Remis 2:2 z klasowym rywalem. Ogromne emocje i mimo zimowej aury gorąca atmosfera na trybunach. Tak gorąca, że arbiter chciał nawet przerwać spotkanie. To krótkie streszczenie wydarzeń z Warszawy gdzie Legia grała ze Sportinigem Lizbona. Jak całe spotkanie wyglądało z trybun? Wbrew panującemu w mediach trendowi nie zamierzam nikogo oceniać. Po prostu powiemy jak było.
Pierwszych kibiców można było spotkać już na kilka godzin przed meczem. W metrze, na przystankach autobusowych. W zasadzie w całym mieście. O tyle o ile chyba każdego kibica piłkarskiego łatwo poznać głównie po szaliku to kibice Legii charakteryzują się czymś jeszcze. Żyleta, trybuna dla najbardziej fanatycznych fanów ma swój własny, stworzony przez najbardziej zainteresowanych regulamin. A jednym z jego głównych punktów jest to, że wszyscy przychodzą "na biało". Następnym razem proszę się więc nie dziwić gdy na ulicach Warszawy zobaczy się młodego mężczyznę z naciągnięta na bluzę czy kurtkę białą koszulką. O gustach się nie dyskutuje. Ale tutaj to nie kwestia gustu. Raczej tradycja.
Do meczu niecałe dwie godziny. Atmosfera rodem z angielskich pubów. Zaglądamy do stadionowego baru. Mnóstwo kibiców, większość z piwem. - Z tym piwem trzeba uważać. Wiesz, tu w pubie klubowym je sprzedają. A potem na bramkach jak sie wchodzi to mogą wziąć na alkomat. I na mecz się nie wejdzie. - opowiada mi jeden z kibiców.
Zaczynają się śpiewy. Kbice skandują ulubione - Legia, Legia Warszawa. Potem jeszcze krótkie "wyjaśnienie" skrótu KSP, którym firmuje się lokalny rywal, Polonia Warszawa (Polonia K, Polonia S, Polonia zawsze k.... jest - przyp. aut) i zmierzamy w kierunku bramek stadionowych. Wypite w pubie piwo nie przysparza problemów z wejściem na stadion. Rutynowa, niezbyt dokładna kontrola. I tyle. Ale spotkany wcześniej kibic miał chyba jednak rację. - Kiedyś nie wpuścili mnie na mecz za trzy piwka. I to jeszcze graliśmy ze Spartakiem.. - opowiada ktoś w kolejce do wejścia.
Kim jest gniazdowy?
Na trybunach na godzinę przed meczem nie ma jeszcze zbyt wielu kibiców. Najwięcej na wspomnianej wcześniej Żylecie. Udajemy się w poszukiwaniu miejsc. Dla niewtajemniczonych miejsca na Żylecie, zajmuje się według prostej zasady. Kto pierwszy ten lepszy. Ale jest też święte prawo. Miejsce można sobie zająć kładąc na krzesełku szalik. - Barw nikt nie ruszy - powiedział mi jeden z kibiców.
Miejsca udaje się znaleźć szybko. Prawie na wprost gniazdowego. Kto to taki?Jego zadaniem jest prowadzenie dopingu na trybunie. Ferworze emocji w drugiej połowie, nie do końca wiadomo w jakim celu postanowił zdjąć koszulkę. Najwidoczniej tak lepiej się prowadzi doping. Temperatura? -3 stopnie. Samo zdjęcie koszulki chyba dało za mało efektów. Więc rozemocjonowany stadionowy zapiewajło postanowił... sam natrzeć się śniegiem. Trzeba przyznać, że to dość specyficzny sposób wyrażania emocji. Ale jak pokazuje historia, wcale nie tak odległa także gniazdowy może stać się prawdziwą gwiazdą mediów.
Tego pana pamiętają nie tylko kibice Legii...
Wojna na śnieżki
Pierwszy na murawie boiska pojawia się delegat UEFA. Spod Żylety, która znajduje się za jedną z bramek, której stan chciał sprawdzić, szybko ucieka. A właściwie wykurza go grad śnieżek lecący z trybun. - Delegat UEFA zwraca się z gorącą prośbą, żeby nie rzucać śniegu na murawę boiska - słyszymy po chwili komunikat spikera. Prośba, jak widać nie jest wystarczającym czynnikiem motywującym dla kibiców.
To samo co spotkało delegata po chwili dotyczy już prawie całej drużyny Sportingu rozgrzewającej się pod Żyletą. I nie tylko. Dostaje się też fotoreporterom. - Sami się proszą. Nie mogą się rozgrzewać po drugiej stronie? - sugeruje jeden z kibiców. Na kolejne komunikaty spikera kibice odpowiadają już chórem, również sugestywnie -Trzeba odśnieżać, ej k... trzeba odśnieżać.
Sytuacja się powtarza. I to nie raz. W trakcie spotkania. Na boisku wylądowała nawet raca. I w końcu komunikat, który kibiców ostatecznie przekonał. - Jeszcze raz coś z trybun poleci na murawę i spotkanie zostanie przerwane. To jest ostatnie ostrzeżenie - poinformował spiker, Wojciech Hadaj. Wtedy zmobilizowali się nawet sami kibice - Nie rzucajcie, nie rzucajcie - niesie się po trybunach. Poskutkowało. Mecz udało się rozegrać.
Jak się później okazało, nie tylko w Warszawie kibice postanowili przywitać przeciwnika śnieżnymi kulami. Świadkami bliżniaczo podobnych wydarzeń byliśmy podczas meczu Wisły ze Standardem Liege. Zagrożenie odwołania meczu też było, ale tam tez na coraz groźniejszych komunikatach się skończyło. - Może się narażę, ale nie rozumiem zachowania naszych kibiców - komentował sytuację, Cezary Wilk, zawodnik Wisły.
Rzucali też w Zakopanem (serwis skijumping.pl)
Bardzo przykre było również znów zachowanie polskich kibiców, którzy rzucali śnieżkami w Svena Hannawalda, jadącego na wyciągu, podczas gdy ten bezradnie próbował się jakoś ochronić. To jest naprawdę wielki wstyd dla całego polskiego narodu i cokolwiek po dzisiejszym dniu powiedzą o nas Niemcy, trzeba będzie pokornie się z nimi zgodzić i przeprosić...
Zabawa na trybunach
Sam mecz? Ogromne emocje. Kibice od początku żwawo dopingowali swoich pupili. Ze snu zimowego obudzili się bardzo szybko nie tylko kibice, ale i piłkarze. Legia grałą ambitnie i gdyby nie głupie błędy pewnie by wygrała. Kibice też nie pozostawali gorsi przez całe spotkanie.
Wokalnym przebojem meczu stała się... reklama biedronki. Jeszcze przed meczem, ale też w jego przerwie i tuż po kibice tańczyli i bawili się słysząc słynne - Codziennie niższe ceny. Nasz tekst o reklamie Bierdonki
W gorszych nastrojach kibice byli w samej końcówce spotkania. Wyrównującą bramkę na 2:2 zdobył Andre Santos. Dopiero jej uroda przypomniała tak naprawdę kibicom zgromadzonym na Łazienkowskiej, że mierzą się z zespołem z najwyższej półki.
Po meczu zmęczeni piłkarze podeszli podziękować kibicom. Ci jednak nie pozwolili im szybko zejść do szatni. Pod Żyletą musieli tradycyjnie przybić piątkę z kibicami.
W innym tonie żegnano cieszących się (w ogóle fajnie to brzmi, że piłkarze takiego zespołu jak Sporting cieszą się z remisu na Łazienkowskiej) zawodników Sportingu. - Sporting k..., ajejajejao - usłyszeliśmy. Natomiast gdy zawodnicy Legii schodzili już do szatni, kibice pożegnali ich znowu dość sugestywnie...
-Tylko zwycięstwo, w Lizbonie tylko zwycięstwo - niosło się na trybunach. Nie mielibyśmy chyba nic przeciwko temu by piłkarze wysłuchali próśb swoich kibiców.