Przegrany proces Frankowicza z bankiem Raiffeisen to dopiero pierwsza potyczka. Jeden z mecenasów twierdzi, że da się obalić umowy hipoteczne 14 banków.
Sprawa Tomasza Sadlika o unieważnienie umowy kredytowej we franku szwajcarskim od początku miała małe szanse na wygraną. Mimo sympatii mediów i zaangażowania w powstanie antyfrankowane tysięcy podobnych jemu klientów, tłumacz z Krakowa forsował w sądzie trudną do obrony tezę. Twierdził, że to bank ponosi część odpowiedzialności za złe kredyty. Przecież „wciskał” nieświadomym klientom niebezpieczne, oparte na spekulacji walutowej produkty.
Alibi "banksterów"
Tymczasem pierwsze, co zrobili przedstawiciele banku, to wyciągnęli z archiwum podpis Sadlika pod oświadczeniem, że zapoznał się on z ryzykiem walutowym oferowanego produktu i zdaje sobie z niego sprawę. Obowiązek podpisania takich oświadczeń Komisja Nadzoru Finansowego wprowadziła jeszcze w 2006 roku. W praktyce to jeden z kilkudziesięciu papierków, jakie klient podpisuje przy zawieraniu umowy na kredyt hipoteczny. Pewnie rzut okiem na kartkę z kilkoma zdaniami i podpis nie zabrały więcej niż 30 sekund. Ale teraz to idealne alibi dla banków.
Sąd zapoznał się z dokumentacją klienta, dowodzącą, jak finansowi doradcy wciągali go w pułapkę kredytową. Na rozprawie zgłoszono nawet wniosek, by przesłuchać skruszonego pracownika banku, który szczerze mówił, że klienci nie czytają umów, a banki to wykorzystują. Sąd wybrał jednak drogę na skróty. Skoro Tomasz Sadlik podpisał oświadczenie, to żadne inne tłumaczenia nie mają znaczenia. A już w szczególności to, że klient nie rozumiał, co podpisywał.
Wyrok w tej jednej sprawie nie zamyka drogi innym kredytobiorcom. Pokazuje jedynie, że batalia o unieważnienie lub przewalutowanie kredytów będzie trudniejsze, niż się wydawało. Nie wystarczy tylko krzyczeć „banksterzy nas okradają”, a empatyczny sędzia (może sam ma kredyt w CHF) wyzwoli wyrokiem z finansowej niewoli. Dlatego są już kancelarie prawne, które przenicowały umowy frankowe oraz regulaminy niemal wszystkich banków i już testują inne sposoby ich unieważnienia.
Przełom Szczeciński
To, co najbardziej rozpala wyobraźnię prawników i klientów banków, to wyrok sądu w Szczecinie z końca 2014 roku. Uznał on, że bank, wypowiadając umowę kredytu frankowego i wystawiając bankowy tytuł egzekucyjny, nie może domagać się spłaty zobowiązania po dzisiejszym kursie franka. Chodziło o kredyt w wysokości 131 tys. franków, zaciągnięty w 2007 roku w mBanku. W przeliczeniu na złotówki wynosił on 306 tys.zł. W wyniku kłopotów życiowych klienci przestali spłacać kredyt, a bankowcy podliczyli ich dług na 449 tys. zł.
Sąd zakwestionował sposób wyliczenia długu. Niestety nie podał rozwiązania problemu, stwierdzając, że to bank powinien przedstawić prawidłowe wyliczenia. Ten sam sąd obalił też umowę pożyczki we franku, w której bank domagał się od klientów ponad 1,2 mln złotych. Oto szczegóły ciekawego wyroku.
Klienci i kilku prawników przyjmują te rozstrzygnięcia za dobrą monetę. Drążyć ten wątek chce licząca już ponad 500 osób grupa klientów mBank. Będą się domagać „odfrankowienia” ich umów kredytów hipotecznych. – Odfrankowienie oznacza przeliczenie naszych zobowiązań ponownie na złotówki, a to, w jaki sposób się to odbędzie, jest przedmiotem negocjacji. Jesteśmy przygotowani na spór sądowy, który według naszej oceny możemy wygrać – twierdzi jeden z organizatorów grupy. Jego zdaniem, wielu kredytobiorców dopiero teraz zaczęło dokładnie analizować posiadane umowy i ze zdziwieniem odkryło, że praktycznie wszystkie z nich zawierają kluczowe zapisy, które zostały przez sądy uznane za klauzule niedozwolone. „Takie zapisy pozwalały bankom na kształtowanie świadczeń kredytobiorców wedle własnego uznania. I to od samego momentu zawarcia umowy!”– cytat z oświadczenia grupy.
Banki będą przegrywać
Także mecenas Robert Mazur z Warszawy rekrutuje Frankowiczów. Twierdzi, że skoro banki płaciły za mieszkania złotówkami, a nie frankami, to teraz bezpodstawnie domagają się rozliczania rat według kursu franka. A to prosta droga do unieważnienia umów kredytów frankowych. – W sądach rok 2014 był niekorzystnym okresem dla banków, a bardzo korzystnym dla kredytobiorców. Banki przegrały znaczną liczbę procesów z konsumentami, w sprawach dotyczących kredytów we frankach szwajcarskich (CHF). Banki te procesy przegrały w sposób ostateczny, definitywnie. Należy przypuszczać, że rok 2015 będzie dla banków jeszcze gorszy – twierdzi prawnik. Wprawdzie nie podaje szczegółów przegranych przez banki spraw, ale już werbuje klientów gotowych na konfrontację z bankiem.
– Banki bez podstawy prawnej pobierały raty pod pretekstem udzielonych kredytów frankowych. Sytuacja prawna i procesowa banków w tych sprawach jest zła. Mogą co najwyżej liczyć głównie na nieświadomość albo na bierną postawę swoich klientów. Kredytobiorcy mogą nie wiedzieć, że raty kredytu były i są zawyżone i że zawyżone jest też samo zadłużenie – dodaje prawnik. Jako naruszające interesy klientów, Mazur wskazuje umowy i regulaminy 14 banków m.in. tak znanych jak ING, mBank, Millenium czy Getin. Za kilka miesięcy okaże się, czy tylko "budował rynek" (pobiera 5 proc. wartości sporu), czy też faktycznie wywalczy swoim klientom wolność od hipoteki.
W przypadku tej operacji (…) wymiany walutowe odbywały się jedynie na papierze dla celów księgowych natomiast do faktycznego transferu wartości dewizowych w którąkolwiek stronę nie dochodziło. W efekcie różnica pomiędzy kursem zakupu danej waluty, a kursem sprzedaży tej waluty przez bank, ustalana wyłącznie przez pozwanego, stanowiła jego czysty dochód, zwiększający dodatkowo koszty kredytu dla klienta. Stanowi to rażące naruszenie interesów powódki