- Narkoiznes to przede wszystkim psychologia, a nie czyste pieniądze - mówi nam były dealer narkotyków. Fotografia jest jedynie ilustracją do tekstu.
- Narkoiznes to przede wszystkim psychologia, a nie czyste pieniądze - mówi nam były dealer narkotyków. Fotografia jest jedynie ilustracją do tekstu. Fot. Jakub Noch / naTemat.pl

– Narkotyki przestają być domeną młodych. Ta młodzież, co miała pierwsza dostęp do nich w latach 90-tych już się nieźle posunęła w czasie. Jak się nie upodlili przez te lata, to mają nadal swoje potrzeby. Inni zastępują teraz trawką czy czymś mocniejszym alkohol, albo dowiadują się, że po narkotykach ma się supermoce – słyszymy od Kamila, byłego dealera narkotyków w Trójmieście, który przekonuje prze narkobiznes to przede wszystkim psychologia.

REKLAMA
Artykuł nie ma na celu propagowania narkotyków

Bierzesz?
Nie, i nigdy nie brałem. Okazyjnie popalam do dziś jointa, tak klasycznie. Na imprezie. Jak to mówią, "raz na ruski rok". I w zasadzie nigdy nie brałem towaru od siebie, bo to jest skok na równię pochyłą. Nie jestem głupi.
Twoi klienci byli głupi?
Też nie chciałbym tak o nich mówić. Do sięgania po wszelkiej maści rozweselacze nie skłania przecież czysta głupota. Może po trawę ustawiają się kolejki, bo taka zrobiła się moda. Jednak raczej nie głupota kieruje 40-to czy 50-cio latkami, którzy potrzebują dostawy do domu i jeszcze płacą z uwzględnieniem sporego napiwku.
Wielu miałeś takich klientów?
Myślę, że z punktu widzenia tego, jak ludzie myślą o konsumentach narkotyków, to pewnie uznają, że to zaskakująco pokaźna reprezentacja wiekowa. Tak pobieżnie licząc, to kiedy miałem już, powiedzmy renomę, starszych klientów, takich na poziomie było spokojnie jedna trzecia całości. A jak mówię, licząc tylko takich "napiwkowych". Bo inny temat to jacyś zwykli robotnicy, którzy zamieniają wódkę na coś mocniejszego.
Narkotyki przestają być domeną młodych?
Po pierwsze to ta młodzież, co miała pierwsza dostęp do trawy, amfy, extasy w latach 90-tych się już nieźle posunęła w czasie. Jak się nie upodlili przez te lata, to mają nadal swoje potrzeby. Inni zastępują trawką czy czymś mocniejszym alkohol, albo dowiadują się, że po narkotykach ma się supermoce. Pod koniec mojej przygody z handlem miałem takiego klienta, który był jakimś tam szefem na budowie. On fundował kokainę swoim robotnikom, by pobudzić ich w zmęczeniu. To, co wydał u mnie, podobno zwracało mu się w lepszym tempie prac.
Jak wszedłeś w narkobiznes?
W to się wchodzi chyba tylko jedną droga. Znasz kogoś, kto zna kogoś innego, kto kontroluje dany teren. W Trójmieście mamy ten luksus, że rynek od lat nie jest zmonopolizowany. Jest kilku graczy. Do tego dochodzą wyjazdy, czyli zamówienia od klientów, którzy latem przenoszą się do miejscowości nad morzem. Jak masz "swój" kemping lub kilka kempingów na Helu, to niektórzy mogliby tam przez parę dni pewnie na cały rok się ustawić, ale siedząc tam też sporo hajsu się wydaje (śmiech). No a wracając do wchodzenia w biznes, to kluczowe jest też, że ci "ktosie" muszą wiedzieć, iż jesteś w miarę pewny, albo po prostu potrzebujesz sporo kasy.
To oni polują na szeregowych dealerów?
I tak, i nie. Wiele zależy od ogarnięcia takiego człowieka. Wiesz, że najwięcej hurtowników wpada nie przez zakrojone na szeroką skalę akcje CBŚ,czy ABW, a po prostu przez wpadki ich ludzi? Takich, których wybrali błędnie, a okazało się, że po pierwsze dali się zgarnąć, a po drugie sypali jak szaleni. Narkotyki to przede wszystkim psychologia, a nie czyste pieniądze. Mocno to widać także na tym, że ludzi potrzebujących pieniędzy ci mniej ogarnięci szukają wśród tzw. patoli. A dużo lepszy efekt przynosi poszukanie kogoś w kłopotach finansowych, kto pochodzi ze środowiska, które ma kasę i w którym on będzie miał potencjalnych klientów.
Lepszymi dealerami są dzieci z dobrych domów?
No jasne, ale nie tylko dzieci. Przecież żadną tajemnicą nie jest, że w Sopocie parę lat temu jednym z najlepiej zarabiających - jak to nazwałeś, szeregowych dealerów - był facet koło 60-tki. Tak zarabiał na upadający biznes. Najpewniejszą inwestycją ludzi zajmujących się hurtem jest wybór takich osób, które nie będą stały z założonymi rękami, a od razu mogą mieć swoich klientów i to też takich pewnych, nieprzypadkowych.
Osławione dealowanie pod szkołami to mit?
Za młody jestem żeby pamiętać, ale podobno takie akcje się zdarzały. Dobre 15-20 lat temu kiedy nauczyciele i policja mieli wyj..., albo nie ogarniali, co się wokół nich dzieje. Ustawienie się pod monitorowaną szkołą to już kretynizm. Pomijając już fakt, że co dalej? Wystawić polówkę i na kartkach wypisać gram tego za tyle, tamtego za tyle?
Skoro mówimy już o pieniądzach, jak wyglądają zarobki w tej branży?
Różnie. Naprawdę są strasznie zróżnicowane. Wszystko zależy od tego, dla kogo się sprzedaje, od kogo ma się towar. W Gdańsku czy Sopocie dochodzą jeszcze zmiany sezonowe. Bo jak wszyscy tutaj, tak i ludzie zajmujący się dealowaniem mają znacznie lepszy przychód w wakacje.
To porozmawiajmy może o sumach...
To każdy musiałby sobie już sam policzyć. Przyjąć różne zmienne. Generalnie kluczem do naprawdę dobrego zarobku na pewno nie było szukanie tłumu odbiorców na marihuanę, która z każdym rokiem taniała i dobrą trawę można było mieć już za 25-30 zł za gram. Średnio zarabia się też na amfetaminie, która z niezrozumiałego dla mnie powodu jest popularna w takich środowiskach, które potrafią kupować "na zeszyt". To wiadomo, jak potem jest ze ściąganiem takich długów. Dla porównania, ceny grama kokainy to już kilkaset złotych, więc chyba jasne, jak warto budować sobie rynek odbiorców.
Miałeś, może nadal masz ,wyrzuty sumienia w związku z dawnym zajęciem?
Trochę i owszem. Z tym, że jeśli pytasz o wyrzuty wobec klientów to niezbyt. Nikogo nigdy do niczego nie zmuszałem. Zachęcałem? No może trochę... A jeśli mam wyrzuty sumienia, to są one związane z tym, że patrząc przez pryzmat czasu żałuję, iż wpakowałem się w problemy z prawem. Pieniądze pieniędzmi, ale to jednak jest przeszkoda, która parę lat będzie stała na drodze do wielu rzeczy, które chciałbym zrobić.
Wpadłeś prawda?
Podj... mnie. Tak bym to nazwał. Całe szczęście w tym nieszczęściu było takie, że udało mi się wywinąć od aresztu, a jednocześnie potem za zawiasy w sądzie nie musiałem sypnąć nikogo, poza tymi, którzy mnie wpakowali w te problemy. Bogu dzięki, nie musieli więc mnie rodzice za kratami odwiedzać. Zresztą chyba bym tam nie wytrzymał. Do teraz jestem przerażony, jak o tym pomyślę.
Dealując mieszkałeś z rodzicami?
Tak, no przecież to była moja praca na studiach...
I oni nie mieli pojęcia, co robisz? Nie zastanawiały ich dodatkowe pieniądze?
Dobry dealer, to dealer niegłupi (śmiech). Równie wiele uwagi poświęcałem na budowanie siatki odbiorców, co na stwarzanie pozorów dla rodziny. Porządne, sportowe, choć trochę przechodzone auto dostałem jeszcze na 18-tkę od taty. Kasy potrzebowałem także na doprowadzenie go do właściwego stanu. Takiego, bym mógł bawić się nim w zawodach. Jak to się udało, to w domu mówiłem, że mam z kolejnych wygranych, z zakładów z kumplami. Nie wnikali, bo nie mieli też na to za dużo czasu.
Dziś wiedzą, że masz wyrok?
No niestety. I tego najbardziej żałuję.