Zapewne słyszeliście, że we wrześniu 2014 wywodzący się z Indii serwis Zomato kupił nasz Gastronauci.pl, jeden z najbardziej znanych serwisów oceniających restauracje. Hindusi zapowiadali, że na bazie zbioru danych Gastronautów stworzą polską wersję Zomato, a także aplikację telefoniczną, pomagającą w znalezieniu dobrych knajpek w okolicy.
Teraz trochę o kulisach hinduskiej roboty i stylu ich pracy. Zomato zebrało już dane o milionie restauracji w największych miastach 19 krajów na świecie. Chciało też mieć dokładne informacje o Warszawie. Tymczasem nawet Gastronauci mieli w zasobach restauracje, które już nie działały, albo były z nieaktualnymi danymi, nie wspominając o braku informacji o nowo-powstałych lokalach, jeszcze nie zrecenzowanych.
Skocz po menu
Jak policzyć, sfotografować stoliki, skopiować menu wszystkich lokali w Warszawie? Pramod Rao, menedżer do spraw zagranicznego rozwoju Zomato przyleciał z Delhi do stolicy i zadał to pytanie swoim polskim współpracownikom i biznesowym konsultantom. „Nie da się”, „zajmie chyba z rok” – usłyszał i zobaczył jak pukają się w czoło.
Niedowiarki. Pramod wyskoczył do kiosku Ruchu, kupił mapę Warszawy i przypiął pinezkami do ściany. – Co to jest ten kwadrat w środku? – spytał.
– Centrum, czyli Śródmieście Warszawy – opowiedzieli współpracownicy.
– A więc tu zaczniemy – dodał i flamastrem zakreślił kolejne kwartały miasta.
Choć może się to wydawać nieprawdopodobne, menedżer Zomato chciał, aby ktoś przeleciał się po Warszawie i dom po domu udokumentował wszystkie knajpy. Nieprawdopodobne nie znaczy nierealne. Wkrótce potem do Warszawy przyleciała ekipa „pozyskiwaczy danych”. Mocne buty, pogodo-odporne ubranie, plecak i najważniejsze – smartfon w dłoni. Dwóch Hindusów, chłopak z RPA i Polak ruszyli w teren.
Fotomaraton
Zbieracz danych najpierw fotografuje wycieraczkę lokalu. Geolokalizacja tego zdjęcia pozwala, aby w docelowym serwisie dokładnie określano wejście do knajpki. Po co? W Warszawie jest wiele restauracji, w których wejście nie znajduje się od strony ulicy, gdzie wisi tabliczka z adresem, ale gdzieś w zakamarkach podwórza. Współrzędne wycieraczki rozwiązują problem.
Następnie „cyka się” zdjęcia stolików. Klienci-użytkownicy chcą przecież wiedzieć gdzie usiądą do jedzenia. Gdy jeden pozyskiwacz rozmawia z obsługą np. o udogodnieniach dla niepełnosprawnych, drugi skanuje kartę menu. Z niej zasysa się informacje o cenach dań. Na tej podstawie Zomato kataloguje restauracje według ceny posiłku dla dwóch osób – przystawki, dania główne i napoje. Na przykład w znanym Atelier Amaro wynosi 510 złotych, w cenionym i uznanym barze mlecznym Bambino – 30 zł.
– Po paru godzinach pracy baterie naszych iPhonów były już wyczerpane. I znowu zaskoczenie jak precyzyjnie zaplanowana jest operacja. Jeden z hinduskich pracowników wyciąga z plecaka potężny power bank i ładuje telefony – opowiada naTemat uczestnik operacji
Uczynny informatyk
Teraz najlepsze. To, co wydawało się niemożliwe, zajęło kilku zespołom niespełna miesiąc. Okazało się, że Warszawie istnieją dokładnie 3552 lokale, wliczając bary, cukiernie i night cluby oraz część lokali w Grodzisku Mazowieckim i Legionowie. Dane ze smartfonów lecą do chmury w Indiach. W biurowcu Zomato siedzący na trzech piętrach informatycy i programiści przetwarzają terabajty informacji w interaktywną mapkę. Wyobraź sobie, że stoisz na skrzyżowaniu Marszałkowskiej z Alejami Jerozolimskimi i chcesz zjeść naleśnika. Wyciągasz telefon, zakreślasz na ekranie obszar gdzie dojdziesz na piechotę, a aplikacja wskazuje dogodne „naleśnikarnie”. Pomyśleć, że w każdej był „człowiek z Delhi…”
Podobnie mrówczą pracą doszli do milionów założyciele Zomato. Przed 2008 roku Deepinder Goyal był szeregowym pracownikiem IT hinduskiej korporacji. Zauważył, że w porze lunchu pracownicy jego biura biegają z ulotkami knajp, zastanawiając się gdzie wyskoczyć na jedzenie. Był tak uczynny, że zrobił ksero ulotek i wywiesił na tablicę ogłoszeń. Ponieważ sporo osób nadal tłoczyło się pod tablicą, ponownie zrobił dobry uczynek i wrzucił skany menu do internetu. Kiedy okazało się, że na internetową witrynę zaglądają już tysiące osób także z innych biur na sąsiednich ulicach, w głowie Deepindera zaczął kiełkować pomysł na biznes.
W salonie mieszkania wraz z kumplem ze szkoły Pankajem Chaddah stworzyli stronę internetową „Zatoka jedzenia” z menu tysięcy barów i restauracji Delhi. W 2008 roku dostał pierwszy milion dolarów na rozwój biznesu. A do dziś zebrali od inwestorów 54 mln, a potrzebują jeszcze 100, aby wyjść już na cały świat. Weszli na rynek USA przejmując serwis Urbanspoon. Wyobrażacie sobie jako to robota skatalogować wszystkie knajpy na Manhattanie? Gdyby przyszło tysiąc Hindusów… nie, to chyba niemożliwe.