Zdobycie ich telefonu graniczy z cudem. Dzwonię po gminnych ośrodkach kultury, sąsiadkach i miejscowych bibliotekach. Kiedy w końcu udaje mi się znaleźć numer do liderki zespołu Jarzębina, okazuje się, że ma wyłączony telefon. Od trzech dni media żyją historią zespołu folkowego ze ściany wschodniej. „Jarzębiny” wyskakują w telewizji śniadaniowej, mówią do nas w radio i są przerabiane na sto sposobów na YouTube. W internecie huczy od skrajnych komentarzy. Dla jednych to obciach, dla innych dowód na to, że można osiągnąć sukces nie będąc atrakcyjną blondynką z napompowanym biustem. Gdzie leży prawda?
Od środy polskie media żyją piosenką „Koko Euro spoko” folkowego zespołu Jarzębina z Kocudzy. W telewizji przekrzykują się krytycy muzyczni, w prasie wyżywają się na przeboju dziennikarze, w radio narzekają kibice. „Koko” dzieli Polaków. Jedni mu przyklaskują, inni uważają, że piosenka jest obciachem, który pokazuje Polskę jako zaścianek Europy. Krytycy atakują przebój Euro za przaśny wygląd zespołu i proste rymy. Nie można się z nimi nie zgodzić, warstwa muzyczna pozostawia wiele do życzenia. Jednak nie to jest wydaje się w całej sprawie najważniejsze. Warto odłożyć na bok samą piosenkę i zobaczyć historię ośmiu pań ze ściany Wschodniej, które w ciągu kilku dni z wiejskiego podwórka wyszły do mainstreamu. Bez pieniędzy, kontaktów i medialnego wsparcia. Jarzębina udowodniła, że nie wiek, nie wygląd i nie popularność ma znaczenie, ale charyzma i autentyczność. Po ogłoszeniu wyników głosowania, pojawiły się głosy, że wybierając „Jarzębiny” społeczeństwo chciało zażartować sobie z Euro i dopiec Franciszkowi Smudzie. Ja jednak bardziej od wygłupu widzę tu manifest. Starość może być sexy.
Jarzębina powstała w 1990 roku w Kocudzy, małej wsi w województwie lubelskim, z inicjatywy Ireny Krawiec. Postanowiła skrzyknąć znajome z okazji festiwalu folkowego, który był organizowany w Janowie Lubelskim. – Ze znalezieniem chętnych nie było problemu. Panie od dawna się znały i razem śpiewały podczas sianokosów. Festiwal był tylko bodźcem do założenia grupy, która od 22 lat funkcjonuje w prawie nie zmienionym składzie – mówi Andrzej Wojtan, dziennikarz "Kuriera Lubelskiego" i wieloletni przyjaciel zespołu. Dziś zespół Jarzębina tworzy osiem kobiet. Najmłodsza ma 33 lata, a najstarsza 82. Większość jest powiązana ze sobą więzami krwi, w zespole są matki, córki i ciotki. – Kocudza to bardzo mała wioska, która słynie ze swojej gwary i talentów muzycznych. Dawniej w powiecie było ponad 20 zespołów folkowych. Dziś jest ich trochę mniej, ale wciąż są bardzo popularne, o czym może świadczyć huczne powitanie jakie zorganizowali wczoraj mieszkańcy Jarzębinie. Choć zespół ma na koncie liczne sukcesy, chociażby Złotą Basztę na Festiwalu w Kazimierzu, to do tej pory jego sława nie sięgała dalej niż granice województwa. Środowa wygrana na pewno tą sytuację zmieni – przyznaje Wojtan.
Sytuacja już się zmieniła, a nawet trochę wymknęła spod kontroli. Tuż po ogłoszeniu wyników dziennikarze zaczęli oblegać onieśmielone kobiety z Kocudzy. W ciągu trzech ostatnich dni zdążyły udzielić kilku wywiadów, zapozować do sesji zdjęciowej i zorganizować menagera. Zainteresowanie „Jarzębiną” było tak duże, że panie postanowiły zostać w Warszawie jeszcze jeden dzień dłużej. – Byłem zszokowany. Dziewczyny mają w sobie tyle energii. Towarzyszyłem im podczas występu w Warszawie. Ja padałem z nóg, a one przez pół nocy udzielały wywiadów. Choć nie spały przez trzy kolejne doby, to znalazły jeszcze siły żeby świętować z mieszkańcami Kocudzy, którzy wczoraj wieczorem zorganizowali im huczne przywitanie. Są niesamowite – mówi Wojtan. Energia rzeczywiście bije od Jarzębiny. Podczas śpiewania są radosne i swobodne. Same o sobie mówią „bojowe babki” i faktycznie przebojowości im nie brakuje. W końcu nie każda starsza pani byłaby w stanie wywijać na scenie przez dobrych kilka godzin. Nie mówiąc już o porwaniu się do napisania piosenki na Euro.
Patrząc na gwiazdy, które do tej pory tworzyły przeboje na piłkarskie wydarzenia, można by czuć lekkie onieśmielenie. "Jarzębiny" jednak się nie dały zastraszyć i z dumą stanęły w szranki z Marylą Rodowicz czy Wilkami. Do zadania podeszły bez kompleksów. Mimo słabej znajomości tematu postanowiły same napisać i skomponować piosenkę. – „Koko Euro spoko” powstało w jedną noc. "Jarzębiny" zebrały wszystkie słowa, które kojarzą im się z mistrzostwami i zrymowały je. Refren „koko koko” zaczerpnęły ze swojego starego hitu, piosence o starym kawalerze, który wysiaduje jajka – tłumaczy Wojtan. Dzięki temu w piosence czuć autentyczność i zabawę.
„Jarzębiny” nie spodziewały się jednak, że napisany pod wpływem chwili utwór osiągnie taki sukces. Gdzie leży jego przyczyna? Na pewno w skromności i zaangażowaniu. Polacy mają już trochę dość napompowanych panienek śpiewających z playbacku. „Jarzębiny” nie są może piękne jak Nelly Furtado, nie kuszą męskich spojrzeń jak Shakira i nie tańczą jak ona. Są za to dojrzałe, świadome i utalentowane, o czym nie można powiedzieć o innych kandydatach do „Euro hitu”.
2012 ogłoszony został rokiem Aktywności Seniora. Zamiast więc naśmiewać się z „Koko”, trzeba potraktować go jako najlepszą reklamę starości, która jak widać wcale nie musi być zgorzkniała i wycofana. Swoją wygraną Jarzębina udowodniła, że senior też potrafi. Trudno powiedzieć jak potoczy się kariera kobiet z Kocudzy. Ja jednak już dziś bardzo im kibicuje. Należą im się jupitery, wywiady i sesje zdjęciowe. Cieszę się, że trafiły wczoraj na Kozaczka i że nie mogłam się do nich dzisiaj dodzwonić. Choć sama piosenka niezbyt mi się podoba, to uważam, że swoją wygraną Jarzębina zabrała mocny głos w dyskusji, która już dawno powinna zaistnieć. Starość może być sexy. Zróbmy jej miejsce.