– Nigdy nie byłem molestującym szefem. Czym innym jest molestujący, a czym innym wymagający szef. Ja jestem cholerykiem, czasem wybucham w pracy, co jest normalne, ale nigdy by mi do głowy nie przyszło, by powiązać takie relacje z molestowaniem – powiedział w TOK FM szef redakcji "Faktów" Kamil Durczok. Jak stwierdził, po oskarżeniach o molestowanie jest "zdemolowanym psychicznie człowiekiem".
Molestowanie a styl zarządzania
"Czy molestowałeś podwładne?" – zaczęła rozmowę z Durczokiem dziennikarka "Gazety Wyborczej" Dominika Wielowieyska. – Z całą stanowczością, jasno i wyraźnie chciałem powiedzieć: nigdy nie molestowałem żadnej z pracownic, żadnej kobiety – odpowiedział. Jak zaznaczył, czym innym jest styl zarządzania (w redakcji telewizyjnej, gdzie ludzie tworzą zgrany zespół "można sobie na znacznie więcej pozwolić"), a czym innym mobbing czy molestowanie.
Szef "Faktów" TVN jest oburzony tym, że ktoś stawia mu takie zarzuty. Tekst o tej sprawie dwa tygodnie temu opublikował tygodnik "Wprost", nie publikując jednak nazwiska "szefa dużej redakcji", który miał dopuścić się molestowania. Nazwisko Durczoka padało jednak w wielu dyskusjach w sieci.
– Czy można postawić jakikolwiek zarzut, to się okaże za dwa tygodnie. Dzisiaj zaczęła prace komisja [powołała ją stacja - red.]. Ja oczywiście poszedłem na dwutygodniowy urlop. Nie powinienem utrudniać pracy tym, którzy chcą to wyjaśnić – powiedział na antenie dziennikarz.
Wielowieyska pytała go też, czy może zrobił coś, co nie kwalifikuje się jako molestowanie, ale jednak wywarło jakąś presje na podwładne.
Durczok dodał, że jest "człowiekiem grzesznym" i popełnił mnóstwo błędów, za co zapłacił dużą cenę - m.in. rozstał się z żoną. Jednak nigdy świadomie nie wyrządził nikomu krzywdy. – Nigdy nie próbowałem doprowadzić do tego, że ktoś miał tak zarysowaną alternatywę w firmie: albo idziesz do łóżka z szefem albo wylatujesz – stwierdził.
Pornografia i narkotyki
Szef "Faktów" odniósł się też do innej kwestii poruszonej w najnowszym wydaniu "Wprost". Tygodnik napisał, że Durczok był w mieszkaniu, gdzie znaleziono biały proszek, akcesoria do brania narkotyków, "nieprawdopodobną ilość" pornografii i gadżetów erotycznych. Miał zostać spisany przez policję, kiedy funkcjonariusze przyjechali do mieszkania z interwencją w konflikcie między najemcą (znajoma Durczoka) i właścicielem lokalu (biznesmen, który o sprawie opowiedział "Wprost").
– Żeby była jasność powiem jedno zdanie, chociaż uważam, że to moja absolutnie prywatna sprawa. Tak, w prywatnym czasie odwiedziłem mieszkanie, w którym przebywała jedna z moich znajomych. To, co tam robiłem, to moja prywatna sprawa, to nie było żadne złamanie prawa – wyjaśnił dziennikarz.
Czy były tam narkotyki? – A skąd ja mam wiedzieć, co tam w ogóle było? Tam była awantura między tą osobą i właścicielami mieszkania, która dotyczyła zaległości czynszowych. Policja była w środku, a potem odjechała. Gdyby był jakikolwiek ślad białego proszku, to wyobrażasz sobie policjanta, który by wyszedł i to zostawił? – odpowiedział.
Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Nie przypominam sobie takich sytuacji. Zaczynamy wchodzić w taki obszar dotyczący też życia prywatnego. Wiem doskonale, że jeśli ktoś bardzo będzie chciał taki zarzut postawić i coś znaleźć z życia prywatnego, co będzie świadczyć na rzecz tezy, że kogoś molestowałem, to to zrobi.
Kamil Durczok
Nie możemy wejść w głowy ludzi, z którymi rozmawiamy i odczytać, co tam jest. Czytając ten tekst we “Wprost” pomyślałem sobie, że jednak jest tak, że jeśli to wyczerpuje określone znamiona z Kodeksu karnego czy cywilnego, to są instytucje, do których taki ktoś [molestowana kobieta] się może zgłosić.
Kamil Durczok
Dzisiaj myślę o tym, jak przeżyć do jutra. To się tak mówi. Pracuję 25 lat w mediach, widziałem prawie wszystko. Teraz jestem zdemolowanym psychicznie facetem, który trzyma się tylko dlatego, że żona, z którą rozstałem, jest dla mnie wsparciem.