Nie pogoda, nie wysokość, nie trudny teren, ale my sami jesteśmy największym zagrożeniem w górach, szczególnie w Tatrach. Dla siebie, ale również dla innych. Ignorancja turystów w kwestii ubioru, przeceniania swoich możliwości i zabierania małych dzieci w wysokie partie gór, prowadzi do tragicznych wypadków i skazują służby ratownicze na ogromne koszty.
Co roku to samo. Tak jak w przypadku utonięć, wypadków drogowych czy dzieci pozostawianych w rozgrzanych samochodach. Ludzka głupota – i to dorosłych osób – nie zna granic i regularnie zbiera żniwo.
Góry głupcze!
– Ludzie po prostu czasem nie myślą – nie owija w bawełnę Mariusz Zaród, naczelnik podhalańskiej grupy GOPR. Przykłady na potwierdzenie tych słów można by mnożyć. Dzisiaj media donoszą o trójce turystów, których ratownicy sprowadzili ze szczytu Świnicy w Tatrach. Nie potrafili zejść ponieważ mieli nieodpowiednie obuwie i strój. A dokładniej mówiąc: byli w... klapkach. Wcześniej ci sami TOPR-wcy natrafili na wychłodzonego mężczyznę, który spał w górach. Był pijany.
Trzy dni temu śledczy uniewinnili ojca, który zabrał na Orlą Perć swojego 5-letniego syna. To jedna z najtrudniejszych tras w Tatrach. Mężczyzna zszedł z dzieckiem ze szlaku, ale w porę oprzytomniał i wezwał pomoc.
– Mieliśmy też ostatnio przypadek wujka z małym dzieckiem na szlaku w Tatrach – mówi Zaród. – Nieodpowiednie obuwie spowodowało upadek mężczyzny, który niósł chłopca. Skończyło się na złamanej miednicy dziecka, a mogło dojść do tragedii – opowiada ratownik.
Praprzyczyną wszystkich nieszczęść w trakcie turystycznych wypraw w górach jest brak elementarnej wiedzy na ten temat, przecenianie swoich możliwości oraz lekceważenie potęgi natury. Z tego na szlakach biorą się panie ze szpilkami i panowie z sandałami. – To, że w Warszawie jest pięknie i ciepło, nie znaczy, że tak samo jest w górach – podkreśla Mariusz Zaród z podhalańskiego GOPR-u.
Niedawno w serwisie Tatromaniak ratownik Andrzej Maciata opublikował list do turystów, w którym nie przebierał w słowach.
Fragment apelu
Ludzie zlitujcie się:
- prognozy się sprawdzają
- jak grzmi w oddali, to zaraz będzie burza i będzie padał deszcz, nie minie nas, nie przejdzie bokiem, a piorun może nas porazić
- jak spadnie deszcz, robi się ślisko i można spaść w przepaść i się zabić
- jak przyjdzie mgła, to nic nie widać i można zabłądzić
- jak jest noc, to robi się ciemno i zimno
- gdy miną godziny popołudniowe, to czas zawracać a nie przeć bezmyślnie dalej
Czytaj więcej
O skrajnych przykładach niestosownego ubioru w górach w naTemat pisał Kamil Sikora po wizycie w Zakopanem. Wystarczy o dowolnej porze roku wybrać się na popularne szlaki górskie, aby stwierdzić, że pomimo medialnego nawoływania, problem nie znika.
Buty na obcasach, na płaskiej podeszwie, nieodpowiednie ubranie, zabieranie na trudne szlaki małych dzieci – nawet w wózkach, schodzenie ze ścieżek (bo szybciej i mniej tłoczno), zła kondycja fizyczna (standardowa i stosunkowo łatwa trasa do Morskiego Oka to 10 km) – grzechy polskich turystów można wymieniać jednym tchem. – Nie ma na ten temat edukacji . Staramy się to robić własnym sumptem – przekonuje Mariusz Zaród. – Trochę pomagają nam w tym media mówiąc o tym problemie. My ze swojej strony od lat prowadzimy szkolenia dla dzieci i młodzieży – dodaje.
Ratownik żali się, że system edukacji szkolnej całkowicie pomija kwestię nauczania o bezpieczeństwie w górach. – W Polsce jest tak, że uczymy się w szkole jak przejść przez pasy dla pieszych, ale nikt nie mówi jak należy spakować plecak przed wyjściem w góry czy jak korzystać z mapy – wyjaśnia. – Kiedyś takie elementy pojawiały się na takim przedmiocie.... – Przysposobienie obronne? – pytam. – Dokładnie tak.
Co zabrać ze sobą w góry?
Pomimo braku edukacji w tym zakresie, to paradoksalnie dzieci i młodzież mogą pochwalić się największymi umiejętnościami i wiedzą. Zaród opowiada o wycieczce szkolnej w Tatrach, podczas której uczennica podstawówki skręciła kostkę. – Nauczycielka spanikowała, a uczniowie powiedzieli jej, gdzie ma zadzwonić po pomoc i jak jej udzielić poszkodowanej do czasu przyjazdu ratowników – przyznaje ratownik. Okazało się, że dzieci w zeszłym roku były na ścieżce edukacyjnej organizowanej przez GOPR, ale nauczycielka już nie. – Przyznała, że sytuacja ją przerosła i spanikowała – dodaje Zaród.
– U turystów pokutuje takie myślenie, że wiedząc, iż są służby medyczne i mając w ręku telefon nic złego nie może się stać. Góry to przyroda, natura, a my jesteśmy tylko jej częścią – podkreśla nasz rozmówca. Przy okazji przypomina, że wyjazd ekipy ratowniczej to kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Jeśli wypadek przydarzy się po słowackiej stronie Tatr, a poszkodowany nie ma specjalnego ubezpieczania turystycznego, to zapłaci ok 15 tys. euro. Niedawno głośno było o wypadku, podczas którego Polak chodząc po Rysach spadł po słowackiej stronie gór. Ratowały go służby obu krajów, ale za akcję Słowaków musiał zapłacić.
W Polsce takie wypadki pokrywa NFZ. Naczelnik podhalańskiej grupy GOPR podkreśla, że obowiązkowe ubezpieczenie w górach nie sprawi, że ludzie będą ze sobą zabierali głowę na trasę.
Po chwili dodaje: – Może jednak trochę uświadomi ludziom, że jeśli potrzebują do wyjścia w góry ubezpieczenia, to należy je traktować poważnie.
Turyści dochodzą do punktu krytycznego na trasie i nie liczą się z tym, że trzeba pokonać podobną drogę w dół. Myślą, że mają parę żyć jak w grze komputerowej