„Do krakowskiego bon tonu należy ignorowanie wszelkich naleciałości”. „Kto raz spróbował nieziemskiego śniadania Charlotte w Warszawie ten wie, że pomysł otwarcia tej kawiarni w Krakowie jest niezwykle trafiony!”. Komentarze pod tekstem dotyczącym otwarcia Charlotte i Czułego Barbarzyńcy w Krakowie są mieszane. Jedni się ekscytują, inni ogłaszają bojkot. Kraków ma swoją dumę i niełatwo podbić jego serce. Czy uda się to warszawskim lokalom? Redakcja naTemat uderza do źródeł i pyta o zdanie krakowskich „bywalców”.
„Bez urazy Warszawiacy, ale poziom klubów, pubów, kawiarni i restauracji w Krakowie jest całkiem na poziomie. Niczego u nas nie brakuje :) Może bardziej zadbajcie o swoje okolice” komentuje na naszym portalu Dan. Stosunki Krakowa i Warszawy nie od dziś są napięte. W końcu nie tak dawno temu przebojem była piosenka Turnaua i Sikorowskiego „Nie przenoście nam stolicy do Krakowa”, która przewrotnie pokazywała odmienny charakter obu miast. My w ich oczach to goniący za pieniądzem, chamscy karierowicze, oni natomiast to zblazowani artyści, którzy całymi dniami bez celu snują się po knajpach. Ile w tym prawdy? Pewnie tyle ile w każdym stereotypie, czyli troszeczkę. Jednak wyjątki potwierdzają regułę. Do tej pory przyglądaliśmy się sobie z daleka. My bywaliśmy u nich ze szkolną wycieczką na Wawelu, oni wpadali do nas na zaoczne studia i z wizytą u cioci. Wkrótce to się może zmienić. Tej wiosny do Krakowa przeprowadzą się nasze najlepsze towary eksportowe, czyli knajpy. W sobotę na placu Szczepańskim otworzy się mekka hipsterów – piekarnia Charlotte, kilka tygodni później, tuż pod Wawelem nasza pierwsza kluboksięgarnia – Czuły Barbarzyńca. Czy Kraków jest gotowy na ich przyjęcie?
– Osobiście bardzo się cieszę z takiego obrotu spraw, przyda nam się tu trochę fermentu – mówi Przemek Krupski, współwłaściciel krakowskiego Miejsca. – Charlotte to świetny pomysł, bo naprawdę ciężko zjeść gdzieś dobre śniadanie w tym mieście. Ekspansja lokalu do innego miasta to według mnie dość naturalna rzecz, sami kiedyś to planowaliśmy. Myślę, że Charlotte Wrocław i Charlotte Poznań, to już tylko kwestia czasu. Jeżeli chodzi o Czułego, to mam trochę więcej obaw. Nie dlatego, że im źle życzę, ale boje się, taki pomysł na knajpę wyczerpał się już parę lat temu. Oczywiście, trzeba też pamiętać, że klient krakowski jest trochę inny niż warszawski, lubimy mieć wszystko na miejscu. W Krakowie bardziej się od pomysłu, liczy się lokalizacja.
Na ten aspekt zwraca też uwagę Innocenty, wieloletni barman i bywalec krakowskich lokali. – Warszawską Charlotte bardzo lubię. Krakowskiej raczej nie odwiedzę, bo już dobre kilka lat temu obiecałem sobie, że nie przekroczę granicy Plant. Centrum jest dla mnie zbyt tłoczne i przepełnione turystami. Myślę, że lepiej by im było na Kazimierzu czy Podgórzu. Do Czułego Barbarzyńcy za to pójdę na pewno. Choć ich lokalizacja też nie jest trafiona. Okolice Wawelu to turboturystyczne miejsce, mieszkańcy tam się nie zapuszczają. Poza tym lokal ma silną konkurencję w postaci nowo otwartego, i już bardzo popularnego, Lokatora, który też jest kawiarnio-księgarnią. Czy knajpy wypalą? Trudno powiedzieć, wszystko zależy od klimatu, który tam się wytworzy. Ja się na nie cieszę, bo miło kojarzą mi się z Warszawą.
Kojarzą się miło, ale nie wszystkim. Dla większości osób stolica to przede wszystkim pęd za karierą i wysokie ceny. Tych drugich najbardziej obawia się Wojtek Janiszewski, krakowski architekt i syn właścicieli Dymu. – W Krakowie żyje się inaczej. Mamy tu inne standardy, inny poziom życia i dużo większy rozstrzał między klasą średnią i wyższą. W krakowskich knajpach głównie przesiadują studenci, których nie będzie raczej stać na francuską bagietkę. Księgarnia za to wydaje mi się już lekko przereklamowana. Ten pomysł chyba już się skończył. Poza tym miejsce mają fatalne. Nie zmienia to faktu, że bardzo cieszę się z obu lokali. Brakowało czegoś nowego w naszym mieście.
Choć na forach grzmi, to z moich rozmów wynika, że w gruncie rzeczy wszyscy cieszą się z powstania Charlotte i Czułego, i szczerze im kibicują. – Kraków to bardzo trudny rynek. Kawiarnie tu powstają i zamykają się każdego dnia – mówi właściciel Miejsca. – W żadnym jednak razie nie mamy pretensji ani żalu do Warszawiaków. Niech sobie działają, mają prawo – dodaje. Tak samo jak oni mieli prawo zafunkcjonować u nas. Zeszłego lata w podwórku klubu 1500 otworzyła się knajpa z hamburgerami Lovekrove, nikt wtedy nie mówił, że Kraków podbija nasz rynek i zabiera klientów. W końcu nie oni pierwsi szukali szczęścia w innym mieście. W Krakowie była już Łódź Kaliska, jest warszawska cukiernia Blikle, a od niedawna Wentzlem zarządza Magda Gessler. Wszyscy zgodnie działają obok siebie i nie zaglądają sobie w metryki. Czy Charlotte i Czuły Barbarzyńca wpiszą się również w ten trend?
– Trudno nazwać to trendem – tłumaczy Natalia Jeziorek, krakowianka. – Na pewno jednak jest to dobra wiadomość. Lepiej żeby powstała Charlotte, niż kolejny McDonalds. Młodzi ludzie są tacy sami na całym świecie, więc nie martwiłabym się o powodzenie tych inwestycji. Właściciele tych lokali dobrze wyczuli rynek. Poza tym w Krakowie naprawdę, nie zależnie od wieku, spędza się w knajpach pół życia. Jak dla mnie sukces murowany – przyznaje.
Obie knajpy sukces odniosły już w Warszawie. Są więc zaprawione w boju. Czy sprawdzą się w Krakowie? Czas pokaże. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to może i my w zamian za pyszne bagietki i kilka książek, dostaniemy trochę Krakowa. Warszawiakom na pewno przydałoby się trochę luzu rodem z Bomby, trochę nocnego życia jak z Pięknego Psa i trochę muzyki z Alchemii, no i oczywiście mnóstwo zapiekanek z Placu Nowego. Czekamy z otwartymi ramionami.