Jak zauważa dzisiejsza "Rzeczpospolita", minister sprawiedliwości Jarosław Gowin swoimi ideologicznymi przekonaniami może przeszkodzić sobie w reformach, które zaplanował, a przede wszystkim swojemu "oczku w głowie" – deregulacji zawodów.
Gowin przypomniał o swoich mocno konserwatywnych przekonaniach przy okazji konwencji Rady Europy o zapobieganiu przemocy wobec kobiet. Ministra zaniepokoiła przede wszystkim definicja płci zawarta w dokumencie, która jest precyzowana jako społeczna rola, a nie jako płeć fizyczna. Konwencja przedstawia po prostu współczesny opis podziału na kobietę i mężczyznę, który nie zamyka się w konserwatywnym pojęciu rozróżniającym płcie tylko po narządach rozrodczych.
Ze sprzeciwu Gowina rodzi się polityczny spór. Otwarty pojawił się na linii minister sprawiedliwości – pełnomocnik ds. równego traktowania, którą to funkcję sprawuje Agnieszka Kozłowska-Rajewicz. Mało znana posłanka Platformy Obywatelskiej z okręgu poznańskiego odgrzała swoim otwartym sprzeciwem ideologiczną chwiejność partii rządzącej. Wieloskrzydłowość PO poczytywana przez wielu za zaletę, znów staje się problemem.
Kozłowska-Rajewicz nie wydaje się poddawać silniejszemu politycznie Gowinowi. Kilka dni temu mówiła z lekką złośliwością, że wyjaśni pojęcie "gender" ministrowi, a Polska "oczywiście podpisze" konwencję. Czy posłanka także potraktowała sprawę ideologicznie, czy czuje się pewna, bo wie, że ma dla swojej sprawy więcej sojuszników niż Gowin?
Kolejny powód do krytyki
Przeciwnicy konserwatywnego ministra w samej Platformie chcą skorzystać politycznie na tym konflikcie. Jak przekazuje "Rzeczpospolita", opozycja Gowina w PO chętnie skorzysta z tego sporu. Tak samo jak Ruch Palikota i Sojusz Lewicy Demokratycznej, które walczą o reprezentowanie pozycji feministycznych, czy pro-kobiecych.
Dorzucanie paliwa opozycji może zaszkodzić reformom ministra sprawiedliwości. Choć między innymi rzecznik rządu sprzeciwia się łączeniu tych dwóch spraw, to wydaje się, że trudniej będzie Gowinowi z jego nie do końca popularnymi zmianami w prawie, jakie forsuje. Zdecydowanie lepiej szło ministrowi sprawiedliwości, gdy skupiał się na prawie, a swoje przekonania religijne czy światopogląd zatrzymywał dla siebie.
Gowin przy swoim, Kozłowska-Rajewicz przy swoim
Minister sprawiedliwości w porannym programie "Jeden na jeden" stacji TVN24 mówił dziś o sporze. A raczej, jak chce sam Gowin, "naturalnej różnicy zdań, która jest zrozumiała w pluralistycznej partii". Platformę porównuje do amerykańskich szerokich stronnictw.
Gość Bogdana Rymanowskiego tłumaczy, że kontrowersyjna dla niego konwencja "zawiera wiele bezsprzecznie słusznych postulatów, ale także takie, które są sprzeczne z modelem życia Polaków. Zobowiązuje ona do walki ze stereotypami, a państwo po jej podpisaniu byłoby zobowiązane do zwalczania tradycyjnych wartości – małżeństwa, czy rodzicielstwa kobiet."
Gowin zwraca też uwagę, że konwencji nie podpisały takie liberalne kraje jak Dania, Belgia i Holandia. Mimo swojego ostrego sprzeciwu minister uważa, że "w Polsce jest dziesięć tysięcy ważniejszych problemów", a dla niego samego istotne są inne sprawy: – Jestem odpowiedzialny za uzdrowienie polskiego wymiaru sprawiedliwości i deregulację. Gowin informuje też, że nie rozmawiał jeszcze z premierem na ten temat.
Minister sprawiedliwości ma nadzieję, że nie dojdzie do głosowania nad przyjęciem tej konwencji, ale oczywiście będzie jej przeciwny. Pytany o ewentualnych sojuszników mówi, że nie chce nikogo stawiać w trudnym położeniu, ale "w rządzie nie brakuje osób o takich poglądach jak ja". Na koniec wspomina, że po spotkaniu z pełnomocnik ds. równego traktowania, nie doszło do pogodzenia stanowisk: – Mam silne przekonania, tak jak Kozłowska-Rajewicz.