Mieszkańcy austriackiej miejscowości Fucking w Austrii chcą zmienić jej nazwę. Mają dość żartów telefonicznych i kradzieży tabliczek przy wjeździe. Czy z podobnymi problemami borykają się mieszkańcy polskich wsi, które mają podobnie "ciekawe" nazwy?
Fucking to wioska licząca sobie około stu mieszkańców, znajdująca się w Górnej Austrii. Przez setki lat leżała sobie spokojnie z dala od Anglików i znających ich język ludzi (w języku Brytyjczyków "to fuck" to wulgarne określenie stosunku płciowego). W czasie II wojny światowej odwiedzili ich jednak rubaszni żołnierze amerykańscy. I tak zaczęła się światowa popularność wioski...
Teraz chcą powrócić do pisowni, która obowiązywała setki lat temu – "Fuging", albo "Fugging". Kilka lat temu w głosowaniu odstąpili od pomysłu zmiany nazwy, ponieważ jest historycznie ugruntowana. Według podań została założona już w szóstym wieku, przez szlachcica bawarskiego zwanego Focko. Nazwa Fucking powstała przez setki lat przekształceń pierwotnej nazwy oznaczającej "wieś należącą do Focko" (podobnie jak przykładowo Warszawa, wywodzi się od skróconej formy imienia Warcisław).
Kij ma oczywiście dwa końce. Oprócz przykrych zdarzeń jak kradzieże znaków (które teraz są wbetonowane – kosztowały po trzysta euro), niektórzy mieszkańcy wioski potrafili zarobić na niezwykłej dla anglofonów nazwie. Sprzedawali chociażby koszulki ze znakiem i dopiskiem "Bitte – nicht so schnell!" (Proszę – nie za szybko!).
Jak radzą sobie polskie miejscowości z nietypowymi nazwami?
Pytani przez nas mieszkańcy wsi Pupki, Cyców, Białykał i Zgon mówili nam, że nie ma problemu kradzieży znaków. Oczywiście często pojawiają się przy nich turyści robiący sobie zdjęcia, ale nie stanowi to większego problemu. Wójt gminy Cyców Jan Baczyński vel Mróz, powiedział nam, że najwięcej zatrzymujących się przy znaku z nazwą wsi (biegnie przez nią droga wojewódzka, która jak kazał nam podkreślić wójt – Jest w tragicznym stanie), pojawiało się, gdy przykręcono znak A-11 – nierówna droga. – Ktoś nawet dorysował na nim mini-sutki – mówi wójt śmiejąc się.
Czy kontrowersyjna nazwa przeszkadza, czy może pomaga? Odrzuca, czy przyciąga turystów? Pytany przez nas o to mieszkaniec wsi Pupki, mówi, że nie widzi ani plusów, ani minusów kontrowersyjnej nazwy. Tak samo powiedzieli sołtysi Andrzej Polita ze wsi Zgon, Elżbieta Głowacz z miejscowości Białykał i wójt gminy Cyców. Wszyscy zauważyli też, że oczywiście nazwy te mogą być niezwykłe dla przejezdnych, ale oni traktują je jako coś naturalnego. Jan Baczyński tłumaczy nam: – Jeżeli chodzi o nasze środowisko, to ta nazwa nikomu nawet nie wywołuje uśmiechu na twarzy. Jeżeli jesteśmy poza terenem lubelskiego, może dziwnie brzmieć.
Wszystkie te nazwy brzmiące dziwnie dla osób spoza tych miejscowości, mają zwyczajne pochodzenie. Obecne znaczenie jest wtórne. Chociażby Zgon był miejscem zgonu bydła, jak opowiada nam sołtys Andrzej Polita. Nazwa Cycowa, jak mówi wójt – Nie ma nic wspólnego z żeńskimi częściami ciała, tylko ma pochodzenie hydrologiczne, "siczem", albo "cycem" nazywano strumyki. Możliwa jest też etymologia od nazwy rodu, albo sukna pochodzącego z Holandii zwanego "zycen" – dodaje Baczyński.
Czy mieszkańcy zastanawiają się nad zmianą nazwy?
Odpowiadając na to pytanie, wszyscy jednym chórem zaczęli od "nie". Są po prostu przyzwyczajeni i wychowani z tymi nazwami. Poza tym są ugruntowane historycznie, niektóre z nich mają po setki lat. Jan Baczyński mówił nam: – Myślę, że mamy się czym szczycić – mamy chociażby piękne zabytki. Historia pamięta bitwę cycowską z bolszewikami, upamiętnioną przykładowo na Grobie Nieznanego Żołnierza. Zmiana nazwy ze względów historycznych byłaby zła. Poza tym jesteśmy wyjątkowi – z tego co wiem, nie ma drugiego Cycowa w całej Europie.