
Kiedy Lech Kaczyński zginął pod Smoleńskiem Michał Kamiński pracował w Kancelarii Prezydenta i przygotowywał kampanię reelekcyjną. – Gdyby nie było Smoleńska, to bardzo możliwe, że jesienią 2010 r. Lech i Jarosław Kaczyńscy stanęliby w obliczu rokoszu we własnej partii – ocenia w rozmowie z Tomaszem Lisem
REKLAMA
Michał Kamiński, dzisiaj jeden z najbliższych współpracowników Ewy Kopacz pięć lat temu pracował w Kancelarii Prezydenta. W rozmowie z "Newsweekiem" mówi, że tylko raz śniła mu się katastrofa smoleńska. Leciał tupolewem a władyka Miron powtarzał mu, że musi wysiąść podczas międzylądowania w Mińsku. Polityk opisuje też pierwsze dni po katastrofie.
Od razu biegnę do pałacu prezydenckiego. Tam są Paweł Kowal, Adam Bielan, Maciej Łopiński. I wtedy pojawia się ta idea, która wyszła nie ode mnie, pochowania prezydenta na Wawelu (…). [To był pomysł] chyba Pawła Kowala. Moim zdaniem Lech Kaczyński zasłużył, żeby być pochowany na Wawelu
Źródło: "Newsweek"
Kamiński przekonuje, że cały czas wierzył w utrzymanie pokoju, który zapanował po katastrofie. Dopiero kiedy wrócił do Polski po wyborach prezydenckich zobaczył "inny PiS". Ocenia, że bez katastrofy PiS mogłoby się rozpaść. – Smoleńsk usakralizował przywództwo Kaczyńskiego – diagnozuje w rozmowie z "Newsweekiem" Michał Kamiński.
Wojskowa prokuratura, która prowadzi śledztwo w sprawie Smoleńska, zaprezentowała wyniki prac 21 biegłych, którzy kompleksowo badali przyczyny katastrofy. Po pięciu latach od katastrofy smoleńskiej polska prokuratura postawiła zarzuty dwóm rosyjskim kontrolerom lotu. Dotyczą nieumyślnego sprowadzenia niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym. Za bezpośrednią jej przyczyną uznano błędy załogi Tupolewa.
Źródło: "Newsweek", cytaty za 300polityka
