W przypadku słów prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego o terroryzowaniu sądów "skojarzenia nasuwają się same". – I są to skojarzenia z czasami przed 1989 rokiem – mówi w "Bez autoryzacji" były minister sprawiedliwości prof. Zbigniew Ćwiąkalski.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił 13 grudnia, że prezydent i prezesi TK, SN i NSA “terroryzują sądy” ws. rzekomych fałszerstw wyborczych. To słowa obraźliwe dla sędziów?
Zdecydowanie. Twierdzenie, że prezydent razem z prezesami sądów terroryzuje kogokolwiek, nie ma żadnego uzasadnienia. Nie jest znany żaden wyrok, który by taką presję potwierdzał. Poza tym nie wydaje mi się też, byśmy do tej pory byli świadkami jakiegoś jawnego i świadomego wyborczego fałszerstwa. A jeśli PiS twierdzi, że takie fałszerstwa miały miejsce, to ewidentnie przyznaje się do nieudolności własnych działaczy - przedstawicieli partii w komisjach.
Prezesi sądów wydali oświadczenie, w którym piszą o “zniewadze” Kaczyńskiego “nawiązującej do najgorszych zwyczajów walki politycznej przed 1989 rokiem”. Nie za ostro?
Nie, bo to jest tylko i wyłącznie reakcja na obraźliwe słowa prezesa Kaczyńskiego. Prezesi sądów nie angażują się w walkę polityczną. A prawdą jest, że skojarzenia nasuwają się same. I są to skojarzenia z czasami przed 1989 rokiem.
Skoro mowa o zniewadze, to może można w inny sposób zareagować, nie tylko wydając oświadczenie?
Uważam, że reakcja słowna jest wystarczająca. W żadnym razie nie posuwałbym się do wszczynania postępowania czy alarmowania innych organów.
Prof. Zoll w komentarzu dla “GW” stwierdził, że prezes PiS zagraża demokracji. Podpisałby się pan pod tą oceną?
Tak nie uważam, przynajmniej na ten moment. Politycy w różnych krajach wypowiadają się w równie ostry sposób. Przypomnę m.in. Marie Le Pen we Francji czy Franza Josefa Straussa w Niemczech. Jednak co innego, gdy na takie wypowiedzi pozwala sobie polityk opozycji, a co innego, gdy dochodzi do władzy. W tym drugim przypadku takie osoby mogą być groźne dla demokracji.
A czy za groźne dla demokracji uznaje pan wypowiedzi polityków opozycji po wyborach? Nawoływanie do skrócenia kadencji radnych, przesądzenia o fałszerstwach...
Nie dziwią mnie protesty wyborcze, bo przy okazji każdych wyborów się z nimi spotykamy i to nie jest nic nadzwyczajnego. Może tylko w tym roku są wnoszone nieco na siłę. Jeśli chodzi o jakość orzecznictwa, nie zauważyłem, by nagle miało się okazać, że liczba fałszerstw jest większa, niż spotyka się normalnie. Mieliśmy oczywiście sporą dawką nieudolności, ale np. w kontekście głosów nieważnych nie ma zaskoczenia. Wybory do sejmików są po prostu najbardziej odległe od obywatela, a ja sam głosując miałem wątpliwości, jak i gdzie postawić krzyżyk. Dopiero po przeczytaniu napisanej drobno instrukcji zagłosowałem poprawnie.
Co pan myśli słysząc, jak były minister sprawiedliwości Jarosław Gowin wzywa, by obejść normalną procedurę i przyjąć ustawę ws. wyborów?
Przede wszystkim na pewno nie ma takiej możliwości, co dość jasno wykazują konstytucjonaliści. To, że politycy mają takie życzenie, nie ma znaczenia. Jarosław Gowin ma bardzo specyficzną sytuację, bo przegrał sromotnie eurowybory i w tej chwili jest satelitą Kaczyńskiego. Z konieczności musi się wpisywać w jego ton, choć rzeczywiście od byłego ministra można oczekiwać większej powściągliwości.
Czyli mamy byłego ministra i byłego premiera podważających władzę sądowniczą. Co gdyby doszli do władzy?
Gdyby przejęli władzę z tymi samymi hasłami, byliby niezwykle groźni dla demokracji i państwa.