie udało się wywalczyć.
