Oddawanie nasienia w USA to duży i dochodowy biznes. Jak szacuje tygodnik "Time", z ich usług korzysta 60 proc. klientów klinik leczenia niepłodności. Dawcom są co prawda stawiane wysokie wymagania, ale za próbki spermy są oni hojnie wynagradzani. W Polsce na nasienie jest mniejszy popyt, a dawcy przysługuje co najwyżej zwrot kosztów związanych z donacją.
Jeśli masz co najmniej 176 cm wzrostu i wykształcenie średnie, twoje nasienie w Stanach jest warte ok. 60 dol. za próbkę. Zarobisz lepiej, jeśli masz doktorat - wtedy bank spermy zapłaci ci nawet 500 dol. - pisze tygodnik "Time". Nasienie stało się towarem deficytowym - potrzebuje go już ponad połowa pacjentów klinik prowadzących zabiegi in vitro. Głównie osób samotnych i lesbijek.
Czy dawca spermy również w Polsce może liczyć na kokosy?
Według szacunków kliniki InviMed, w Polsce na dawców czeka jedynie co setna pacjentka - pary, które mają problemy z potomstwem, leczone są przede wszystkim przy użyciu komórek rodziców. Nie każda klinika ma w związku z tym własny bank spermy. W Polsce nie ma żadnych regulacji, które nakładałyby na nie ten obowiązek.
- Korzystamy z duńskiego banku. Choć jedna dawka nasienia sprowadzonego stamtąd jest nieco droższa niż polskiego, kosztuje ok. 700 zł, próbka jest trochę lepiej przebadana, a pacjenci zyskują pewność, że w jednym mieście nie będzie wychowywało się kilkoro podobnych do siebie dzieci - mówi Marzena Smolińska z InviMed.
Za próbkę nasienia z jednego z polskich banków trzeba zapłacić ok. 500 zł. Ile z tej kwoty trafia do samego dawcy?
- Nie płacimy dawcom za nasienie - zapewnia dr Danuta Micińska, lekarz z centrum leczenia niepłodności Novomedica, do którego co roku zgłasza się kilkudziesięciu chętnych do oddania spermy. - W Polsce nie można handlować komórkami, zabrania tego prawo.
Specjaliści od leczenia niepłodności znaleźli jednak sposób, by ten przepis obejść - dawca może dostać rekompensatę za stracony podczas oddawania spermy dzień pracy oraz zwrot kosztów dojazdu.
- Z tego, co wiem, te koszty są ryczałtowo pokrywane na poziomie ok. 1000 zł. To z jednej strony niemało, a z drugiej trzeba mieć świadomość, że dawca musi pojawić się u nas przez pół roku. Jeśli ktoś liczy, że pieniądze dostanie na najbliższą imprezę, to jest w błędzie - mówi prof. Krzysztof Łukaszuk, kierownik Klinik Leczenia Niepłodności INVICTA.
Mimo że dawcy nie mogą liczyć na sowite wynagrodzenia, nadal stawiane są przed nimi wysokie wymagania.
- U nas zasadą jest, że kandydat powinien mieć przynajmniej średnie wykształcenie, a jego nasienie powinno odznaczać się wysokimi parametrami, to znaczy zawierać stosunkowo wiele plemników w porównaniu do populacji - mówi dr Micińska. Lekarka zapewnia, że kandydaci na dawców zawsze zapraszani są do kliniki na rozmowy. - Chcemy sprawdzić, czy kierują nimi czyste intencje.
- W naszej klinice obowiązują spotkania przyszłego dawcy z psychologiem i zespołem lekarzy. Każda z tych osób powinna zaakceptować dawcę. Bardzo dużo osób odpada w tych spotkaniach. Czasem wydaje się, że ktoś robi to charytatywnie, ale ręce mu się trzęsą i okazuje się, że potrzebuje pieniędzy na najtańsze wino - mówi prof. Łukaszuk.
Po tym, jak dawca odda nasienie, jest ono w banku badane pod względem bakteriologicznym i wirusologicznym. Zanim trafi do przyszłych rodziców, jest też przechowywane co najmniej przez pół roku Chodzi o to, by zyskać maksymalną pewność, że pacjentka nie zarazi się żadną chorobą.
Prof. Krzysztof Łukaszuk zwraca uwagę, że z donacji nasienia wynika dla dawców jeszcze jedna bardzo ważna korzyść: sami mogą sprawdzić, czy ich sperma jest w porządku.
- Fajnie, że młodzi ludzie się zgłaszają, bo mieliśmy dużą grupę osób, która przyszli jako dawcy, a wyszli jako pacjenci, bo dowiedzieli się, że mają problemy - mówi kierownik Klinik Leczenia Niepłodności INVICTA.