Do końca rozgrywek piłkarskiej Ekstraklasy pozostały raptem dwie kolejki. W tym sezonie kibice nie mogą narzekać na brak emocji. Dlaczego? Bowiem w walce o tytuł mistrzowski wciąż liczy się aż pięć zespołów. A między nimi są tylko dwa punkty różnicy. Która z drużyn ostatecznie sięgnie po majstra? Albo Legia doczłapie się do mistrzostwa, albo ktoś w końcu ją prześcignie.
Po 28. kolejkach na czele tabele znajduje się Legia Warszawa. Ale jej przewaga nad resztą stawki jest tylko iluzoryczna. Śląsk ma tyle samo punktów co "Wojskowi" - 50. Trzeci jest Ruch - 49 punktów, czwarty Lech Poznań - 48, a piąta Korona - z takim samym bilansem punktowym, co Kolejorz. Która z drużyna ma najłatwiejszy kalendarz? A która najmocniejsze karty w ręku przed decydującą rozgrywką? Sprawdźmy.
Drużyna Maciej Skorży od kilku kolejek pozostaje liderem, mimo że wygrywanie przychodzi jej z wielkim trudem. W ostatnim czasie, z kim Legia nie zagra, można śmiało zakładać, że zremisuje. W poprzedniej kolejce z Jagiellonią również podzieliła się punktami. Zadziwiająca jest niemoc tej ekipy. Jeszcze w marcu prorokowano, iż skoro pod koniec sezonu większość spotkań Legia rozgrywa u siebie, to nikt nie będzie stanie odebrać jej tytułu. Jak widać, nie jest to jednak takie pewne.
Drużyna z Warszawy może go stracić sama. Nawet sam Skorża zagubił się ostatnio nie tylko w podejmowaniu decyzjach, ale i w wypowiedziach. Raz mówi: "Nie ma lepszej drużyny w Polsce od Legii". By kilka dni później, po meczu z Jagiellonią, w zupełnie innym tonie tłumaczyć remis podopiecznych. - Poziom ligi bardzo się wyrównał. Nie ma drużyny, która nie ma atutów - przekonywał.
Mimo tego, przeciętna Legii jest wciąż najbliżej tytułu. W czwartek jedzie do Gdańska na mecz z tamtejszą Lechią, w niedzielę podejmuje u siebie Koronę Kielce.
Legia, w normalnej dyspozycji, ma mnóstwo atutów, które skłaniają do postawienia sporych pieniędzy na jej ligową wiktorię. Ale Legia jest od dłuższego czasu pogrążona w marazmie. Jej atak opiera się głównie na Danijelu Ljuboji. Rozczarowany postawą kolegów ze środka pola Serb, bierze się nie tylko za strzelanie goli, ale i za rozgrywanie akcji.
Wiecie, który napastnik w Europie w ostatni weekend wykonał aż dziesięć dośrodkowań w pole karne do swoich kolegów w jednym meczu? Ljuboja. Niestety sam do siebie dorzucić piłki nie może. A szkoda. Bo jego niezłe wrzutki na potęgę marnują Blanco, Radović i inni. Co faktycznie może Serba irytować.
Rozwiązanie jest proste. Albo koledzy Danijela zrobią mu miłą niespodziankę i wykorzystują jedno z jego podań, bądź sami mu wypracują okazję - wówczas tytuł trafi do Warszawy. W innym wypadku, tytuł powędruje wszędzie, tylko nie do stolicy. Samymi remisami i szczelną obroną pod wodzą Żewłakowa i Kuciaka ligi nie da się wygrać.
Jeśli wysokie miejsce rozczarowującej Legii w tabeli nie wszystkich przekonuje do tezy o słabości Ekstraklasy, to może druga pozycja wrocławian zadziała skuteczniej. Śląsk na jesieni grał ładnie i przede wszystkim skutecznie. Wielu przewidywało, że na wiosnę nie będzie jednak w stanie kontynuował świetnej passy.
Chyba nikt jednak nie spodziewał się takiej zapaści zespołu Oresta Leńczyka. Po srogim laniu, jakie otrzymał od Legii na własnym stadionie (0:4) na początku rundy, wydawało się, że Śląsk, niczym znokautowany bokser, nie podniesie się już z desek. Podniósł się. Na tyle skutecznie, by "wiecznie remisującej Legii" zacząć realnie zagrażać. Teraz każdej potknięcie warszawian może z zimną krwią wykorzystać i zająć fotel lidera.
By jednak do tego doszło, Śląsk powinien wygrać ostatnie dwa mecze. Wpierw z Jagiellonią u siebie, na koniec z Wisłą w Krakowie. Trudno przewidywać, by grający w kratkę zespół był w stanie nagle wygrać dwa mecze z rzędu. Zatem podopieczni Leńczyka muszą liczyć na wpadki rywali. Wcześniej wystarczyło to zdobycia tytułu mistrza jesieni.
Punkt mniej od Legii i Śląska ma Ruch Chorzów. W wiceliderem łączy go to, iż również dostał łomot od Legionistów. Ostatnio przegrał z nimi w lidze, a potem także w finale Pucharu Polski. Ale podobnie, jak podopieczni Leńczyka, tak zawodnicy Waldemara Fornalika korzystają z hojności warszawian.
Ruch ma teoretycznie najłatwiejszych rywali przed sobą. W czwartek spotka się z zdegradowaną już Cracovią, w niedzielę z Lechią Gdańsk. Jeśli Gdańszczanie zabiorą punkty Legii, a tym samym zapewnią sobie utrzymanie w lidze, to być może mniej skoncentrowali podejdą do ostatniego meczu z Ruchem. A wówczas ekipa Fornalika może zakończyć sezon wyżej, niż na najniższym stopniu podium.
- Lech Poznań walczy o tytuł mistrzowski - jeszcze kilka tygodni temu takie sformułowanie wywoływało by salwy śmiechu wśród kibiców z całej Polski i nerwową reakcję wśród fanów "Kolejorza". Lech dryfował na ligowej mieliźnie, daleko mu było do czołówki. Jednak ostatnia fenomenalna passa zespołu poprawiła nastroje w Poznaniu.
- Lech jest na fali, a inne zespoły są zdecydowanym w dołku. Dlatego tak bardzo się zbliżył do Legii, Śląska i Ruchu. Końcówka tego sezonu jest trudna do wytłumaczenia. Praktycznie każdy miał okazję, by samotnie odskoczyć rywalom i objąć zdecydowane przodownictwo w tabeli. Jednak ta sztuka nikomu się nie udała. Jakby żaden zespół w Polsce nie chciał tego mistrzostwa - zauważa trener Stefan Białas.
Miejsce w tabeli Korony Kielce to kwintesencja futbolowej rzeczywistości w naszym kraju. Przed sezonem wszyscy w Kielcach ostrożnie podkreślali, że celem na ten sezon jest utrzymanie w lidze. Minęło 28. kolejek, a zespół ma tylko dwa punkty straty liderującej Legii. Takie rzeczy tylko w Ekstraklasie.
Korona może nawet zostać mistrzem. I nie jest to scenariusz wyjęty z filmów science fiction. Wystarczy, że kielczanie u siebie ograją spokojny o utrzymanie Widzew, a wówczas całkiem możliwe, że w ostatniej kolejce spotkanie Legia - Korona zadecyduje, która z drużyn zostanie nowym mistrzem Polski w piłce nożnej.
Przewidywanie, która z drużyn ostatecznie będzie świętowała w niedziele mistrzostwo Polski, przypomina wróżenie z fusów. Fusów niskich lotów. Spójrzmy bowiem na przeciętną zdobytych punktów przez aktualnego lidera - Legię. 50 "oczek" zdobytych w 28 spotkaniach to zawstydzający wynik. Jeden z najgorszych wśród wszystkich lig europejskich. Ale skoro poziom sportowy nie rzuca na kolana, to przynajmniej emocje są spore.