Atrakcyjne kobiety w polityce to temat, który wraca przy okazji każdych wyborów. Przypadek? W tej dziedzinie nie ma przypadków. Młode, ładne, sprawiające doskonałe pierwsze wrażenie. Szkoda, że traktowane przeważnie jako tzw. „ozdobniki”, służące do ocieplania wizerunku partyjnych bossów – głównie mężczyzn. Pięć minut miały już „aniołki PiS”, przyszła pora na Magdalenę Ogórek – choć ona startuje już w dużo większej lidze. Atrakcyjne kobiety w mało atrakcyjnym świecie polityki są bardzo potrzebne, ale nie tylko ze względu na wygląd powinny do niej trafiać.
„Paprotki” prezesa
Sylwia Ługowska, Ilona Klejnowska, Magdalena Żuraw i inne kandydatki Prawa i Sprawiedliwości, które weszły do polityki przed wyborami parlamentarnymi w 2011 roku. Chętnie eksponowane przez sztab Prawa i Sprawiedliwości, często u boku prezesa i innych ważnych polityków PiS. W mediach znane bardziej jako „aniołki PiS”, zadanie przypisano im jedno – ocieplenie wizerunku partii. Nie mówiono o tym czy mają jakiś program, a jeśli tak, to jaki ani co – jako parlamentarzystki – planują osiągnąć.
Źli wyborcy i jeszcze gorsze media szybko wydały osąd, szufladkując kandydatki jako „paprotki PiS” i nie sprawdzając ich dotychczasowego doświadczenia. Sztab Prawa i Sprawiedliwości z owym „aniołkowaniem” także specjalnie nie walczył. Aleksandrę Jankowską, pomimo niezłego samorządowego doświadczenia, tytułuje krótko, finezyjne i marketingowo bardzo sprawnie: „cieplejsza strona Prawa i Sprawiedliwości”.
Kandydatki sukcesu w wyborach nie osiągnęły, więc i miejsce, jakie boku prezesa pełniły zostało „nieco” przesunięte. Po kampanii, choć większość pozostała blisko partii, niewiele mówiło się o ich dalszych politycznych drogach. Próbowały wrócić do debaty wraz z akcją „Polska bez kompleksów”, ale nie udało przebić się do szerszego grona. Jeśli już było o nich głośno, to najczęściej w sprawach pozapolitycznych.
O Magdalenie Żuraw mówiło się w sierpniu, kiedy oferowała szkocką whisky komuś, kto spali tęczę na Placu Zbawiciela. Ilona Klejnowska-Kamińska z kolei, zwana „Matą Hari Kaczyńskiego” miała szpiegować Zbigniewa Ziobrę i Solidarną Polskę. Pod koniec zeszłego roku niechlubnie zasłynęła jednak w związku z aferą madrycką, w której – jako żona Mariusza A. Kamińskiego – miała swój udział.
Część wraca dziś – w ogniu nowej kampanii, ponownie często widywane w otoczeniu Andrzeja Dudy. W sztabie kandydata za medialną oprawę kampanii odpowiada Magdalena Żuraw.
Atrakcyjna pani minister
Atrakcyjne kobiety z góry są traktowane jako „gadżety”, których merytoryczne przygotowanie do pełnienia danego stanowiska jest osądzane jeszcze przed jego oficjalnym zajęciem. Przykładem może być była minister sportu Joanna Mucha, o której także mówiło się, że jest ładnym kwiatkiem do kożucha w brzydkim rządzie Donalda Tuska.
Kiedy zbierały się nad nią czarne chmury, były poseł PiS Jan Tomaszewski optował za jej pozostaniem, gdyż... „jest na kim zawiesić oko”. Podobnie sam prezes Kaczyński, który punktował Joannę Muchę za to, że jest „znana tylko z tego, że jest ładna”.
Temat „kobiety – ozdoby” w polskiej polityce to nie nowość. Wystarczy przypomnieć Ewę Wachowicz – rzecznik rządu Waldemara Pawlaka, której złośliwych żartów i komentarzy nie szczędzono. Bardziej współcześnie, o wstawianie atrakcyjnych kandydatek na listy mówiło się również przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w przypadku Europy Plus, która na listy wciągnęła Izabelę Łukomską-Pyżalską. Niewiele mówiło się o jej pracy i doświadczeniu (choć tego nie można jej odmówić). O wyglądzie - znacznie więcej.
Aniołki Napieralskiego
Swoją przygodę z aniołkami ma już na swoim koncie Sojusz Lewicy Demokratycznej. Pamiętamy słynne 2Sistsers – aniołki Grzegorza Napieralskiego, które w wyborach prezydenckich muzycznie pomagały mu zdobyć jak najlepszy wynik. Wprawdzie po kampanii szybko zniknęły z politycznego życia, ale akurat w ich przypadku polityczna kariera nie była ich celem.
Ogórek dołącza do grona maskotek Magdalena Ogórek również pełni rolę gadżetu SLD. Wytypowana na kandydatkę na prezydenta ze względu na szereg cech, wśród których wiek i uroda odgrywały rolę bardziej istotną, niż aspekty merytoryczne. O pani doktor mówi się głównie, że jest młoda, ładna i atrakcyjna. I o to chodziło. Politycy SLD sprawnie próbowali odsunąć uwagę wyborców od braku doświadczenia i skierować na coś, co kandydatka posiada bezapelacyjnie – wdzięk i urodę.
Dr Ogórek to skrupulatnie wytypowany przez Leszka Millera produkt. Teoretycznie – pod potrzeby wyborców lewicy. Praktycznie – jako ta, na którą chętnie zagłosują politycznie niezdecydowani albo ci, którym i tak „wszystko obojętne”.
Atrakcyjne kobiety – TAK!
Starzy polityczni wyjadacze często promują ładne kobiety zwłaszcza w okresie wyborczym. To bardzo dobre zjawisko! W polityce kobiety są potrzebne, a wdzięk i uroda – choć to cechy względne – mile widziane. Smutne natomiast jest to, że z owej atrakcyjności czyni się główny atut danej kandydatki i wokół niej buduje narracje.
Kobieta powinna mieć pierwsze miejsce na liście nie PO TO, żeby ocieplać wizerunek, ale ZA TO, że w konkretnej dziedzinie aktywności obywatelskiej ma wiele osiągnięć, a na przyszłość – konkretne polityczne plany. Same kobiety także powinny znać swoją wartość, nie tylko zewnętrzną. Atrakcyjna jest każda kobieta, która jest ambitna, pewna siebie, wie co chce osiągnąć i to robi!
Magdalena Ogórek dała się wpisać w rolę aniołka, który tylko wygląda i nic nie mówi. Jeśli dalej będzie tak budować swój wizerunek, po kampaniach zniknie z kręgu SLD równie szybko, jak się w nim pojawiła.