
Mało kto potrafi lepiej szukać oszczędności niż studenci. Jednym z popularniejszych sposobów jest zapisywanie się na studia bez zamiaru studiowania. Wystarczy znaleźć mało oblegany kierunek, zapłacić 80 zł wpisowego i przez rok można jeździć za połowę ceny, kupować tańsze bilety do kina, a nawet dostać akademik i stypendium.
REKLAMA
Uczelnie są bezradne: coraz większy odsetek ich studentów to martwe dusze - osoby, które zapisały się na studia tylko dla legitymacji. Niewielki kawałek plastiku z mikrochipem pozwala jeździć komunikacją publiczną za połowę ceny, korzystać z promocji w kinach, restauracjach czy hostelach, czy wreszcie korzystać z ubezpieczenia zdrowotnego - opisuje “Gazeta Wyborcza”.
- Nie mamy możliwości kontroli tego, z jakim zamiarem kandydat składa dokumenty - mówi rzeczniczka Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. - Nie możemy uznać wszystkich studentów, którzy nie przychodzą na zajęcia, za takich, którzy chcą w nielegalny sposób przedłużyć sobie posiadane zniżki lub je nabyć. Czytaj więcej
Źródło: "Gazeta Wyborcza"
Szczególnym powodzeniem cieszą się przedmioty z rozliczeniem rocznym - nawet jeśli w sesji zimowej student nie zda żadnego egzaminu, zostaje skreślony z listy dopiero we wrześniu. Dzięki temu może się cieszyć zniżkami aż do końca października. Ministerstwo Nauki wskazuje, że aby ukrócić taki proceder uczelnie mogą przeprowadzać egzaminy wstępne, co odstraszy wirtualnych studentów.
W naTemat opisywaliśmy jak w internecie kwitnie handel naklejkami do legitymacji studenckich. Osoby, które formalnie studentami już nie są, dzięki hologramom sztucznie przedłużają życie swoich studenckich legitymacji. A to pozwala im korzystać z wielu ulg i zniżek. Płacąc kilkaset złotych za naklejkę można zaoszczędzić nawet kilka razy więcej. Nikt się z tym nie kryje – w ofercie wystarczy dopisać magiczne hasło "tylko do celów kolekcjonerskich".
Źródło: "Gazeta Wyborcza"
