Międzynarodowa Federacja Żeglarska podjęła odważną decyzję. Za cztery lata na Igrzyskach w Rio de Janeiro kitesurfing zastąpi windsurfing. Dla naszych mistrzów, m.in Zofii Klepackiej i Przemysława Miarczyńskiego, to dramatyczna wiadomość. A pobudki, którymi kierowali się działacze, wywołują spore kontrowersje.
Tegoroczne regaty w Londynie będą zatem ostatnimi wyścigami na deskach windsurfingowych. Od 2016 roku Kiteboarding zastąpi męską oraz damską klasę windsurfingową RSX.
W ostatnich dniach członkowie komisji ISAF przegłosowali wybór żeglarskich klas olimpijskich. Stosunkiem głosów 19:17 deska z latawcem pokonała deskę z żaglem. Po najbliższych igrzyskach pożegnanie z windsurfingiem najboleśniej odczują nasi reprezentanci. Do światowej czołówki należą bowiem Przemysław Miarczyński, Piotr Myszka, Zofia Noceti-Klepacka i Maja Dziarnowska, czyli obecnie najpoważniejsi kandydaci do medali olimpijskich.
- Po zakończeniu zawodów w Atenach, a zwłaszcza w Pekinie, rozgorzała głęboka dyskusja dotycząca żeglarstwa. W środowisku zaczęto się zastanawiać, jak sprawić, by konkurencje wodne przyciągały więcej fanów. Szczególnie tych przed telewizorami. Jak uatrakcyjnić medialnie żagle. Padły różne rozwiązania, a ostatecznie postawiono na kitesurfing - wspomina Waldemar Heflich, redaktor naczelny magazynu "Żagle".
Próby rozgrywania regat na latawcach nie zawsze kończyły się udanie. Niekiedy panował istny chaos. Na jednych zawodach wyławiano kajcarzy z wody. Mimo tego, działacze postanowili dać szansę nowej konkurencji. Najpierw uzgadniano, że odbędzie się jej pokaz w Rio de Janeiro w 2016 roku.
Niespodziewanie międzynarodowe szefostwo poszło krok dalej i zdecydowało się wprowadzić nową dyscyplinę od razu do programu olimpijskiego kosztem windsurfingu. - Zaskoczono nas tym kompletnie. W przekonaniu wielu, "kajt" to fajna, ale plażowa konkurencja. O jej poziomie rozwoju niech świadczy fakt, iż w Polsce, kraju o wielkich tradycjach żeglarskich, tylko kilkadziesiąt osób się nią zajmuje - zauważa nasz rozmówca.
Olimpijskie zawody w windsurfingu pierwszy raz odbyły się w 1984 roku w Los Angeles. Nasi zawodnicy pierwszy raz wystąpili w 1988 roku w Seulu. Od tego czasu deska z żaglem szybko rozwijała się w naszym kraju. Prawdziwą "polską szkołę windsurfingową" stworzył Paweł Kowalski, obecny trener kadry. Jego podopieczni od lat należą do najlepszych na świecie - Mamy doskonałe centra, sekcje. Prócz wielkich mistrzów, wychowujemy też coraz to więcej zdolnej młodzieży. I nagle, w ciągu 2,5 miesiąca wszystko to wyparuje. Brak obecności windsurfingu w programie igrzysk w Rio to dla nas cios. Cios bardzo bolesny - podkreśla redaktor naczelny "Żagli".
Heiflich tłumaczy dokładnie, dlaczego decyzja działaczy może zagrozić istnieniu polskiego windsurfingu. Przy tego typu sportach, gros funduszy pozyskiwanych jest z budżetu państwa. A im większe sukcesy na arenie międzynarodowej, tym większe pieniądze trafiające do danego środowiska. Odebranie prawa startu w Brazylii Klepackiej czy Miarczyńskiemu, jednocześnie skutkować będzie brakiem wyników olimpijskich. A te są z kolei najwyżej cenione.
- Pytałem się wielu trenerów i zawodników. Są załamani. Co ma teraz zrobić nasz wybitny zawodnik, Piotr Myszka? Stracił niedawno szansę wyjazdu do Londynu na rzecz Miarczyńskiego i jego jedyna nadzieja tliła się w starcie za cztery lata w Rio. Innym zawodnikom również nie będzie łatwo. Zofia Klepacka całe swoje życie poświęciła desce - podkreśla redaktor "Żagli".
Może niektórzy zawodnicy spróbują swoich sił w odmiennej konkurencji. Przenosiny zakończone sukcesem mogą dotyczyć jednak tylko tych, najlepiej "czują wodę". Jednak i to będzie wymagało czasu, a i nie wszyscy zapewne zdecydują się na taki krok. - Jak się jest kolarzem szosowym, nie jest łatwo przystosować się do jazdy na torze - przekonuje Heiflich.
Krytykuje on działaczy, ale podkreśla, że sami kitesurferzy nie są temu wszystkiemu winni. - Mam szacunek do tego sportu. Ale jeszcze nie zdążył on nawet okrzepnąć, by znaleźć się w programie Rio. Powinien raczej znaleźć się w formie pokazu. Tym bardziej, że wciąż są problemy organizacyjne w tym względzie. Może się jeszcze kiedyś okazać, że "kajt" jest zbyt trudny do transmitowania. Bo choć jest "kolorowy", to trudno się w nim połapać, oglądając zawody. Dominuje chaos - podkreśla redaktor.
Zdaniem wielu, u podstaw tej kontrowersyjnej decyzji ISAF leży chęć, by za wszelką cenę uatrakcyjnić żeglarstwo. Nie bacząc na zawodników, dotychczasowe rozgrywki czy inne względy. - W środowisku dominuje także pogląd, iż za wprowadzeniem kitesurfingu na listę dyscyplin olimpijskich stoją w głównej mierze producenci sprzętu żeglarskiego - mówi z kolei nasz anonimowy informator.
Mając na względzie zawirowania dotyczące programu igrzysk w Brazylii, tym mocniej powinniśmy trzymać kciuki za naszych zawodników w Londynie. Być może, będą mieli ostatnią szansę na wywalczenie swojego medalu olimpijskiego.