"Przyznaję się do kolejnego, horrendalnego błędu w przewidywaniach. Od dawna byłem głęboko przekonany, że nadchodzące tygodnie będą w Polsce czasem erupcji narodowego entuzjazmu i obywatelskiej dumy" - pisze w najnowszym "Newsweeku" Tomasz Lis. Dodając, że na chwilę przed Euro 2012 zamiast czasu radości i dumy nadchodzi czas ataków, oskarżeń, najbardziej odrażających oszczerstw, a nawet podkopywania fundamentów demokracji. Jak widzą to inni znani kibice?
"Od dawna byłem głęboko przekonany, że nadchodzące tygodnie będą w Polsce czasem erupcji narodowego entuzjazmu i obywatelskiej dumy. Oto właśnie organizujemy największą imprezę w naszej historii. Może nie wszystko zapięto na ostatni guzik, ale nigdy wcześniej nie zbudowano u nas tylu pięknych stadionów i tylu kilometrów nowoczesnych dróg. 23 lata po wielkim przełomie możemy pokazać światu, jak wielką drogę przeszliśmy, jak wielką pracę wykonaliśmy" - stwierdza naczelny "Newsweeka" w swoim felietonie. Jednocześnie przyznając, że takie myślenie było z jego strony błędem.
"Czas radości i dumy? Nie, to czas dzikich ataków na legalnie wybrane polskie władze. Czas podkopywania fundamentów naszej demokracji. Czas rzucania najbardziej niepohamowanych oskarżeń, najbardziej brutalnych insynuacji, najbardziej odrażających oszczerstw" - pisze Tomasz Lis. Nawiązując w ten sposób do ostatnich niezwykle ostrych politycznych sporów m.in. katastrofę pod Smoleńskiem.
Wirus entuzjazmu pokona wszystko
Obawy dziennikarza podziela socjolog prof. Ireneusz Krzemiński. - Są politycy, którzy kłamstwem potrafili wyprowadzić dzisiaj tysiące ludzi na ulice. Ja jestem przerażony tym, co się w Polsce dzieje. I widzę bardzo wyraźnie niezwykle dobrze przygotowaną kampanię PiS i Radia Maryja, która prowadzi do destabilizacji państwa. Można chyba nawet użyć już metafory Republiki Weimarskiej - mówi naukowiec. Zdaniem profesora Krzemińskiego, nie ma bowiem mowy o tym, by w takich okolicznościach można było w ogóle mówić o jakimkolwiek łączeniu się społeczeństwa. A to sytuacja bardzo niebezpieczna, nie tyle dla organizacji Euro 2012, a państwa jako takiego. - Mamy doświadczenie XX. wieku, które pokazują, że straszne rzeczy z tego wychodzą - ocenia Krzemiński.
Czy Euro 2012 w Polsce rzeczywiście jest więc skazane na klęskę, jako czas zabawy i radości? Inaczej widzi to był dziennikarz sportowy i senator Platformy Obywatelskiej Andrzej Person. Polityk i kibic nie wierzy, że Polacy są aż tak podzieleni, by odbiło się to na sportowym święcie, które współorganizujemy wraz z Ukraińcami. - Bardzo szanuję opinię Tomasza Lisa, bo uważam go - obok Donalda Tuska - za najbardziej wyrafinowanego znawcę sportu, z tych którzy zajmują się polityką. Jednak nie zgadzam się z tym niepokojem. Tysiące kibiców, którzy po wygranej z Grecją będą dumnie maszerowali Mostem Poniatowskiego wracając ze stadionu, zarażą miliony Polaków wirusem tego entuzjazmu - ocenia senator.
Piłka musi wygrać z narzekaniem
Zdaniem Andrzej Persona zagrożenie dla dobrej atmosfery wokół mistrzostw jednak istnieje. Tylko, że z zupełnie innej strony, niż mogłoby się wydawać. - Zagrożeniem są media - mówi. - To znaczy, ten negatywny przekaz, który dzisiaj dominuje w mediach. Jeżeli nie będzie więcej obiektywizmu i będziemy oglądali od rana Holendra, który pod Koninem wpadł w dziurę po niedokończonej autostradzie, czy Niemca, który opowiada, że po jego pokoju chodzą pchły, to jest pewne zagrożenie - ocenia. - Natomiast te wszystkie siły, które dzisiaj widać na ulicach, to są marginalia. Polacy chcą być dumni i cieszyć się z sukcesów, co widać po wszystkich wielkich imprezach sportowych. Nawet, gdy przegrywaliśmy na MŚ w Niemczech, to dziesiątki tysięcy Polaków zachowywały się fantastycznie. Polacy zostali uznani tam za najlepszych kibiców - dodaje.
Podobny optymizm wykazuje Michał Pol z redakcji sportowej "Gazety Wyborczej". - Tak, jak cenię wszystkie polityczne prognozy Tomka Lisa, tak tu liczę, że on się myli. I jak rozpocznie się Euro 2012, to takie rzeczy pójdą na bok, a rządzić będzie piłka nożna. Bo piłka porywa wyobraźnie na całym świecie i porywa też wyobraźnię Polaków. Oby tylko nasi piłkarze nie sprawili, że po drugim meczu przestaniemy się tym interesować, bo zostanie nam tylko tradycyjny mecz o honor - stwierdza.
Najgorzej będzie po mistrzostwach?
Dodaje jednak, że zawsze obawia się, że politycy skuszą się, by wykorzystywać sport do swoich partykularnych celów. A to miało już w przeszłości przecież miejsce. - Mój blog największą oglądalność miał wówczas, gdy napisałem o tym, jak po meczu Polska-Niemcy ówczesny wiceminister edukacji Mirosław Orzechowski z LPR zażądał, by odebrać polskie obywatelstwo Łukaszowi Podolskiemu, bo strzelił nam dwie bramki. Niemcy w to nie wierzyli. Tłumaczyli te informacje z polskiego na niemiecki, bo nie chcieli nam wierzyć. Myśleli, że ich podpuszczamy, iż urzędnik w Polsce może czegoś takiego żądać - opowiada.
Pol bardziej boi się więc tego, jak politycy mogą chcieć wykorzystać mistrzostwa po ich zakończeniu. - Jak nam nie pójdzie, to winny będzie oczywiście premier i rząd - przewiduje. - Bardzo bym nie chciał, żeby polityka przyćmiła to wielkie święto jakie tylko raz dostaliśmy. I pewnie nigdy więcej już nie odstaniemy - podsumowuje.
Są politycy, którzy kłamstwem potrafili wyprowadzić dzisiaj tysiące ludzi na ulice. Ja jestem przerażony tym, co się w Polsce dzieje. I widzę bardzo wyraźnie niezwykle dobrze przygotowaną kampanię.
Andrzej Person
senator PO, były dziennikarz i działacz sportowy
Jeżeli nie będzie więcej obiektywizmu i będziemy oglądali od rana Holendra, który pod Koninem wpadł w dziurę po niedokończonej autostradzie, czy Niemca, który opowiada, że po jego pokoju chodzą pchły, to jest pewne zagrożenie.
Michał Pol
dziennikarz sportowy "Gazety Wyborczej"
Jak nam nie pójdzie, to winny będzie oczywiście premier i rząd. Bardzo bym nie chciał, żeby polityka przyćmiła to wielkie święto jakie tylko raz dostaliśmy.