To, co w ostatnich dniach dzieje się na polskiej scenie politycznej jest dla wielu co najmniej żenujące. Politycy wzajemnie się obrażają, oskarżają i znieważają. Mówi się już nawet otwarcie o "wojnie". Jak daleko w swoich oskarżeniach mogą posunąć się Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz, żeby przekroczyć cienką czerwoną linię? W polskim prawie "mowa nienawiści" jest zabroniona. A nie ma żadnych wątpliwości, że atmosfera nienawiści trwa w najlepsze.
Od kilku dni mamy całkiem niezły pokaz tego na co którą partię stać. I szczerze mówiąc - strach się bać. Nie brakuje oskarżeń, znieważeń i zarzutów. Dzięki temu dowiadujemy się, że premier Tusk to "zuch w krótkich majtkach", który jest "zdrajcą winnym zamachu w Smoleńsku".
Trzeba przyznać, że szef rządu wykazuje się sporą dozą cierpliwości. Jednak miarka powoli się przebiera. Po kilku tygodniach "kampanii smoleńskiej" prowadzonej przez PiS, Donald Tusk zabrał głos w Sejmie. Naiwni ci, którzy myśleli, że przemówienie ostudzi emocje. Stało się wręcz odwrotnie, a reakcja była natychmiastowa.
Tournee z oskarżeniami
Posłowie PiS kontynuują tournee, podczas którego oskarżają rząd o katastrofę smoleńską i spiskowanie z Rosją. Każdego dnia zarzuty idą dalej. Ostatnio usłyszeliśmy już, że "trzeba walczyć o wolną Polskę". Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz przechodzą samych siebie. W komentarzach pod tekstami informującymi o kolejnych wypowiedziach polityków, nasi czytelnicy pytali: ile jeszcze, czemu nikt z tym nic nie robi. Sprawdziliśmy.
Wczoraj nie wytrzymał też premier Tusk nie wytrzymał i zapewnił, że "żarty się skończyły". - Słowa, które padają w ostatnich dniach, mogą mieć swoje konsekwencje (...) i ci, którzy je dzisiaj wypowiadają, mówię o tych twardych słowach czasami pełnych nienawiści i agresji, słowa, które godzą bezpośrednio w serce Polski, w taki jednoznaczny interes narodowy Polski i Polaków, te słowa mogą mieć także niestety swoje praktyczne konsekwencje - mówił odbierając nagrodę "The Warsaw Voice".
W końcu - powiedzieliby co niektórzy. Zwłaszcza ci, którzy chociaż trochę znają się na prawie. W Polsce znieważenie lub nawoływanie do nienawiści na tle narodowościowym, rasowym, etnicznym, wyznaniowym jest nie tylko zabronione, ale i karalne.
Mowa nienawiści
W rozmowie z naTemat prof. Aleksander Smolar przekonywał, że takiej atmosfery nienawiści nie było w Polsce od 1989 roku. Istnieje nawet termin "mowa nienawiści", który charakteryzuje się znieważeniem lub rozbudzeniem nienawiści i antyspołecznych uprzedzeń wobec pewnej osoby lub grupy osób. Przypominając sobie słowa, które padają ostatnio z ust polityków można dojść do wniosku, że brzmi to całkiem znajomo.
Brudziński o Tusku: pętak, zuch w krótkich majtkach i zdrajca
- Mowa nienawiści to pojęcie potoczne. Mówiąc prawnie znieważenie to okazanie pogardy wobec innej osoby, coś znacznie większego niż lekceważenie, czy pomówienie. Słowa uznane za zniewagę muszą być obiektywnie obraźliwe, naruszać godność innej osoby - wyjaśnia dr Michał Jackowski, konstytucjonalista i adwokat.
Mowa nienawiści musi być motywowana ściśle określonymi pobudkami: przynależnością narodową, etniczną, rasową, wyznaniową, ale według naszego rozmówcy mowa nienawiści w takiej formie nie występuje jeszcze w polskiej polityce. - Debata polityczna w naszym kraju z roku na rok ulega zaostrzeniu. Politycy używają coraz mocniejszych sformułowań. Nie jest to jednak, moim zdaniem, mowa nienawiści w opisanym wyżej znaczeniu. Ostra ocena przeciwników politycznych o ile mieści się w pewnych ramach, nie jest jeszcze publicznym znieważeniem - tłumaczy dr Jackowski.
To raczej język wrogości
Wątpliwości czy język polityków możemy nazywać już mową nienawiści ma też dr Marek Troszyński, socjolog i kierownik projektu "Stop Mowie Nienawiści". - To nie jest mowa nienawiści w powszechnie przyjętym znaczeniu. Jest to jednak bez wątpienia język wrogości, znaczące złamanie dobrego obyczaju, estetyki i etyki - podkreśla.
Mowę nienawiści kojarzymy najczęściej z tym, że łamie obowiązujące prawo, a jak mówi dr Troszyński: - Gdyby słowa, które do tej pory padły, łamały prawo to nie mam wątpliwości, że politycy by zareagowali. Przecież dawniej zdarzały się już procesy cywilne. Jeżeli premier uważa, że np. "zuch w krótkich majtkach" go nie obraża i żadnych prawnych kroków nie podejmuje to jego decyzja.
Cięty język naszych polityków ostrzej ocenia adwokat Jerzy Naumann. - Myślę, że można się dopatrzeć już takich znamion - wyjaśnia. Nie jest to jednak jedyna płaszczyzna, na której słowa posłów wchodzą w obszar prawa karnego.
Czym jest mowa nienawiści
Używanie języka w celu znieważenia, pomówienia lub rozbudzenia nienawiści wobec pewnej osoby lub grupy osób. Narzędzie rozpowszechniania antyspołecznych uprzedzeń i dyskryminacji ze względu na rozmaite cechy, takie jak: rasa, pochodzenie etniczne, narodowość, płeć, tożsamość płciowa, orientacja psychoseksualna, wiek, światopogląd religijny. CZYTAJ WIĘCEJ
źródło: wikipedia.org
Mowa nienawiści nie, zniewaga tak
Trzeba się zastanowić czy sformułowania używane przez polityków nie naruszają innych przepisów prawa. - W tych rozmaitych wypowiedziach są atakowane osoby, które są w sposób szczególny chronione przez prawo - wyjaśnia mecenas Naumann. Chodzi oczywiście o prezydenta i premiera. - Podpada to także pod przestępstwo znieważenia najwyższych organów państwowych - mówi.
Kaczyński ostro o Smoleńsku: Źródło zamachu mogło być w Polsce
Potwierdza to adwokat Michał Jackowski: - Poza wspomnianym przeze mnie wcześniej przepisem, mamy w kodeksie karnym bardzo wiele przestępstw przeciw wolności słowa: zniesławienie, zniewaga, groźba. Część z nich jest ścigana z urzędu - mówi konstytucjonalista. Takim przypadkiem jest właśnie znieważenie najwyższych osób w państwie.
Jeżeli prokuratura z jakiegokolwiek źródła: radia, prasy, telewizji uzyskuje informacje, które mogą charakteryzować się znamionami przestępstwa, powinna podjąć czynności prawne z urzędu, a nie czekać na czyjeś doniesienia. - Taka jest istota tego postępowania. Prokuratura nie może czekać na doniesienia lub zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa - wyjaśnia mecenas Jerzy Naumann.
Istnieje także możliwość pozwania kogoś na gruncie cywilnym. - Cześć i dobre imię też są chronione - tłumaczy dr Jackowski. Tego rodzaju sprawy są jednak wszczynane na skutek pozwu wniesionego przez osobą, która czuje się pokrzywdzona.
Wolność słowa czy zniewaga?
Na razie żadnych pozwów i spraw sądowych w ostatnich dniach nie było. Chociaż mogłoby się wydawać, że już powinny. W polskim prawie nie ma ścisłej granicy, kiedy kończy się wolność słowa, a zaczyna znieważenie. Każdy przypadek rozpatruje się indywidualnie w danym kontekście. - Trzeba rozważać każdą konkretną wypowiedź, sprawdzić jakie mogą być jej skutki. Do czas aż ktoś nie mówi "zabijmy przeciwników", ale "zdobądźmy władzę" to nie ma w tym nic złego, bo taka jest rola opozycji - podaje przykład
Socjolog podkreśla, że trzeba pamiętać, iż udział w dyskursie politycznym jest dobrowolny. - Każdy może w każdej chwili powiedzieć: rezygnuje z bycia politykiem, bo ta funkcja wiąże się z szarganiem mojego dobrego imienia - mówi dr Marek Troszyński.
Bycie politykiem wymaga sporej odporności psychicznej, bo politycy nie mogą oczekiwać od sądów takiej ochrony, jak znieważeni tzw. "przeciętni obywatele". Standardy ochrony czci i dobrego imienia w debacie politycznej, w sytuacji gdy się ona zaostrza ze wszech stron, są znacznie niższe - wyjaśnia dr Michał Jackowski. Co ciekawe, jak mówi adwokat: - Zgodnie z orzecznictwem sądów, politycy nie mogą prosić o ochronę, gdy sami nadużywają ostrego języka.
To nie jest mowa nienawiści w powszechnie przyjętym znaczeniu. Jest to jednak bez wątpienia język wrogości, znaczące złamanie dobrego obyczaju, estetyki i etyki
dr Michał Jackowski
konstytucjonalista i adwokat
Zgodnie z orzecznictwem sądów, politycy nie mogą prosić o ochronę, gdy sami nadużywają ostrego języka.
Jerzy Naumann
prawnik
W tych rozmaitych wypowiedziach są atakowane osoby, które są w sposób szczególny chronione przez prawo. Podpada to także pod przestępstwo znieważenia najwyższych organów państwowych