To było długie i trudne 2,5 roku. Tyle Zbigniew Ziobro walczył o egzystencję swojej Solidarnej Polski. Dzisiaj, będąc po słowie z Jarosławem Kaczyńskim i obietnicy startu z list PiS, nadal nie może wyzbyć się nawyków z czasów wojny. Dlatego ciągle zaskakuje nas egzotycznymi pomysłami i rozpaczliwym marketingiem. Jak z niegroźnym CO2, bo przecież występuje w puszcze coli.
– CO2, to ten trujący gaz, sarkastycznie mówię, to gaz dodawany do puszki coli i z nim właśnie walczy Unia Europejska – tak w Radiu Zet Zbigniew Ziobro wyjaśniał bezzasadność walki z globalnym ociepleniem. I chociaż wątpliwości wobec unijnego programu są uzasadnione, to argumentacja lidera Solidarnej Polski wzbudza tylko pusty śmiech. Sam polityk pogrążył się jeszcze bardziej gubiąc się w wyliczeniach na temat kosztów uprawnień do emisji CO2.
Ekspert Ziobro
Dzisiaj prawie nikt nie traktuje Ziobry poważnie. – Wie pani redaktor co to jest za groźny gaz, ten dwutlenek węgla? – próbował tłumaczyć w „7. Dniu Tygodnia”. – Nic pan nie będzie mówił. Niech pan nie będzie taki pobudzony – uciszyła go Monika Olejnik. A Ziobro jak skarcony uczniak ucichł.
Jakże zmienił się stosunek do niego przez te siedem lat, które minęły od przegranych przez PiS wyborów. Ziobro, groźny szeryf IV RP miał ogromne wpływy w służbach i prokuraturze, a jego przeciwnicy polityczni, biznesmeni, dziennikarze, naukowcy czy lekarze drżeli w obawie przed aresztowaniem. Ziobro był uznawany za pewnego następcę prezesa, a jego potężnego wizerunku nie nadszarpnęła nawet przegrana z PO batalia o władzę.
Prymus Kaczyńskiego
Dzisiaj Ziobro płaszczy się przed prezesem, w marnym stylu wychwalając jego geniusz. Z tego powodu jest przez dawnych kolegów nazywany „leszczem” i „byłym delfinem”. Ziobro sam sobie zgotował ten los. Używając poetyki zwolenników Janusza Korwin-Mikkego można być rzec, że dokonał automasakracji, zaorał się sam.
Przykładów jest wiele, najnowszy wykwit wyobraźni Ziobry (lub jego doradców) to wspomniane tłumaczenie globalnego ocieplenia butelką mineralnej. Bo Ziobro nadal walczy, może nie o przetrwanie i przekroczenie 5-proc. progu procentowego, ale o jak najsilniejszą pozycję w zjednoczonej prawicy. Jak zauważył Marek Migalski, politolog i były polityk, Jarosław Gowin dawno przestał.
Więcej szkody niż pożytku
Ale koszty tego są ogromne, bo Ziobro osuwa się w coraz większą śmieszność. Właściwie powinniśmy być do tego przyzwyczajeni. Bo na pewno przyzwyczajony jest Zbigniew Ziobro. Nie miał chociażby oporów przed tak niskimi zagrywkami, jak składanie zniczy na łódzkiej ulicy, gdzie zadźgano studenta. Krytyka niczego go nie nauczyła i powtórzył ten kampanijny chwyt w październiku po wypadku drogowym, w którym zginęła 63-letnia kobieta i jej 10-letni wnuk.
Nieodłącznym elementem uprawiania polityki przez Zbigniewa Ziobrę są konferencje prasowe. Jest w tym prawdziwym stachanowcem, hegemonem przedkładającym ilość nad jakość, z którym równać się może tylko Twój Ruch. Ziobro i jego współpracownicy potrafili organizować nawet 20 konferencji w sejmowej sali 101 miesięcznie. Do tego dochodziły niezliczone briefingi i happeningi w innych miejscach.
Powrót szeryfa
– To pokazuje szczupłość finansów tej partii, najtaniej jest zrobić konferencję – zauważa dr Bartłomiej Biskup, politolog z Instytutu Nauk Politycznych UW. – Ale pomysłu tam nie widać – dodaje naukowiec. Zaznacza, że nie będzie za to Solidarnej Polski krytykował, bo dzisiaj wszystkie partie ścigają się w liczbie konferencji.
Nadal jednak pozostaje otwarte pytanie: po co? – Ziobro walczy o silniejszą pozycję – odpowiada ekspert ds. marketingu politycznego. – Ona bardzo spadła od kiedy był ministrem sprawiedliwości i członkiem PiS-u. Każda taka akcja, próba zaistnienia medialnego jest podbijaniem swojej ceny, ale też hołdem lennym, by okazać się przydatnym PiS-owi i prezesowi – zauważa naukowiec.
Płonne nadzieje
– Zbigniew Ziobro stał się zakładnikiem wizerunku twardziela, który był przesadzony, bo nie do końca opierał się na faktach, ale na kreowaniu. Ziobro nie do końca dojrzale z niego korzystał. Dzisiaj ma małe szanse, by ten wizerunek odbudować. Musiałby znowu dostać Ministerstwo Sprawiedliwości lub MSW czy funkcję szefa CBA – wskazuje dr Bartłomiej Biskup.
Na to nie ma jednak szans. Według koalicyjnych ustaleń PiS-u i jego przystawek Ziobro będzie po prostu szeregowym posłem. A ośmieszaniem się w mediach nie zwiększa swoich szans na powrót w łaski prezesa Kaczyńskiego, tylko ostatecznie je grzebie.