
Magdalena Ogórek (w końcu) zadeklarowała odważnie, że nie boi się podnieść słuchawki i zadzwonić do Władimira Putina. Prezydent Federacji Rosyjskiej jest dla kandydatki SLD mniej przerażający, niż polscy dziennikarze, z którymi konsekwentnie nie rozmawia. Przetrwać kampanię nie odzywając się? Można, ale nie warto.
Kandydatka SLD wygłosiła przygotowane wcześniej przemówienie, ostro skrytykowała obecne władze i „warszawskie elity”, pozowała do zdjęć z najważniejszymi politykami Sojuszu, a na koniec, zbierając burzę gorących oklasków, zeszła ze sceny, szybko usuwając się za kulisy. W blasku fleszy pojawił się za to – jak zawsze – Leszek Miller. Przewodniczący przekonywał, że konwencja z reguły konferencji nie zakłada, o czym przekonaliśmy się chociażby na konwencji Andrzeja Dudy.
Media wytykają mi mój młody wiek i chcę powiedzieć, że to nie media, a konstytucja stanowi, kto może ubiegać się o urząd prezydenta w naszym kraju (…) Warszawskie elity nie chcą, bym została prezydentem. Media nie chcą, bym została prezydentem. Ale wy chcecie, bym była prezydentem. I tylko to się liczy. Czytaj więcej
Gigantyczną porażką było pokazanie się jej na początku stycznia i zniknięcie. Dziś po tej konwencji Magdalena Ogórek powinna siedzieć w studiach telewizyjnych i udzielać wywiadów. Jej strategia ją kompromituje, jako kandydatkę. Czytaj więcej
Inni kandydaci wydają majątek na specjalistów od wizerunku, którzy pracują nad każdym wypowiadanym przez nich słowem. Dr Magdalena Ogórek – ekonomicznie – milczy. Nie „siedziała w studiach” ani po konwencji, ani przed (nie wliczając jej częstych wystąpień jako ekspert w sprawach związanych z kościołem). Jej strategia jest nie tyle niekonwencjonalna, co mało rozsądna.
