Jesteśmy w samym środku maturalnego szaleństwa. I to dosłownie, bo jak podaje "Gazeta Wyborcza" z roku na rok rośnie liczba osób… poprawiających maturę. Młodzi Polacy - często już studenci - podchodzą do egzaminu przez kilka lat z rzędu, aby w końcu dostać się na wymarzony kierunek studiów.
W "Gazecie" możemy przeczytać o kilku przykładach z życia wziętych. Studenci pierwszych lat studiów podchodzą do matury po raz kolejny, żeby poprawić swoje pierwsze podejście. I wcale nie dotyczy to jedynie osób, które egzamin "zawaliły". Często są to osoby, które swój naprawdę dobry wynik chcą zmienić w jeszcze lepszy. Wszystko po to, żeby w końcu dostać się na wymarzone studia. Dochodzi do sytuacji, w których poprawia się 70-80% procentowe wyniki z rozszerzonej matury.
Liczba tych, którzy do egzaminu dojrzałości podchodzą po raz kolejny rośnie z roku na rok. Jak podaje "GW" Centralna Komisja Egzaminacyjna jeszcze nie policzyła ile w tym roku takich osób jest w całym kraju, ale wiadomo np., że tylko w Małopolsce jest ich 9,5 tysiąca. Dla porównania pięć lat temu było ich prawie o połowę mniej.
Czujesz, że źle wypadłeś na maturze? Poczytaj o tych, którzy jej nie zdali i zdobyli sławę
Trudno się dziwić, bo od 2003 roku egzamin poprawiać można do skutku, a gorszy wynik po prostu się "nie liczy". To atrakcyjne wyjście dla tych, którzy nie dostali się na upragniony kierunek, bo na zdecydowanej większości z nich to właśnie matura jest jedynym kryterium przyjęć. Poprawiają do skutku, aż w końcu zostaną przyjęci. Jak widać w ich wieloletniej perspektywie warto poświęcić rok czy nawet dwa lata, żeby tylko studiować "lepszy" kierunek"
Dyrektorzy szkół ostrzegają, że taki trend jest nie tylko obciążeniem finansowym, ale i organizacyjnym. Poprawiający to kilkadziesiąt, a nawet ponad sto dodatkowych osób, które gdzieś trzeba przecież pomieścić. Co ciekawe, niektórzy z tych, którzy do matury podchodzą pod raz kolejny mają do niej zbyt luźny stosunek, dlatego zdarza się, że po prostu nie przychodzą na egzamin.
W "Gazecie" czytamy opinię jednej z pracownic Komisji Egzaminacyjnej, która mimo wszystko zapewnia, że to dobre rozwiązanie, bo dawniej "ktoś miał zły dzień i zostawał z wynikiem na cały życie, a dziś młodzi ludzie mogą bardziej świadomie kierować swoimi losami".