Szukamy winnego. Radio ZET twierdzi, że feralny kontrakt podpisał Mirosław Drzewiecki. Mirosław Drzewiecki zaprzecza i zrzuca winę na "swoich następców". Adam Giersz milczy, a co na to wszystko ministerstwo?
Takiej farsy, jak w przypadku kontraktów Rafała Kaplera, dawno w polskiej polityce nie było. O sprawie pisaliśmy wczoraj (zobacz: Mucha ujawnia kontrakty NCS), wracamy do niej i dziś. Wiadomo już, że były szef Narodowego Centrum Sportu ze swojego dodatku nie zrezygnuje, pytanie tylko: kto odpowiada za przyznanie aż tak wysoko premii?
Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kasę
Były już szef NCS domaga się od państwa 340 tysięcy złotych. Zdaniem wielu osób, kwota ta nie należy się Kaplerowi, bo Stadion Narodowy nadal nie jest gotowy. Stanowisko to podzielają politycy (zobacz: Jakubiak: Kontrakty korzystne tylko dla szefów spółek). Biznesmen zapowiedział jednak, że z dodatkowej gotówki nie zrezygnuje. Minister sportu, Joanna Mucha zdaje się być w tej sytuacji bezradna - póki co zamroziła wypłatę premii na 14 dni. A cała Polska, razem z panią minister, zastanawia się - komu należy się prztyczek w nos?
Z początku oskarżenia padły głównie na Mirosława Drzewieckiego. Przemawiały za tym: fakt, że to za jego kadencji zaczęła się budowa, powołano spółkę PL.2012 i podpisywano wszystkie początkowe kontrakty oraz afera hazardowa, czyli udział w niejasnej sprawie.
Aneks-afera
Były minister od razu zaprzeczył wszelkim zarzutom i stwierdził, że za wszystko odpowiadają jego następcy: Adam Giersz i Joanna Mucha. Dzisiaj jednak Radio ZET powiadomiło, iż jest w posiadaniu dokumentów, dowodzących winy Drzewieckiego. Nie omieszkaliśmy ponownie spytać o to byłego szefa resortu.
- Kapler miał umowę ze spółką PL.2012. Kiedy przyszedł do NCS, nie sądziliśmy, że tam zostanie. Podpisałem z nim umowę, która pozwalała mu legalnie działać w imieniu NCS, podpisywać dokumenty itd. Ale nie było tam mowy o pieniądzach, więc nie był to kontrakt - wyjaśnił nam Drzewiecki.
- Gdy okazało się, że pan Kapler radzi sobie w NCS całkiem dobrze i zdecydowano, że tam zostanie (zarazem odchodząc z PL.2012 - przyp. red.), podpisaliśmy z nim aneks do umowy. W aneksie tym było jedynie zawarte, że warunki pierwotnej umowy zostaną zmienione do 31.01.2010, ale nie padały tam żadne słowa o wynagrodzeniach - oświadczył były minister. Drzewiecki podkreślił, że żadnych innych aneksów nie widział, nie podpisywał, a wszystko, co było dalej, leżało w gestii jego następcy: Adama Giersza.
Minister-widmo
Niestety, z Gierszem skontaktować się nie da. Jego telefon milczy. O poprzedniku Muchy, po zmianie rządu, wszyscy szybko zapomnieli. Nic dziwnego: Giersz nie był partyjny, w trakcie urzędowania nie zrobił nic kontrowersyjnego i w zasadzie odcinał się od polityki. Chociaż urzędował dwa lata (od października 2009 do listopada 2011), to w jakiś sposób udało mu się umknąć ocenie opinii publicznej. Po zmianie rządu nikt nawet nie zauważył, że Giersz zapadł się pod ziemię. Teraz, kiedy afera Kaplera skupiła wzrok społeczeństwa na ministerstwie sportu, zniknięcie Giersza z życia publicznego może budzić wątpliwości. Powstaje pytanie: czy były minister unika mediów, bo brał udział w zawieraniu kontraktów, czy po prostu szuka świętego spokoju i nie chce mieszać się w aferę, która go nie dotyczy?
Kto może znać wszystkie odpowiedzi?
To jednak nie jedyne niejasne kwestie dotyczące tej sprawy. Wiadomo przecież, że Rafał Kapler, kiedy podpisywał feralne aneksy, musiał wiedzieć z kim podpisuje umowę. Dlaczego nie chce ujawnić szczegółów? Kogo próbuje uratować od kompromitacji i medialno-społecznego pożarcia: Drzewieckiego, Giersza czy Muchę? A może po prostu podoba mu się zamieszanie wokół jego osoby?
Co więcej, Narodowe Centrum Sportu jest spółką skarbu państwa, nad którą nadzór sprawuje ministerstwo sportu. Siłą rzeczy, resort Muchy musi dysponować kopią umowy z Kaplerem, zresztą ktoś z ministerstwa musiał te aneksy podpisać. Czyżby znalezienie i przeanalizowanie kilku stron umowy było ponad siły polityków? Czy może pani minister chroni byłych kolegów i jeśli tak - to dlaczego?
Resort rzuca Drzewieckiego na pożarcie
Te spekulacje, chociaż nie są pozbawione podstaw, dementuje samo ministerstwo. Od rzecznika prasowego resortu udało nam się uzyskać oficjalne oświadczenie dotyczące umów Kaplera.
"Zmiana zasad wynagradzania w zakresie przesłanek wypłaty wynagrodzenia Pana Rafała Kaplera nastąpiła w drodze aneksu nr 1 z 16 września 2009 r. Decyzję w tej sprawie, zgodnie z § 9 ust. 11 lit. h Aktu założycielskiego spółki Narodowe Centrum Sportu Sp. z o.o., podjęło Zgromadzenie Wspólników spółki. W tym czasie Ministrem Sportu i Turystyki był Mirosław Drzewiecki."
Teoretycznie więc winnego już mamy, problem tylko polega na tym, że winny się wypiera. Może czas na wariograf?