Wtedy nikt nie chciał umierać za Gdańsk, obecnie, 77 lat później, wiele mówi się o tym, że Ukrainę trudno będzie wyciągnąć z rosyjskich sideł. Mało kto więc spodziewał się, że brytyjski premier nagle obwieści wysłanie w rejon konfliktu misji wojskowej. Koniec z polityką bierności, która już raz doprowadziła do katastrofy?
– Popełnialiśmy już w historii takie błędy, mówiąc o dalekich krajach, o których niewiele wiemy. I to nie jest rozsądne postępowanie – tłumaczył swoją decyzję David Cameron. I choć nigdzie nie padło nazwisko symbolu przedwojennej polityki ustępstw wobec Hitlera - brytyjskiego konserwatysty, premiera Neville'a Chamberlaina, każdy wie, do jakich wydarzeń odwołał się obecny gospodarz ze słynnej Downing Street.
Niechlubną kartą historii Zachodu wciąż pozostaje "Monachium", czyli poświęcenie Kraju Sudeckiego w imię wyższych celów, w imię pokoju. A raczej marzeń o pokoju, całkowitych politycznych iluzji, mrzonek.
"Przywożę wam pokój"
Aż dziw, że 29 września 1938 roku w stolicy Bawarii, Chamberlain, francuski premier Edouard Daladier i faszystowski duce Benito Mussolini przystali na warunki Adolfa Hitlera, który przekonywał: "to już ten ostatni raz". I przekonał polityków europejskich potęg do tego stopnia, że wracający z rozmów szef brytyjskiego rządu na londyńskim lotnisku z dumą oświadczył: "Przywożę wam pokój".
Jak pisaliśmy już w naTemat, częściowy rozbiór Czechosłowacji miał być mniejszym złym. Wierzono, że Hitler w końcu się opamięta. Trochę jak dziś, bo Putin także czuje się swobodnie w tym, co robi. Dowodzi tego aneksja Krymu, sytuacja na wschodniej Ukrainie, rola rosyjskiego prezydenta w czasie rozmów z zachodnimi przywódcami i nieprzestrzeganie postanowień z Mińska.
Cameron zrywa z historią
I gdy wydawało się, że Zachód jest już całkowicie bezsilny, bo wszyscy przekonali się, ile warte są obietnice Putina, Cameron podjął istotną decyzję. Gest, który nie oznacza posłania na Ukrainę brytyjskich czołgów, ale gest odważny i wymowny. Pokazujący, że jednym z wyzwań Wielkiej Brytanii jest powstrzymanie Rosji przed dalszą destabilizacją Europy. Ukraiński scenariusz - tłumaczą w Londynie - mógłby bowiem powtórzyć się w krajach bałtyckich lub Mołdawii. Na to nie ma zgody Camerona.
Na Ukrainę poleci około 75 żołnierzy z Wysp Brytyjskich, którzy mają na razie podzielić się z Ukraińcami swoimi doświadczeniami z zakresu logistyki, zabezpieczenia medycznego oraz wiedzą wywiadowczą.
To, jak na ostatnie bezradne poczynania Europy, naprawdę wiele, jasny sygnał dla Putina. Brytyjski premier zdecydowanie wyszedł przed szereg, bo nie chce powtórki z historii. Wiele wskazuje na to, że nie będzie też trzeciego Mińska, a tyle właśnie razy spotykał się z Hitlerem osławiony Chamberlain.
Za wcześnie jeszcze, by cokolwiek rokować. Jest deklaracja, że brytyjska polityka appeasmentu, czyli łagodzenia sporów poprzez ustępstwa terytorialne, starań o równowagę sił w Europie za wszelką cenę, już nie powróci. Bo już raz poniosła zdecydowaną porażkę.
Dziś Donbas, wtedy Gdańsk
Dla Polski słowa premiera Wielkiej Brytanii powinny być znamienne. Bo już raz politycy tego kraju "handlowali" kartą polską. Nie zamierzali umierać za Gdańsk, w większości zamieszkany przez ludność niemiecką. Pamiętali, że już w 1919 roku przeciwny oddaniu Polsce miasta był premier David Lloyd George.
Co z tego, że Brytyjczycy dali gwarancje Polsce już wiosną 1939 roku, co z tego, że sojusz podpisano 25 sierpnia, na tydzień przed niemiecką agresją, skoro przystąpienie do wojny zgodnie z obietnicami było nierealne. Co z tego, że 3 września, wraz z Francją, Anglia wypowiedziała wojnę Hitlerowi, wzbudzając radość tłumów zgromadzonych przed brytyjską ambasadą w Warszawie?
Jasne było, że aby zmobilizować siły i wysłać na kontynent do walki z Niemcami, trzeba było kilku tygodni. Tego czasu nie było, Polska biła się samotnie, gdy 17 września ostatecznie jej los przesądził Związek Sowiecki. Zresztą już od pięciu dni na Zachodzie, po ustaleniach tajnej konferencji w Abbeville, wiedziano, że nie będzie żadnej ofensywy lądowej aliantów na kontynencie. Trwała "dziwna" lub jak kto woli "siedząca" wojna. – Nie my Anglię, lecz Anglia nas wprowadziła do wojny z Niemcami – konstatuje Stanisław Cat-Mackiewicz w książce "Lata nadziei".
Anglio, twoje dzieło! – woła ranny polski żołnierzy do premiera Chamberlaina, obaj umieszczeni na niemieckim plakacie propagandowym. Okupanci wiedzieli, jak grać na emocjach i uczuciach Polaków, zdawali sobie sprawę, że ci zawiedli się na wyspiarskim sojuszniku.
Pokój za wszelką cenę
Nasz sojusznik, jak dowodzi polityka aliansów z lat 1938-1939, za wszelką cenę chciał uniknąć kolejnego konfliktu na wielką skalę. Kolejnego, bo Wielka Brytania - podobnie jak Francja - wykrwawiła się już w latach 1914-1918, a takie nazwy jak Somma (wielomiesięczna bitwa nad rzeką Sommą, która pochłonęła setki tysięcy brytyjskich ofiar; pierwszego dnia walk poległo 20 tys. Brytyjczyków) są tam symbolami bezsensu wojny. Trudno się dziwić, że po tych doświadczeniach Brytyjczycy postawili na defensywę.
Ale gdy świat po traktacie wersalskim powoli dźwigał się z kolan, pojawił się nikomu nieznany malarz-amator, który zapowiadał odwet za niemiecką klęskę w okopach I wojny. Przebył drogę od bawarskich piwiarni po salony III Rzeszy. Od połowy lat 30. konsekwentnie sprawdzał, na jakie ustępstwa skłonne są iść mocarstwa. Wkroczenie do zdemilitaryzowanej Nadrenii, rozwój przemysłu zbrojeniowego, anszlus Austrii, przyłączenie Sudetów a potem rozbiór całej Czechosłowacji, aneksja Kłajpedy. Wszystko bez rozlewu krwi. Niczym w hipnozie Europa stała i patrzyła...
Czas miał działać na korzyść wszystkich, jeśli nie przynieść pokój, to przynajmniej odroczyć wojnę. Chamberlain wręcz tłumaczył ustępstwa wobec Hitlera koniecznością przedłużenia rokowań polsko-niemieckich. W gabinetach nad Tamizą, Wisłą czy Szprewą co najmniej do połowy 1939 roku toczyła się wielka gra dyplomatyczna. Brytyjskie gwarancje zostały wymuszone niejako oddolnie, przez społeczeństwo, które nie godziło się na politykę faktów dokonanych. Dziś Europejczycy też głośno protestują. Deklaracje z Londynu już padły. Zobaczymy, co przyniesie czas.
Reklama.
Neville Chamberlain, 27 IX 1938
To straszne, dziwaczne, niesamowite, że mielibyśmy kopać rowy i zakładać maski gazowe z powodu kłótni w jakimś dalekim kraju, między ludźmi, o których nic nie wiemy.
Gen. Alfred Jodl
Do roku 1939 byliśmy oczywiście w stanie sami rozbić Polskę. Ale nigdy – ani w roku 1938, ani w 1939 – nie zdołalibyśmy naprawdę sprostać skoncentrowanemu wspólnemu atakowi tych państw [Wielkiej Brytanii, Francji, Polski]. I jeśli nie doznaliśmy klęski już w roku 1939, należy to przypisać jedynie faktowi, że podczas kampanii polskiej około 110 dywizji francuskich i brytyjskich pozostało kompletnie biernych wobec 23 dywizji niemieckich.