Asystenci i asystentki prezesów są od podawania kawy i romansów? Nie można się bardziej mylić
Asystenci i asystentki prezesów są od podawania kawy i romansów? Nie można się bardziej mylić Fot. shutterstock.com

Robią tłumaczenia biznesowych dokumentów, dokonują analiz, organizują czas prezesom, a połowę ich zadań przeciętny człowiek uznałby za niewykonalne. Zarabiają od kilku nawet do kilkunastu tysięcy. – A i tak, kiedy poznaję kogoś nowego i powiem, że jestem asystentką prezesa, to ludzie patrzą na mnie jak na połączenie ekspresu do kawy i prostytutki – żali się Agata, asystentka szefa dużej kancelarii prawniczej. Jak wiele innych przedstawicielek tego „zawodu”, wykonuje bardzo poważną i trudną pracę, ale cały czas musi walczyć z krzywdzącym stereotypem.

REKLAMA
Od zera do prezesa
Agata ma 29 lat, swoją karierę zaczynała od bycia asystentką w dziale marketingu. Pięła się po kolejnych szczeblach tego zawodu: od szefów działów, przez dyrektorów, aż do zarządu. Jej praca jest nie tylko poważna merytorycznie, ale też bardzo odpowiedzialna. Jeden błąd może przekreślić miesiące starań.
– Krew mnie zalewa, kiedy ludzie pytają, czy podaję kawę albo czy mam bliższą relację z prezesem na takim stanowisku. Najgorsze jest to, że u niektórych ten stereotyp jest tak silny, że nawet opowieści o mojej pracy nie pomagają. Myślą, że fantazjuję, żeby nie uważano mnie za idiotkę – podkreśla 29-latka.
Ciężka i nieokreślona praca
Jak wyjaśnia, jej praca to nie jest ani przynoszenie kawy, ani tym bardziej romansowanie z prezesem. Z drugiej jednak strony, Agata nie potrafi określić zakresu swoich obowiązków. Na tym właśnie polega trudna sztuka bycia asystentem: czasem trzeba tylko zawieźć jakieś papiery, czasem przyjąć zagranicznego gościa, innym razem dokonać analizy i przedstawić z niej wnioski szefowi.
Agata, asystentka prezesa kancelarii prawniczej

Ja w swojej karierze tłumaczyłam już umowy biznesowe, analizowałam wyniki spółki, zorganizowałam co najmniej kilkanaście konferencji i spotkań biznesowych na najwyższym szczeblu. Do tego dochodzą liczne, codzienne obowiązki: trzeba być poinformowanym co się dzieje w firmie. Jak prezes zapyta „o co chodzi?”, to nie mogę mu powiedzieć: nie wiem. Jeśli zarząd zwoła spotkanie na za 20 minut, bo pojawił się jakiś temat, to zapewne ją będę osobą, która ma przygotować do tego prezentację.

Moja rozmówczyni dodaje, że nawet umówienie spotkania bywa skomplikowane, nie wystarczy zaprosić dwóch osób w jedno miejsce w tym samym czasie. O ile z polskimi biznesmenami nie ma tutaj za wiele do roboty, o tyle przyjęcie gościa na przykład z Azji to już wyzwanie.
– Przede wszystkim w kontakcie z innymi narodowościami trzeba dokładnie dowiedzieć się, jaki jest ich obyczaj, nie tylko biznesowy. Tak, żeby nie urazić kogoś swoim głupim zachowaniem, a nawet gestem, które w różnych kulturach miewają zupełnie różne znaczenia – wyjaśnia Agata. 29-latka musi to nie tylko wiedzieć, ale też przekazać prezesowi.
Wielka odpowiedzialność, wielka presja
Jak podkreśla, od 9 lat, czyli momentu, gdy zaczęła pracę, nikt – czy to dyrektor czy prezes – nie składał jej żadnych propozycji matrymonialnych, nie podrywał. – Oczekiwano ode mnie, że będę fachowa, szybka, sprawna. Na tym polega praca asystenta czy asystentki. Od podawania kawy są inni ludzie – zaznacza 29-latka.
Agata dzisiaj bierze udział w dopinaniu umów na szczytach biznesu. Często dokumenty decydujące o wydaniu milionów przechodzą przez jej ręce.
– Mój jeden błąd mógłby skutecznie przekreślić miesiące ustaleń, negocjacji. To praca dla ludzi o mocnych nerwach i chłodnych głowach. Nie ma tu miejsca na panikę – dodaje moja rozmówczyni. To dlatego tak irytują ją opinie, że asystenci to „podawacze kawy” albo kochanki prezesów, niemal utrzymanki.
O szczegółach swojej pracy asystenci i asystentki często nie mogą jednak mówić. Niektórzy mają zapisane to w kontraktach – i nie mogą dosłownie nic opowiadać o swojej działalności. Nic dziwnego – pracując z zarządem czy prezesem asystenci często znają najgłębsze tajemnice firmy. Wymaga się więc od nich także dyskrecji i lojalności.
Jak przyznaje Anna Karaszewska, ekspertka Kongresu Kobiet ds. rynku pracy i prezeska zarządu firmy Ingeus, zajmującej się rekrutacją i konsultingiem, od osób aplikujących na asystenta wymaga się bardzo dużo różnych kompetencji, w zależności od branży, firmy i oczekiwań.
Anna Karaszewska, prezeska Ingeus

Obsługiwanie na przykład zarządu wymaga bardzo różnych umiejętności. Operacyjnych: zorganizowania konferencji, spotkania, przelotu z miejsca na miejscu w pilnym trybie. Sama znam przypadek asystentki, która miała za zadanie pogodzić udział prezesa w dwóch spotkaniach jednego dnia, które odbywały się w różnych miejscach Polski. Było to w zasadzie nie do pogodzenia, bo podróż z miejsca na miejsce zajęłaby zbyt dużo czasu. Asystentka w końcu zorganizowała przelot jakimś prywatnym środkiem transportu, helikopterem, i udało się.

Ekspertka dodaje, że od kandydatów na to stanowisko wymaga się również tego, co cechowało dziewczynę od helikoptera: determinację, nie poddawanie się. Jeśli asystent stwierdzi, że są jakieś bariery, czegoś nie da się zrobić, to nie podda się, tylko będzie szukał rozwiązania. – Często sytuacje, w których oni się znajdują, wymagają nadzwyczajnych umiejętności organizacyjnych i przedsiębiorczości – dodaje Karaszewska.
Muszą umieć... wszystko
Do tego, podkreśla ekspertka, asystent powinien potrafić współpracować z ludźmi, mieć wysokie umiejętności interpersonalne. Nie tylko po to, żeby w razie czego móc porozmawiać z gościem prezesa jak równy z równym – również dlatego, że asystent, jak już wspominałem, musi wiedzieć.
– Zadanie takiej osoby polega również na tym, by zbierała informacje z różnych części firmy. Ale wiemy, że nie może to polegać na zastraszaniu czy korzystaniu z autorytetu „osoby prezesa”, tylko na budowaniu dobrych relacji – opowiada ekspertka Kongresu Kobiet.
Jakby tego było mało, dobry asystent powinien też umieć podejmować decyzje – nawet jeśli faktycznie tego nie robi. Dlaczego? Bo często np. musi stworzyć rekomendacje – dla prezesa, zarządu – na podstawie posiadanych danych. I nawet jeśli to nie asystent potem decyduje, jakie rozwiązanie ostatecznie przyjąć, to przecież coś musi zaproponować – i to wtedy decyduje, co jest istotne dla firmy, a co nie jest.
Dobre płace, rozwój i satysfakcja
Praca asystenta na pewno więc nie jest łatwa i przyjemna. Jest za to zdecydowanie stresująca, ale przy tym na pewno satysfakcjonująca i rozwijająca. Jak mówi mi Karolina, asystentka zarządu w dużej sieci handlowej, „nie da się tego porównać z niczym innym”.
Karolina, asystentka zarządu

Poznaję inspirujących ludzi, mądrych, pracujących na szczytach biznesu czy polityki. Moje zadania są różne, więc na pewno się nie nudzę. To praca, która cały czas stymuluje intelekt, rozwój, a w tym samym czasie uczy wielu „miękkich” rzeczy: cierpliwości, komunikacji. Jeśli ktoś myśli, że tylko przekładamy papiery, robimy kawę albo dajemy dokumenty prezesowi do podpisania, to chyba nigdy nie widział na oczy prawdziwego asystenta.

Na jakie pieniądze mogą liczyć asystenci? Tu rozbieżności są spore, ale zatrudnieni przy dyrektorach mogą liczyć na zarobki do 7 tysięcy złotych netto, przy zarządach i prezesach – nawet powyżej 10 tysięcy. I wcale nie jest uważane to za kosmiczną stawkę.
– Znam kilka asystentek prezesów, które dostają po 15 tysięcy na rękę i uważają, że to mało – mówi mi Karolina. „Mało” odnosi się głównie do faktu, że oprócz olbrzymich umiejętności, asystenci muszą być też zazwyczaj w pełni dyspozycyjni, gotowi do pracy 24h na dobę. Pensje i zakres obowiązków to jednak zawsze kwestia indywidualna: zależna od branż, firm, a wreszcie konkretnych osób, którym się asystuje.
Z asystenta na szefa
Jednym z minusów pracy asystenta może być fakt, że w przyszłej karierze zawodowej będą postrzegani zawsze jako asystenci. Zdaniem moich rozmówców, warto jednak się pomęczyć.
– Czytam dużo CV i znam wiele przypadków osób, które zajmują stanowiska merytoryczne w swoich firmach i wcześniej były właśnie np. asystentami zarządu. Docenia się ich różnorodne umiejętności, przedsiębiorczość, ale też fakt, że często znają firmę z różnych stron – zdradza Anna Karaszewska. Wyjaśnia przy tym, że obecnie trendem w firmach prywatnych jest dążenie do jak największej efektywności i nikt nie pozwala sobie na to, żeby asystent prezesa zajmował się parzeniem kawy.
O istotnej roli asystentów mówił też swojego czasu Richard Branson. Miliarder wyznał kiedyś, że nie wyobraża sobie dnia bez asystentki i że jest ona filarem jego biznesowej działalności. Polski biznesmen Jerzy Mazgaj określa ich jako „bohaterów drugiego planu”.
Richard Branson

Posiadanie asystenta, który jest z nami całkowicie związany, sprawia, że możemy zdążyć ze wszystkim. Ludzie często pytają mnie, jak to się dzieje, że jestem w stanie utrzymać utrzymać swoją firmę na szczycie, w dziesiątkach różnych krajów. Cóż, posiadam asystentkę, która jest ze mną 24 godziny na dobę, przez siedem dni w tygodniu. To jeden z głównych powodów, dlaczego jest to możliwe. Czytaj więcej

Jednocześnie stereotyp „podawanie kawy/kochanki” funkcjonuje. Karolina i Agata przyznają, że to dla nich krzywdzące, a przede wszystkim męczące – musieć udowadniać, że nie jest się wielbłądem. – W takich chwilach mam tylko jedną pociechę: wiem, że za kilka lat ja mam szansę być na tym samym poziomie co człowiek, z którym pracuję, a moi hejterzy zazwyczaj nie – mówi z satysfakcją w głosie Karolina.