5 zł za znaczek lub cegiełkę na rzecz Towarzystwa Przyjaciół Dzieci wymagają od uczniów dyrektorzy niektórych szkół. Jeśli uczeń dobrowolnej opłaty nie wniesie, nie dostanie świadectwa. - To nielegalne - zapewnia Ministerstwo Edukacji, a TPD po naszej interwencji zapowiada kontrolę.
"Idzie koniec roku szkolnego... znowu dzieci przyniosą wieści, że koniecznie trzeba kupić znaczek na świadectwo" - napisał do naTemat jeden z czytelników. W szkole, gdzie uczą się jego dzieci, znaczek - cegiełka na rzecz Towarzystwa Przyjaciół Dzieci kosztuje 5 zł. Nauczyciele twierdzą, że jest on obowiązkowy i bez niego nie zostanie wydane świadectwo. Pieniądze zbierają wychowawcy. Później są one dzielone po połowie: na szkołę i na TPD.
"Najnormalniejsze oszustwo" - skarży się nam czytelnik. Okazuje się jednak, że zjawisko jest znacznie bardziej powszechne - o znaczkach, które trzeba kupić, by otrzymać świadectwo dyskutują rodzice i nauczyciele na wielu forach internetowych. Oburzają się, że to wyłudzanie pieniędzy, na które kuratorium i samorządy pozostają niewzruszone. Zwracają też uwagę, że skoro opłata jest obowiązkowa, nikt nie nauczy się dzięki niej dobrowolnej pomocy innym.
O znaczki - cegiełki postanowiliśmy zapytać u źródła. Wiesław Kołak, prezes Towarzystwa Przyjaciół Dzieci był jednak naszymi pytaniami zaskoczony. - Takie sytuacje zdarzały się w latach '80. W PRL organizacji pozarządowych nie było zbyt wiele, więc faktycznie przekazywano cegiełki na rzecz TPD. Ale pani minister Łybacka zakazała rozprowadzania wszystkich cegiełek na terenie szkół, więc od tamtej pory nie robi się takich akcji - powiedział.
Po tym, jak zapewniliśmy, że taki znaczek czytelnik nam jednak przysłał, Wiesław Kołak zapowiedział kontrolę w oddziale, który je rozprowadza.
Tymczasem Justyna Sadlak z Ministerstwa Edukacji Narodowej przypomina, że świadectwa nie można zatrzymać uczniowi pod żadnym pozorem. - Takie praktyki są nielegalne - mówi. - Rodzic, jeśli spotka się z taką sytuacją, może zawiadomić kuratorium oświaty lub organ prowadzący szkołę - dodaje.
Uprzejmie przypominam, że stosowana w ubiegłych latach w niektórych szkołach praktyka wstrzymywania wydawania uczniom i absolwentom świadectw promocyjnych i ukończenia szkoły z powodu m.in.:
- nieuiszczenia opłaty za świadectwo,
- nieuiszczenia tzw. „składki” na radę rodziców lub radę szkoły,
- braku przedłożenia przez absolwenta tzw. obiegówki,
jest naganna i niedopuszczalna.
Przypominam, iż art. 50 ust. 3 i art. 54 ust. 2 ustawy z dnia 7 września 19991 r. o systemie oświaty dopuszcza wspieranie przez radę szkoły i radę rodziców działalności statutowej szkoły lub placówki poprzez gromadzenie funduszy pochodzących z dobrowolnych składek rodziców.
Natomiast §18 ust. 1 rozporzadzenia Ministra Edukacji Narodowej z dnia 24 stycznia 2000 r. w sprawie zasad wydawania oraz wzorów świadectw, dyplomów państwowych (...) stanowi, iż „świadectwa , dyplomy, odpisy świadectw dojrzałości, zaświadczenia, indeksy, legitymacje szkolne i legitymacje przedszkolne dla dzieci niepełnosprawnych a także kopie, o których mowa w §11 pkt 2, są wydawane nieodpłatnie.”
Minister Edukacji i Sportu Krystyna Łybacka CZYTAJ WIĘCEJ
Cegiełek, które obowiązkowo trzeba opłacić przy odbiorze świadectwa broni jednak jeden z blogerów "Polityki", nauczyciel Dariusz Chętkowski. Jego zdaniem, uczniowie uczą się w ten sposób bezinteresownej pomocy innym. "Uważam, że w szkole nie tylko zdobywamy wiedzę, ale także uczymy się, jak żyć w społeczeństwie. A życie w społeczeństwie wymaga, aby złożyć datek na rzecz jakiejś grupy, np. na chore dzieci. Gdy jednak ktoś nie rozumie, że złożenie datku jest moralnym obowiązkiem człowieka, który osiąga sukces (w tym wypadku sukcesem jest ukończenie szkoły), trzeba mu przemówić do rozumu" - napisał i ogłosił, że uczniom, którzy odmówili opłacenia cegiełki, on odmówi konsultacji między zakończeniem roku szkolnego, a maturą.