
Polscy politycy często miewają problemy z prawem. Bo są skorumpowani, niegospodarni i lubią nadużywać władzy. Takich zarzutów, jakie krakowscy śledczy kierują pod adresem byłego senatora Aleksandra G. dotąd jednak nie było. Podejrzenia, iż to on podżegał przed laty do zabójstwa dziennikarza śledczego Jarosława Ziętary przypominają, że początki III RP były okresem mrocznym i brutalnym także w polityce. - W latach 90. elity odtworzono ze środowisk, wśród których byli kryminaliści - mówi politolog, dr Wojciech Jabłoński. - Powinni wznowić inne śledztwa - dodają ci, którzy pamiętają tamte czasy na Wiejskiej.
W chwili zaginięcia Jarosław Ziętara miał zaledwie 24 lata, ale już był jednym z najlepiej zapowiadających się dziennikarzy śledczych w Polsce. Wtedy ten trudny fach nad Wisłą dopiero raczkował, a Ziętara do redakcji "Gazety Poznańskiej" przynosił niezwykle ciekawe informacje na temat ciemnych stron prosperity. Dla aferzystów przestał być zagrożeniem 1 września 1992 roku, gdy nagle bez śladu zniknął. Wieloletnie śledztwo zakończono jedynie konkluzją, iż prawdopodobnie został zamordowany. Brak zwłok skłonił prokuraturę do umorzenia postępowania.
O ile jednak wyroki dla polityków w sprawach dotyczących gospodarki nikogo zbytnio nie dziwią, to zarzuty o podżeganie do morderstwa dziennikarza przypominają nam, że całkiem niedawno Polska wcale nie różniła się tak bardzo od Rosji, Białorusi, czy Ukrainy.
Nie było może aż tak źle, jak na Wschodzie. Trzeba jednak przyznać, że na początku lat 90-tych w polskiej polityce zdarzali się ludzie mający zupełnie inne pomysły na uprawianie polityki niż dialog...
Mój rozmówca zwraca też uwagę, że podejrzewany o wydanie zlecenia na dziennikarza Aleksander G. to człowiek od lat wymieniany nieodłącznie z nazwiskami innych byłych posłów i senatorów, którzy okazali się aferzystami i współpracownikami rządzącego wówczas nie tylko Polską powiatową "Pruszkowa". Gdy zatrzymywano go w 2000 roku, "Rzeczpospolita" wspominała, że pozycję na liście najbogatszych Polaków na początku zawdzięczał szczególnie "bliskim związkom z Ireneuszem Sekułą". O powiązaniach Sekuły z różnymi środowiskami opowiadał Masa w wywiadze-rzece. Z jego relacji wynika, że polityk zadawał się z ludźmi co najmniej podejrzanymi.
Po samobójczej śmierci Sekuły policja ustaliła, że jednym z motywów mogło być żądanie zwrotu pożyczki, z jakim wystąpili do niego po zabójstwie "Pershinga" szefowie gangu pruszkowskiego. Z tymi samymi ludźmi próbował prowadzić interesy G., a oni żądali od niego udziału w zyskach z działalności Italmarki. Czytaj więcej
"Pruszków" miał swoich ministrów. Ale bez przesady, że tych najważniejszych. (...) Dębskiego trudno było do rządu AWS-UW wcisnąć. Krzaklewski go nie lubił, nie chciał. Zgodził się dopiero po awanturze, jaką mu zrobił biskup z Lublina. Czytaj więcej
- Wszystko to wynika z faktu, że po 1989 roku do władzy szli ludzie przypadkowi, ale często o szerokich wpływach. Nie mieli pojęcia o robieniu polityki, ale świetnie znali się na robieniu interesów. I jeśli ktoś, im przeszkadzał, to oni znali jeden skuteczny sposób na eliminowanie tego problemu. Tak objawiał nam się brak elit, które odtworzono ze środowisk, wśród których byli po prostu kryminaliści. Oni chcieli zarządzać krajem ręcznie, bo tylko taki sposób znali - komentuje Wojciech Jabłoński.
