
Była minister ds. walki z korupcją przekonuje, że Radosław Sikorski padł ofiarą nagonki. – Jego przypadek jest efektem tego, że nie ma odpowiednich rozliczeń na przejazdy samochodami – mówi Julia Pitera z PO w "Bez autoryzacji".
REKLAMA
Wiem, że chciałaby Pani, żebyśmy mówili tylko o trójce z Madrytu, ale z wieku i urzędu pierwszeństwo należy się marszałkowi Sikorskiemu. Oświadczenie, krótka wypowiedź i wywiad w radiu to wystarczające wyjaśnienie w sprawie jego przejazdów? Mi nadal brakuje twardego dowodu, na przykład danych z BOR.
Przy obecnym systemie właściwie każdemu posłowi, który wykazuje te maksymalne 2,5 tys. km można zarzucić, że nie da się wyjeździć tyle. Jak długo nie zmienią się te zasady, tak długo będzie można oskarżyć każdego. Trudno byłoby udowodnić, że on tyle kilometrów przejechał, dlatego z jednej strony możemy mieć wątpliwość, ale z drugiej nikt nie każe tego dokumentować.
Zawsze będziemy opierać się na domniemaniu i nawet prokuratura nic nie będzie w stanie zrobić, jeśli wznowi to postępowanie. No bo właściwie co?
U Sikorskiego nie chodzi o to, czy fizycznie da się wyjeździć te 2,5 tys. km, ale o to, że jako minister miał ochronę BOR i z reguły jeździł limuzyną.
Zapewne prokuratura wystąpi o te notatki. Ale powtarzam jeszcze raz: nie bronię Sikorskiego, ale jego przypadek jest efektem tego, że nie ma odpowiednich rozliczeń na przejazdy samochodami. Może mu udowodnią, że to nie prawda, że miał BOR i nie mógł tego wyjeździć, ale duża część z grupy, która wykazywała maksimum po cichu będzie zacierała ręce, że ich chata z kraja.
Nie bronię marszałka, bo taka sytuacja rzeczywiście podważa zaufanie do polityków, ale on stał się trochę kozłem ofiarnym systemu. Taka jest prawda.
Jeśli udowodni mu się, że przywłaszczył publiczne pieniądze, to dyskwalifikuje go nie tylko jako marszałka Sejmu, nie tylko jako polityka, ale nawet jako radnego.
Jeżeli prokuratura wykaże złamanie prawa, to albo będzie musiał zapłacić podatek, albo…
Ale to według pani rozwiązuje sprawę?
No właśnie nie. Ale wszystkie konsekwencje ponosi on, a podobnie funkcjonuje cała grupa ludzi. I to budzi we mnie wewnętrzny niepokój, to ma charakter nagonki. Nikt nie mówi o błędzie systemu, i to nie wiemy w jakiej skali. Sikorski nie jest jedynym beneficjentem niedoskonałości przepisów.
To może, żeby z Sikorskiego nie robić kozła ofiarnego, prokuratura powinna skontrolować wyjazdy wszystkich posłów w tej kadencji?
Tylko jak posłowie mają to udokumentować? Każdy powie “przepraszam, nie pamiętam”. Każdy musiałby to udowadniać, przedstawiać świadków. Takie są skutki niejasnych przepisów. Ci, którzy je przygotowali wykazali się kompletnym brakiem wyobraźni.
Jak to wygląda w Parlamencie Europejskim? Tak jak w książce Marka Migalskiego?
System jest jasny: mam oddzielny budżet na podróże związane z pracą poselską i na formularzu muszą zaznaczyć sposób podróży, cel, liczbę kilometrów i datę. To przedstawiam w odpowiednim biurze, oni to zatwierdzają. Nikt nie sprawdza, bo musieliby za mną jeździć, więc musi być element zaufania.
Ale trudniej napisać nieprawdę, kiedy trzeba podać szczegóły, bo trzeba mieć złe intencje, by je wymyślić. Tak powinno być w Polsce. Posłowie mieliby znacznie większe poczucie poświadczania nieprawdy, niż wpisując - tak jak dzisiaj - liczbę przejechanych w miesiącu kilometrów. A podróże samolotowe rezerwuje się w biurze w PE, a później jako dowód przedstawia kartę pokładową.
Nawet przy bardzo dobrych przepisach, jeśli ktoś nie jest uczciwy, będzie tego nadużywał. Może niektórzy mają taką naturę? Nie istnieją przepisy, które całkowicie wyeliminują nadużycia.
Przekonały panią tłumaczenia byłych posłów PiS-u, którzy mówili, że nie złamali prawa, a Kancelaria Sejmu nie straciła na ich wyjeździe ani złotówki?
Mam z tą sprawą kłopot, i to bardzo duży. Ze względu na charakter pana Hofmana, może mniej pana Kamińskiego, mam do niego zły stosunek. Boję się, że moje oceny są skażone osobistą niechęcią, a staram się być obiektywna oceniając ludzi.
To człowiek, który od kilku lat obrażał wszystkich dookoła, zarzucał złe intencje. Przeczytałam przepisy i nawet z przepisów ogólnych wynika, że jeśli ktoś co innego pisze, a co innego robi, poświadcza nieprawdę. I niezależnie, czy oni zarobili 2,5 tys. zł czy nie, to dla mnie najważniejsze: zabukowali bilet, a później złożyli pismo o wyjeździe samochodem. Jestem pełna niesmaku. Ale na pewno tę sprawę także trzeba doregulować.
