
Reklama.
Pluszaki, torebeczki, czyli panie w kuchni Modesta Amaro
Co można powiedzieć o uczestniczkach trzeciej odsłony Hell’s Kitchen? To jeden wielki kocioł osobowości. I kulinarnych antytalentów. Największe emocje budziła Sandra Ruszkowska, która chciała pokazać, że każda dziewczyna ze Śląska to “Twardo dziołcha”. 23-latka może skraść serca widzów, bo w tym przemycaniu lokalności jest naprawdę pyszna, ale “twarda" nie zawsze znaczy tyle, co dobra. Jako kapitan zespołu poległa absolutnie. Świetnie poradziła sobie natomiast Kasia Domańska, która jako jedyna ze wszystkich uczestników przygotowała danie, które Amaro uznał za zjadliwe. Choć na początku programu słaniała się z sił i prawie zemdlała, okazała się być najmocniejszym ogniwem całego show.
Co można powiedzieć o uczestniczkach trzeciej odsłony Hell’s Kitchen? To jeden wielki kocioł osobowości. I kulinarnych antytalentów. Największe emocje budziła Sandra Ruszkowska, która chciała pokazać, że każda dziewczyna ze Śląska to “Twardo dziołcha”. 23-latka może skraść serca widzów, bo w tym przemycaniu lokalności jest naprawdę pyszna, ale “twarda" nie zawsze znaczy tyle, co dobra. Jako kapitan zespołu poległa absolutnie. Świetnie poradziła sobie natomiast Kasia Domańska, która jako jedyna ze wszystkich uczestników przygotowała danie, które Amaro uznał za zjadliwe. Choć na początku programu słaniała się z sił i prawie zemdlała, okazała się być najmocniejszym ogniwem całego show.
Jest jednak coś, co łączy wszystkie panie. Ich udział w “Piekielnej Kuchni” jest absolutnie przypadkowy. Szpilki, kieliszki szampana, a nawet pluszak - tak panie zawitały do restauracyjnej kuchni na pierwsze zadanie. Ekstrawagancja to chyba mało powiedziane. Sam Amaro nie krył zaskoczenia, które dojrzało pod koniec programu do zażenowania najwyższej jakości. Dziwili się także panowie.
Panowie spalili temat
Choć dziewczyny budziły ogromne emocje, to jednak panowie wykazali się brakiem organizacji i udowodnili, że zaprzeczenie dobrej kuchni istnieje naprawdę. Ba, oni mieli nawet gotowy przepis na to, jak go widzom zaprezentować. Pierwsze dania przygotowane przez uczestników lądowały w koszu, a ostatecznie najgorszym ze wszystkich okazał się Sebastian Miechowicz i to on odpadł z programu. Panowie nie tylko nie potrafili wykazać się w kwestii organizacyjnej, ale także sprawiali wrażenie, iż nie posiadają elementarnej wiedzy na temat kuchni i produktów. – Jestem szefem kuchni w trzy gwiazdkowym hotelu - odparł jeden z panów na pytanie, co robi na co dzień. – Świetnie, może mnie czegoś nauczysz, bo ja mam tylko jedną - odparł "chef". Inny uczestnik nie wiedział... jak odpalić kuchenkę.
Choć dziewczyny budziły ogromne emocje, to jednak panowie wykazali się brakiem organizacji i udowodnili, że zaprzeczenie dobrej kuchni istnieje naprawdę. Ba, oni mieli nawet gotowy przepis na to, jak go widzom zaprezentować. Pierwsze dania przygotowane przez uczestników lądowały w koszu, a ostatecznie najgorszym ze wszystkich okazał się Sebastian Miechowicz i to on odpadł z programu. Panowie nie tylko nie potrafili wykazać się w kwestii organizacyjnej, ale także sprawiali wrażenie, iż nie posiadają elementarnej wiedzy na temat kuchni i produktów. – Jestem szefem kuchni w trzy gwiazdkowym hotelu - odparł jeden z panów na pytanie, co robi na co dzień. – Świetnie, może mnie czegoś nauczysz, bo ja mam tylko jedną - odparł "chef". Inny uczestnik nie wiedział... jak odpalić kuchenkę.
Sytuacja była tak fatalna, że gdy udało opanować się chaos w obu kuchniach, okazało się, że… wszystkie produkty zostały wykorzystane. A dokładnie - wylądowały w koszu, bo żadne danie nie zostało zaakceptowane przez Amaro. W efekcie goście restauracji, w ciągu trzech godzin, nie dostali praktycznie żadnego dania. Serwisy zostały zamknięte, a klienci opuścili lokal. Czy było aż tak źle. Oczywiście, ale nie oszukujmy się - takie widowisko się naprawdę dobrze ogląda.
Emocje ogromne, aż poniosło producentów
Jedno jest pewne. Poziom uczestników był prostu fatalny. Jak na jeden z naprawdę lepszych programów kulinarnych w Polsce, to zdecydowanie za mało. Jeżeli żenujący stopień przygotowania ma na celu budzić emocje, to można śmiało powiedzieć, że Polsat…. przesolił i w efekcie można było odnieść wrażenie, że uczestnicy to ludzie z tak zwanej “łapanki. Wiele do życzenia pozostawiała także realizacja, m.in. muzyka, która ma podbijać emocje, a nie absolutnie je kreować. Tu zdecydowanie kogoś poniosło.
Jedno jest pewne. Poziom uczestników był prostu fatalny. Jak na jeden z naprawdę lepszych programów kulinarnych w Polsce, to zdecydowanie za mało. Jeżeli żenujący stopień przygotowania ma na celu budzić emocje, to można śmiało powiedzieć, że Polsat…. przesolił i w efekcie można było odnieść wrażenie, że uczestnicy to ludzie z tak zwanej “łapanki. Wiele do życzenia pozostawiała także realizacja, m.in. muzyka, która ma podbijać emocje, a nie absolutnie je kreować. Tu zdecydowanie kogoś poniosło.
– Czyje nazwisko widnieje na tym paragonie - zagaił pod koniec odcinka Modest Amaro do jednego z uczestników. – Szefa. – Nie zrobiłeś nic, aby go nie splamić - zakończył szef kuchni.
Napisz do autora: tomasz.golonko@natemat.pl