Jarosław Gowin jako minister sprawiedliwości nie jest zbyt popularny. Niektórzy uważają, że do pełnienia tej funkcji nie ma odpowiednich kompetencji. W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Gowin ocenia sam siebie, ratyfikację o przemocy w rodzinie, a także pracę rządu.
Donald Tusk podejmuje w drugiej kadencji wiele niepopularnych decyzji i niewątpliwie posadzenie Gowina na stołku ministra sprawiedliwości było jedną z nich. Brak fachowości i jednostronne, katolickie myślenie - to główne zarzuty, kierowane pod adresem następcy Krzysztofa Kwiatkowskiego. Ale są też tacy, którzy Jarosława Gowina chwalą - za bezkompromisowe podejście do niektórych spraw, nieuleganie lewicowym modom i bronienie wartości chrześcijańskich. "Reprezentuję punkt widzenia zwykłych ludzi" - mówi o sobie Gowin w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej".
O spadającej popularności PO
Zapytany o to, czy Platforma ma się czym martwić w związku z malejącymi słupkami poparcia, Gowin odpowiada krótko: "Oczywiście". Minister uważa jednak, że przyczyn takiego stanu nie należy upatrywać wyłącznie w błędach rządu, ale też w niepopularnych reformach: podniesieniu wieku emerytalnego i deregulacji - czytamy w "RP".
O "uwolnieniu zawodów" Gowin opowiada z wielkim entuzjazmem. Wskazuje, między innymi, że ta ustawa może poprawić sytuację wielu Polaków. A Platforma, dzięki temu, "wróciła do swoich wolnorynkowych korzeni".
O pękającej Platformie
Troska o integrację klubu, to, zdaniem Gowina, jeden z obowiązków partii. Równe traktowanie, wzajemny szacunek i brak kpin z powodu postępowania według własnego sumienia - tego minister oczekuje od władz klubu. Jak zaznacza, wyjaśnił to już z szefostwem i w PO ma nie być "dyscypliny w kwestii sumienia".
Gdzie leży problem podziałów w partii Tuska? Zdaniem Gowina, część "środowiska konserwatywnego celowo wikła go w spory światopoglądowe". A takie spory minister uważa za "szkodliwe". Jego zdaniem, wszyscy w PO powinni teraz skupić się na przeprowadzeniu zapowiedzianych przez Tuska reform, za którymi "środowisko konserwatywne" stoi murem, bo ma "podejście wolnorynkowe".
O swojej pracy
Jarosław Gowin ma świadomość, że jest pierwszym ministrem, który nie ma prawniczego wykształcenia. Ale to, co dla jego przeciwników stanowi powód do narzekania na "brak kompetencji", on sam próbuje przekuć w zaletę. "Reprezentuję punkt widzenia zwykłych ludzi (…)" - stwierdza minister na łamach "Rzeczpospolitej".
Zapytany, z kolei, o przecieki i błędy prokuratury, Gowin krótko oświadcza: "Jako minister sprawiedliwości nie powinienem wypowiadać się na temat konkretnych spraw".
O konwencji o przemocy rodzinnej
Gowin wzbudził niemałe kontrowersje sprzeciwiając się ratyfikowaniu przez Sejm konwencji przeciwdziałającej przemocy w rodzinie. "Między wierszami tego dokumenty kryje się walką z tradycyjną moralnością i kulturą" - twierdzi minister w wywiadzie dla "RP".
Szef resortu sprawiedliwości pyta też "co kryje się za eufemistycznym określeniem stereotypowych ról kobiety i mężczyzny, które konwencja nakazuje zwalczać". Według ministra, feministki za taki stereotyp uważają, na przykład, macierzyństwo. Gowin podkreśla też, że interpretować zapisy z konwencji będzie międzynarodowa organizacja, od której decyzji nie ma możliwości odwołania. "Innymi słowy, zrzekniemy się części suwerenności w tak ważnej sprawie jak rodzina czy obyczajowość" - stwierdza Jarosław Gowin.
Cały wywiad można przeczytać na stronie "Rzeczpospolitej".