On jest jeden, ich co najmniej siedmioro. Bronisław Komorowski jako faworyt prezydenckiego wyścigu będzie najczęściej krytykowany przez konkurentów. A paleta niedoskonałości obecnego prezydenta jest szeroka. Paradoksalnie zatem, to właśnie on, jako lider, może mieć w tej kampanii najwięcej problemów.
Strażnik żyrandola
Politycy Prawa i Sprawiedliwość nie szczędzili krytyki Komorowskiemu od początku jego urzędowania. Sprytnie wykorzystali fakt, że prezydent nie przedstawiał aktywnej i zdecydowanej formy sprawowania swojego urzędu, spełniając oczekiwania Donalda Tuska jako „strażnika żyrandola”. Do PiS-u szybko zaczęli dołączać kolejni przedstawiciele opozycji, którzy zarzucali Bronisławowi Komorowskiemu zwykłą bylejakość i brak ambicji. – To jest człowiek, który nie zrobił nic, oprócz tego, że zgolił wąsy – zarzuca Janusz Palikot.
Zmasowany atak konkurencji
Kandydaci, którzy dołączają do wyścigu również nie szczędzą zgryźliwości obecnemu prezydentowi. Andrzej Duda krytykuje za służalczość względem Tuska. Podobnie mówi Janusz Korwin-Mikke. PSL nie dość, że nie popiera Komorowskiego, to wystawia własnego przedstawiciela, który mówi jasno: „Startuję po to, aby wygrać”. Niezmiennie milcząca pozostaje jedynie Magdalena Ogórek. Łatwo jednak przewidzieć, że kiedy kandydatka SLD w końcu przemówi, do ataku na Komorowskiego także dołączy.
Kampania prezydencka już dziś w znacznej mierze opiera się na przekazie negatywnym, który z czasem będzie się umacniał. Sam Bronisław Komorowski – choć przekonuje, że nie jest zwolennikiem takiej kampanii – i tak jej nie uniknie. Ponadto jest sam, więc będzie mu znacznie trudniej.
Sarmata Komorowski
Na niekorzyść Bronisława Komorowskiego może działać jego wizerunek. Kojarzony raczej z rubasznym sarmatą o dziewiętnastowiecznej mentalności (jak trafnie wytknęła mu kiedyś Joanna Senyszyn), niż nowoczesnym liderem.
Konkurencja z pewnością szybko zauważy, że jego oblicze nijak nie pasuje do miejskiego elektoratu i będzie starała się to sprytnie wykorzystać. Stawianie na nowych, młodych kandydatów, otwartych na świat, obeznanych w mediach społecznościowych jest tego pierwszym przejawem.
Strach przed PiS już nie działa
Pięć lat temu miasta „kupiły” Komorowskiego pomimo jego konserwatywnego wizerunku. Wtedy jednak głównym oponentem był Jarosław Kaczyński – dla wielkomiejskiego elektoratu zupełnie nie do przełknięcia. Dziś strach przed PiS-em jest znacznie mniejszy, a rola „frontmana” kampanii powierzona została komuś innemu. Co więcej, sam prezes od początku kampanii skutecznie usuwa się w cień, wysuwając na plan pierwszy właśnie Andrzeja Dudę.
Punktowany za słabości Kopacz
Bronisław Komorowski nie może przedstawiać się jako kandydat ponadpartyjny. Decyzja Polskiego Stronnictwa Ludowego, aby pójść własną drogą, skutecznie wytrąciła mu ów atut. Jest przedstawicielem Platformy, której wizerunek – chociażby ze względu na bezsensowne polityczne transfery – z dnia na dzień staje się coraz mniej atrakcyjny.
Zatem wsparcie macierzystej partii, poza kwestiami czysto finansowymi (przecież kampania nie sfinansuje się sama), również nie jest dla Komorowskiego wartością dodaną. Będzie punktowany za wszystkie niepowodzenia Platformy i niespełnione obietnice rządu Ewy Kopacz, a wcześniej Donalda Tuska.
Słabości kluczem opozycji do II tury
Paradoksalnie, bardzo dobre dla Komorowskiego sondaże wcale nie ułatwiają zwycięstwa w pierwszej turze. W psychologii polityki często mówi się o efekcie demobilizacji wyborców, który w przypadku obecnego prezydenta ma wszystkie niezbędne warunki. Zwolennicy Komorowskiego są przekonani, że ich faworyt wygra, a taki elektorat – wbrew pozorom – najłatwiej rezygnuje z pójścia na wybory. Wystarczy błahostka w postaci niesprzyjającej pogody, aby owa „pewność” spowodowała pozostanie w domach.
W walce o drugą turę liczyć się będzie każdy głos. Bronisław Komorowski nie jest kandydatem idealnym. Opozycja, która chce wykorzystać jego słabości ma szerokie pole do popisu.