Tomasz Siemoniak miał trudny start jako minister obrony narodowej. Kiedy objął resort po obwinianym za katastrofę smoleńska Bogdanie Klichu, zarzucano mu brak doświadczenia w sferze wojskowości. Szybko stał się jednym z najlepszych ministrów. Po odejściu Donalda Tuska na naszych oczach przeobraża się w pełnokrwistego polityka.
Takiego Tomasza Siemoniaka jeszcze nie widzieliśmy. W najnowszym wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” nie mówi on ani słowa o wojsku, uzbrojeniu, modernizacji armii, stacjonowaniu Amerykanów czy konflikcie na Ukrainie. Cała rozmowa dotyczy polskiej polityki.
Błyskawiczna kariera
Znany dotychczas jako stroniący od bieżącego sporu politycznego minister w kilku miejscach uderza w politycznych konkurentów, szczególnie tych z PiS i SLD. Sięga po tak ciężką broń jak katastrofa smoleńska (to z teoriami spiskowymi na jej temat zrównuje dyskusję o fałszerstwie wyborów).
Ostatnie trzy i pół roku to dla Tomasza Siemoniaka okres błyskawicznej kariery. W połowie 2011 roku objął on po Bogdanie Klichu resort obrony, choć wcześniej (w latach 1998-2000) był w nim tylko dyrektorem Biura Prasy i Informacji. Ale nie ulega wątpliwości, że Siemoniak się sprawdził. Jest jednym z lepiej ocenianych ministrów, choć nadal szeroko nieznanym.
Siemoniak? Kto?
W najnowszym badaniu zaufania do polityków nie zna go 56 proc. respondentów, ufa mu 19 proc., 6 proc. jest przeciwnego zdania, a dla 16 proc. jest on obojętny. Bo Siemoniak to ekspert, technokrata, urzędnik, nie polityk. A tacy nie wywołują emocji.
Dlatego aby wykorzystać potencjał drzemiący Siemoniaku trzeba zrobić z niego pełnokrwistego polityka. Zdaje się, że proces zaczął się już w grudniu 2013 roku, kiedy jeszcze nikt nie mówił o wyjeździe Donalda Tuska. Siemoniak został wtedy członkiem zarządu krajowego Platformy Obywatelskiej.
Przyszły premier?
Po odejściu Tuska przyszedł czas na kolejny awans polityczny – minister obrony został wicepremierem. Z reguły jednak unikał ostrych wypowiedzi o politycznej konkurencji, nie zajmował się też tematami ogólnopolitycznymi, skupiał się na wojsku i konflikcie ukraińskim. Bardzo oszczędnie, niejako przy okazji, komentował też wewnętrzne sprawy PO.
Teraz Siemoniak stara się pokazać, że potrafi skutecznie rozbudzać i wykorzystywać polityczne emocje. Nie tylko w mediach, ale i w terenie – wicepremier bezpośrednio włączył się w kampanię samorządową. Z jednej strony to może być dowód na zastosowanie w PO taktyki „wszystkie ręce na pokład”.
Trzeba zapracować
Z drugiej na rosnące ambicje polityczne samego Siemoniaka. Wszak kiedy okazało się, że Donald Tusk zostanie przewodniczącym Rady Europejskiej, Siemoniak był wymieniany jako poważny kandydat do pokierowania rządem. Już to pokazuje rosnącą pozycję ministra, który ma przed sobą jeszcze kilka sejmowych kadencji politycznej kariery.
Siemoniak ma dzisiaj 47 lat. Nie jest może „młodym delfinem”, ale na pewno wiele jeszcze może osiągnąć. Dlatego można się spodziewać jego wzmożonej aktywności, i to nie tylko związanej z wojskiem. Bo na sukces trzeba sobie zapracować nie tylko w ministerialnym gabinecie.