Na marginesie dyskusji o okładce najnowszego numeru "Newsweeka" Jarosław Kuźniar chce wywołać debatę nad poziomem dyskursu w internecie. We wpisie na swoim blogu media społecznościowe nazywa "ringiem tonącym w kisielu" i diagnozuje, że "o pozycji człowieka nie decyduje jego praca ale hormony internautów". Dziennikarzowi TVN odpowiadają praktycy internetu.
Całe oburzenie prawicowych polityków i komentatorów Kuźniar nazywa "przesadą" a obrońców Macierewicza przyrównuje do byków biorących udział w dorocznej gonitwie w Pampelunie, które "tratują sens potępienia jego mantry". Pyta też, "dlaczego oni [zwolennicy Jarosława Kaczyńskiego - red.] mogą z taką brutalnością zabijać zdrowy rozsądek a jego zwolenników się alienuje?". Jednak druga część wpisu jest poświęcona zupełnie innej kwestii, którą dziennikarz TVN24 ocenia nawet jako ważniejszą niż "turbangate". Prowadzący "Wstajesz i wiesz" pochyla się nad jakością debaty w internecie.
"Internet generalnie a fejsbuk szczególnie stały się współcześnie ringiem tonącym w kisielu. Przeciwko każdemu, kto podpadnie choćby najmniejszej liczbie sieciowych trolli można zorganizować unlike’ową jatkę." konstatuje Kuźniar na swoim blogu. Przywołuje przykład fali krytyki, jaka wylała się na Michała Rusinka po deklaracji, że nie będzie odpisywał na listy zaczynające się od słowa "witam".
Także pod artykułem "Witamy Szanowni Państwo…czyli jak napisać maila, żeby Michał Rusinek nam odpisał" pojawiały się takie komentarze jak "Najpierw będzie u Kuby Wojewódzkiego, potem w Tańcu z Gwiazdami, a na koniec zaproszą go jury w You Can Dance." czy "okazywanie wyższości i to dodatkowo z błachego powodu? TEGO zaakceptować się nie da"
- Opinie w sieci są ostre i radykalne - przyznaje w rozmowie z naTemat Przemysław Pająk, prowadzący serwis Spider's Web. - Ale nie odbiegają one poziomem od tego co słyszymy na ulicy, w parlamencie czy podczas dyskusji w programach telewizyjnych. Proszę spojrzeć na "Szkło kontaktowe" - poziom emocji w wypowiedziach dzwoniących tam ludzi jest podobny jak w internecie - ocenia.
Podobne zdanie ma Michał Gwiazdowski z serwisu Wyborcza.pl - Internet w Polsce jest taki, jacy są Polacy. Dzięki niemu Kuźniar ma szansę słyszeć opinie, których nigdy by nie usłyszał, bo wątpię żeby rozmawiał z panami spod budki z piwem, a oni też mogą mieć dostęp do sieci - mówi naTemat.
Dziennikarz TVN24 twierdzi też, że "Anonimowość przestała się kojarzyć z tchórzostwem, zyskała status bohaterstwa. To pomylenie pojęć. Rak, który zżera prawdziwą rozmowę". Nie zgadza się z tą opinią Radek Zaleski, dyrektor ds. rozwoju w CD Projekt a wcześniej koordynator projektów internetowych w Agorze.
- Powszechna anonimowość, o której pisze Kuźniar to mit. Nawet jeśli ktoś nie jest podpisany imieniem i nazwiskiem, prawie wszystko można sprawdzić i wyśledzić. Jeśli zostanie naruszone prawo wystarczy zgłosić to do odpowiednich organów i one śledzą autora takiej wypowiedzi - przypomina. - Kuźniar bardzo generalizuje pisząc o "internecie" i o "internautach" jako całości. Poza tym chciałbym spytać: gdzie są dowody? W internecie bardzo dużo można zmierzyć i dotyczy to także poziomu chamstwa. Myślę, że jest zupełnie odwrotnie niż pisze Kuźniar. Dyskusja w sieci jest znacznie łagodniejsza niż w realu, bo nie możemy się opluć, pobić czy zabić, jak bywało jeszcze przed wojną - mówi Zaleski.
Kuźniar w najnowszej notce pisze też : "Dziś nie ma znaczenia kim jesteś realnie, ale jak cię widzą kumple z fejsbuka. Wkroczyliśmy w niebezpieczny czas kiedy o pozycji człowieka nie decyduje jego praca ale hormony internautów." - Kuźniar zapomina, że organizatorzy sieciowych protestów to nie są "internauci" tylko ludzie, a często też jego widzowie. Chyba niewystarczająco widzi różnicę między starymi mediami a nowymi, gdzie widz ma głos - twierdzi Zaleski.
Podobnie uważa Michał Gwiazdowski, który przypomina, że będąc osobą publiczną i wypowiadając się publicznie trzeba być przygotowanym na publiczną krytykę. - Nie jest mi specjalnie żal Kuźniara , bo on z bycia osobą publiczną czerpie określone korzyści. Musi być więc przygotowany na to, że ktoś będzie go krytykował czy chciał mu zrobić żart - ocenia.
Gwiazdowskiemu wtóruje Przemysław Pająk. - Media społecznościowe i Web 2.0 przewróciły realia, co jest bolesne dla mediów tradycyjnych takich jak telewizja. Teraz już nie jest tak, że słucha się dziennikarzy bezkrytycznie, jak księdza z ambony. Każdy ma prawo krytykować a dziennikarze mediów tradycyjnych po prostu nie są na to przygotowani. Dotychczas ich praca kończyła się wraz z publikacją artykułu czy materiału, teraz muszą bronić swoich opinii i to dla nich duża zmiana. Kokon jakim byli zawsze otoczeni sprawiał, że ta krytyka, która przecież zawsze istniała, nie docierała do nich. Dzięki mediom społecznościowym tej bariery nie ma - konkluduje twórca Spider's Web.
A jak Wy sądzicie: czy rzeczywiście jest tak źle, jak pisze Jarosław Kuźniar i poziom dyskusji musi się poprawić, czy może dziennikarz wyolbrzymia problem?