Już sam pomysł, by nakręcić absurdalny film o nazistach z kosmosu, może wydawać się chybiony. Produkcja w 10 proc. została sfinansowana przez internautów, cała reszta funduszy pochodzi z rozmaitych dotacji, a i tak wszystko razem kosztowało mniej niż efekty specjalne w przeciętnym Hollywoodzkim filmie - 7,5 miliona euro. Fińsko-niemiecko-australijska koprodukcja przez wiele osób została skazana na porażkę już przez samo założenie pastiszu superprodukcji o nazistach. Jak wyszedł ten zamysł autorów?
Na samym wstępie wypadałoby wyjaśnić kilka faktów. Chociaż "Iron Sky" puszczany jest w największych multipleksach i zyskało ogromny rozgłos w internecie, to nie oszukujmy się - za siedem i pół miliona euro kasowego hitu na skalę światową się nie stworzy. Kiedy już pozbędziemy się nadmiernych oczekiwań, można zastanowić się nad wyjściem do kina. Zanim jednak, drogi Czytelniku, to zrobisz, przeczytaj poniższy tekst, bo może "IS" będzie dla Ciebie kompletną stratą czasu.
Główne założenie fabularne, o którym przed premierą reżyser Timo Vuorensola opowiadał z wielkim zaangażowaniem, niewątpliwie jest absurdalne lub głupie, jak kto woli. Naziści uciekli w 1945 roku na ciemną stronę księżyca i tam, aż do 2018 roku, czekali na sposobność do przeprowadzenia inwazji na zepsutą moralnie Ziemię. W tym czasie podopieczni kolejnych Fuhrerów zdążyli dokonać niemało: zbudować imponującą fortecę w kształcie swastyki, wokół niej postawić kilka rafinerii wydobywających Hel-3, wypełniający ogromne potrzeby energetyczne, a do tego stworzyli społeczeństwo z kompletnie wypranymi mózgami.
Rozwój akcji jest dość wartki, chociaż do ideału scenariuszowi daleko. Momentami robi się nudnawo, ale nigdy nie trwa to na tyle długo, by kompletnie znużyć się oglądaniem. Jeśli chodzi o sens logiczny fabuły, to można stwierdzić jedno: brak takowego. Przy czym należy pamiętać, że to pastisz, w którym logika nie gra roli. Na plus "Iron Sky" na pewno liczą się nawiązania do różnych dzieł kinematografii, które uważnego widza na pewno ubawią. Dostrzec można inspiracje "Gwiezdnymi Wojnami" czy "Upadkiem" - jednym z najlepszych filmów o Adolfie Hitlerze.
Siłą scenariusza "Iron Sky", jak i całej produkcji, są żarty - głównie te z Amerykanów, ale też nazistów i sytuacji międzynarodowej. Nazistowskie nadęcie i ideologię autorzy wyśmiewają w prawie każdej scenie. Nie mniej dostaje się władzom USA, które przedstawione są jako cyniczne, bezwzględne i dążące do celu za wszelką cenę i po trupach. Nie ma jednak sensu zdradzać jakie gagi czekają w kinie, bo wówczas przyjemność z oglądania niewątpliwie spadłaby do zera.
Wykonanie, oczywiście, nie powala, chociaż nie jest też źle. Przynajmniej jak na 7,5 miliona euro. Efektom daleko do tych z Hollywood, widać, że całej produkcji brakowało budżetu - ale z drugiej strony, ma to swój przaśny klimat. Tandetne i stereotypowe scenerie pasują do konwencji pastiszu. Śmiało można stwierdzić, że gdyby film miał "normalny" budżet, stworzenie parodii mogłoby skończyć się fiaskiem. A tak - przynajmniej kiczowatość na każdej płaszczyźnie jest taka sama. Gra aktorska nie odbiega od tego, co można zobaczyć w innych tego typu filmach. Ani wybitna, ani słaba, ot - typowe stany średnie. Pewna sztuczność i sztywność nazistów sprawia nawet, że są bardziej wiarygodni, a przesadzona głupkowatość i "ważniactwo" alter ego Sary Palin (w tej roli Stephanie Paul) jak ulał pasuje do wielu wyobrażeń o darmozjadach-politykach, którym w głowie tylko władza. Niewątpliwym atutem jest też fakt, że Niemcy mówią w swoim języku, a nie, jak to się często w Hollywood zdarza, po angielsku.
Najgorzej, wypadają efekty dźwiękowe i muzyka. Są tak nijakie, że nawet trudno je zapamiętać, tak więc - minus. Szkoda, bo w alternatywnych wobec Hollywood produkcjach to właśnie świetny dobór ścieżki dźwiękowej może być wyróżnikiem. O tym autorzy najwyraźniej zapomnieli. Albo zabrakło im pieniędzy.
Trudno mi ocenić, czy "Iron Sky" to zły film. Najważniejszą kwestią, jeśli już ktoś decyduje się na jego oglądanie, jest podejście. Ja spodziewałem się, jak to się mawia, "suchara" i "paździerza". Tragicznego wykonania kompletnie absurdalnego pomysłu, podlanego szyderstwami z nazistów i USA. I to też otrzymałem. Fabuła "IS" bazuje na abstrakcyjnym pomyśle, który dla niektórych może okazać się zbyt ciężki do udźwignięcia. Inni z kolei mogą zostać porażeni biedą formy, szczególnie jeśli oczekują epickiej superprodukcji, która już we wstępie wbija w fotel. "Iron Sky" to przede wszystkim film dla ludzi lekko podchodzących do rozrywki, ale i chociaż trochę zorientowanych w sprawach międzynarodowych i politycznych. Bez zrozumienia wielu żartów film ten bowiem staje się fatalnym wybrykiem kinematografii. Ale jeśli ktoś wie, czemu Korei Północnej na forum ONZ nikt nie traktuje poważnie, może się nie lada ubawić.