Zbiory "chwastów" dla sałatki
Zbiory "chwastów" dla sałatki http://niekupiejedzenia.blogspot.com/

O akcji było dość głośno rok temu, kiedy pewien bloger, postanowił przez rok nie kupować jedzenia. Miał to być krok w stronę powrotu do natury i uniezależnienia się od systemu. Bloger oprócz siebie, do wyżywienia miał jeszcze rodzinę, a więc do sprawy podszedł bardzo ambitnie. Korzystając z dobrodziejstw niewielkiego gospodarstwa i naprawdę niedużego doświadczenia rolniczego zajął się produkcją jedzenia dla siebie i rodziny.

REKLAMA
Igor Bokun, autor bloga „niekupiejedzenia” jest zawodowo aktywny – kieruje spółką technologiczną notowaną na warszawskiej na giełdzie. Nie porzucił obowiązków związanych z pracą na rzecz poświęcenia się całkowicie hodowli zwierząt i uprawie ziemi, musiał być w stanie odnaleźć się w obydwu rolach. Powrót do życia z ziemi dał mu jednak wiele interesujących doświadczeń, którymi dzieli się na blogu z tymi, którzy również chcieliby „wyrwać się z Matrixa”.
logo
Suszone owoce i warzywa http://niekupiejedzenia.blogspot.com/
Koncepcja niezależnego życia jest dla mnie bardzo interesująca. W naTemat pisałam już dość dawno temu o Mike'u Reynoldsie, który eksperymentuje z samowystarczalną architekturą i buduje domy, które nie wymagają podłączenia do wodociągów, czy linii elektrycznej, bo wszystko są w stanie wygenerować same. Mike, w swoich projektach przewiduje całoroczną szklarnię, która jednocześnie doświetla i ociepla dom, stwarzając mieszkańcom możliwość produkowania chociaż częściowo własnego jedzenia.
Autor bloga, podobnie jak Reynolds zauważył, że żyjemy w społeczeństwie, które jest trochę terroryzowane. W końcu wszyscy wiemy, że żeby móc żyć musimy jeść, a żeby jeść musimy pracować, bo jedzenie trzeba w końcu kupić w markecie. Powoli wszystko staje się produktem i zapominamy, że jesteśmy częścią nie tylko owego „Matrixa”, ale także ekosystemu i jedzenie możemy brać nie tylko z marketów, ale także po prostu ziemi.
Nie wiemy skąd bierze się nasze jedzenie, odkąd wszystko przychodzi pięknie opakowane, prosto pod nadze drzwi. Przypominam o aferze związanej z małymi prosiętami sprzedawanymi w całości w Makro.
Od założenia bloga minął już ponad rok. Czy Igorowi udało się przez ten czas wyżyć z tego co wyprodukował na swojej niewielkiej, rolniczej działce?Nie. Jak pisze, przeżycie byłoby możliwe, jednak to nie byłaby komfortowa (i zupełnie zdrowa) sytuacja, biorąc pod uwagę ilość błędów, które popełnił początkujący eko-rolnik. Od początku zresztą było wiele wątpliwości. Czy barter z innymi rolnikami to wciąż niezależność? Czy będzie mógł kupować sól i przyprawy, których przecież nie może sam wyprodukować? Skąd wziąć olej i oliwę?
Nie rezygnując ze swojej pracy musiałby zabierać ze sobą do biura suszone mięso i cukinie, gotować ziemniaki. Nie zawsze się dało. Jego plony nie były dość duże, żeby mógł pozwolić sobie na w miarę urozmaiconą dietę. Sporo zapasów ucierpiało przez szkodniki, z którymi początkowo nie potrafił sobie poradzić.
logo
Własny bundz http://niekupiejedzenia.blogspot.com/
Autor nie traktuje tego jednak jako niepowodzenia, a po prostu jeszcze jedną lekcję i kolejny krok do niezależności. Lista nauczek i błędów?
Pszczoły nie przetrwały zimy. Jego zapasy nasion były źle zabezpieczone, w związku z czym zostały zjedzone przez nornice, zbudowana ziemianka była zbyt zimna i część zapasów zmarzła. Ziemniaków jednak udało się wyprodukować dużo, wystarczyły spokojnie na całą zimę. Także hodowla zwierząt okazała się z czasem całkiem prosta. Składane przez kurzą rodzinę jaja służyły autorowi przez cały rok.
logo
Stado owieczek blogera http://niekupiejedzenia.blogspot.com
Pracując ze zwierzętami zauważył też to, o czym mówią weganie – pozyskiwanie produktów odzwierzęcych łączy się z powiększaniem stada, które trzeba z czasem zredukować, zabijając starsze zwierzęta. Inaczej po prostu hodowla byłaby kompletnie nieopłacalna. Tyczy się to zarówno mleka jak i jaj. Rodzina blogera korzystała z mięsa z własnych zwierząt, jednak wszyscy mieli do niego zupełnie inny stosunek, niż to bywa na przykład w uznanych restauracjach.
Autor pisał, że nauczył się szanować mięso, bo teraz naprawdę wie skąd ono pochodzi i nie wyobraża sobie wyrzucić choćby odrobinkę, ze względu na to, że jest np. źle wypieczone, lub zbyt mocno przyprawione. Bloger nauczył się robić bryndzę i własną fetę. Na blogu dzieli się swoimi metodami i listą książek z których korzystał.
Życie jedną nogą poza systemem służyło mu na tyle, że przez cały rok nie wziął nawet jednego syntetycznego lekarstwa. Kiedy źle się czuł pościł, lub pił napar z kory wierzby, który podobno działa jak aspiryna. Zaczął też regularnie jeść sałatki pasterskie, zrobione z zieleniny, która powszechnie uważana jest za chwasty. Wiedzę o ziołolecznictwie czerpie od prowadzącej go lekarki z Mongolii, która leczy zgodnie z zasadami Tradycyjnej Medycyny Chińskiej.
Blog Igora Bokuna jest bardzo inspirujący, nawet dla tych, którzy nie zamierzają wyprowadzać się z miasta. Własne pomidory można w końcu uprawiać na balkonie, albo zamiast kilku metrów trawnika, w swoim podmiejskim ogrodzie, można posadzić kilka kabaczków i dynię.
Jedzenie prosto z ziemi ma najwięcej wartości odżywczych i smakuje zupełnie inaczej, niż to dostępne w marketach. Jeśli więc chcecie jeść smacznie, wyrwać się z „Matrixa” i zachować dobre zdrowie, w ramach inspiracji polecam zajrzeć na bloga.