Gdzie pracować? Najlepiej tam, gdzie dużo płacą – tak sądzi prawie połowa Polaków myślących o karierze zawodowej. To dlatego tysiące osób zamiast robić to, co lubią, zapisują się na nudne studia prawnicze. Albo co gorsza, chcą zostać lekarzami i po latach są sfrustrowani albo źli na pacjentów, którzy ciągle przychodzą, bo "coś ich boli".
Zamiast oceniać wszystkich przez pryzmat miesięcznej pensji, dowodzimy, że opłaca się robić to, co się lubi. Na chleb z masłem i dużo więcej można zarobić w miejscach, w których nikt by się nie spodziewał, że sporo płacą.
Kelner VIP – 13 tys. zł
Podobno pracują na minimalnej pensji, a większość dochodów ciułają z napiwków. Owszem, są i tacy, ale Łukasz N., jeden z uczestników afery z podsłuchującymi kelnerami oszacował swoje miesięczne dochody na 10-13 tys. złotych. Nie chodziło o wynagrodzenie za podsłuchiwanie polityków i biznesmenów. – To wysoka płaca. Potwierdzam, że doświadczeni pracownicy, którzy bez tremy, ale swobodnie i profesjonalnie będą obsługiwać ważne osobistości są w cenie – mówi właścicielka znanej w kręgach biznesowych restauracji.
Łukasz N. skończył tylko szkołę średnią, przyjechał do Warszawy z miasteczka Ryki pod Lublinem (lubelskie to matecznik warszawskich słoików). Pracował w restauracjach Lemongrass, Ole! i Sowa & Przyjaciele. W tej ostatniej był menedżerem VIP roomu, dyskretnego saloniku dla specjalnych gości. Z pensji kupił mieszkanie na Mokotowie.
Trener personalny – ponad 8 tys. zł
Jeszcze kilka lat temu trenerzy byli najmniej kosztownym „wyposażeniem” siłowni. Więcej niż ludzie kosztowały bowiem urządzenia do treningu. Teraz jest trochę inaczej. Aby otworzyć klub, trzeba zainwestować ponad 200 tys., ale to znane nazwiska trenerów zapewniają frekwencję. Dlatego 25 procent trenerów i instruktorów zarabia więcej niż 5 tys. złotych miesięcznie – jako pracownicy etatowi. Ale to nie wszystkie źródła dochodu. Godzina indywidualnych zajęć to 120-150 zł, konsultacja w sprawie diety 200-300 złotych. Zdarza się, że to często nieopodatkowany dochód, przyjmowany w gotówce z ręki do ręki.
"Gorsze" warunki są w dużych klubach sieciowych, gdzie trener zazwyczaj dzieli się przychodem z właścicielem. Trenerzy dostają też prowizję od polecanych odżywek i suplementów. Niektórzy zostają przedstawicielami firm marketingu bezpośredniego. Furorę w Polsce robiła jakiś czas temu Monnavie, firma specjalizująca się w dystrybucji odchudzających soków z jagód Acai. Najszybciej odchudzają portfele.
Rozchwytywany trener, z jednego z najdroższych warszawskich fitnessów oszacował swoje miesięczne dochody na 8 tys. złotych. Miesięczny koszt treningu u niego wraz z karnetem do klubu przekracza 3,5 tys. zł. Podopieczni to kilku biznesmenów i jeden dbający o linię polityk. Trzeba podkreślić, że ten trener to nie paker-amator, ale absolwent AWF w trakcie przewodu doktorskiego.
Pan Kanapka – do 10 tys. zł
Kto by chciał ładować samochód o świcie, walczyć o wejście do biurowca i sprzedawać kanapki oraz obiady na korytarzu biura? Przyjrzyj się dokładnie swojemu „Panu Kanapce”, bo niektórzy zarabiają znacznie więcej, niż zadzierające nosa białe kołnierzyki.
Pracowici oraz ci, którzy lubią swój fach potrafią zarobić nawet 10 tys. miesięcznie. Nie wszystko zależy od dobrej woli. – Jeśli pracujesz w dobrym miejscu, gdzie jest duże zagęszczenie pracowników w biurach, a słabe stołówki, można sprzedawać kanapki dwa razy dziennie. Wtedy do kieszeni wpada jakieś 3 tys. złotych utargu dziennie – mówi dostawca kanapek z okolic Domaniewskiej, biurowej dzielnicy Warszawy. Tutaj przeczytacie o zaciekłej rywalizacji o najbardziej dochodowe rejony stolicy.
Łapacz drobiu – 4-5 tys. zł
Pewnie nawet nie słyszeliście o takim zajęciu, bo to wyjątkowo wąska nisza. Łapacz drobiu to człowiek, który własnoręcznie przenosi indyki, kury czy gęsi z hodowlanego kurnika do samochodu. Za jedną akcję opróżnienia kurnika członek ekipy łapaczy dostaje 500-700 złotych. To kilka godzin ciężkiej, fizycznej pracy.
– Indyki potrafią się bardzo zestresować, więc całą operację opróżnienia kurnika przeprowadza się w nocy. Łapie się je ręcznie, bo maszyny czy jakiś sprzęt do poganiania powoduje siniaki, widać je później w mięsie ptaków – opowiada Piotr, profesjonalny łapacz z mazowieckiego. Indyki ważące po kilkanaście kilogramów, a nawet 20 kg, bierze się po jednym pod rękę i wahadłowo kursuje do samochodu. Do kurcząt trzeba być zwinnym – łapacz powinien umieć schwytać trzy ptaki jedną ręką.
Łapanie to jakby trening interwałowy dla biegacza. Kiedy naczepa transportowa podjeżdża do kurnika, ptaki są blisko. Długość kurników to nawet 100 metrów. W miarę wyłapywania drobiu wzrasta odległość jaką trzeba pokonać z ciężarem. – Tę pracę można porównać do 20 kilometrowego marszu po górach z dużym obciążeniem – mówi Piotr. Do tej pory łapacze byli rekrutowani i pracowali dorywczo, jednak on sam zamierza stworzyć pierwszą, profesjonalną kilkuosobową grupę, która będzie się świadczyć usługi regularnie dla producentów z całego województwa.
Kaftan, specjalista od remontu – 8-10 tys. zł
Remontujesz mieszkanie, umawiasz się z „fachowcem”, który ma ekipę? W branżowym slangu to kaftan. Zabawna ksywka wzięła się stąd, że niczym płaszcz otula zebranych specjalistów. Organizuje robotę, dopilnowuje terminów i wypłaca pieniądze. Tak naprawdę kaftan nie zna się na kładzeniu glazury, podłóg czy elektryce (sprawia tylko takie wrażenie). Jego najważniejsze kompetencje to znajomość cennika usług, obliczanie kosztorysu remontów i negocjacje z klientem. Boom w branży remontowej sprawił, że powstał ten nowy rodzaj profesji.
– Ludzie, którzy pracują pod „kaftanem” to zazwyczaj tylko przypadkowa zbieranina. Czterech facetów z w Passacie z drabiną na dachu to nie ekipa – śmieje się Andrzej, elektryk i właściciel firmy remontowej w Warszawie. – Kaftan musi to wszystko tak zgrać, żeby finalnie nie dołożyć do interesu – dodaje.
Jeśli podłączenie ciepłej wody w umywalce kosztuje 150 złotych (cennik warszawski), to ile tych umywalek trzeba podłączyć, aby obdzielić robotników i samemu zarobić? Nieważne. Prawdziwą złota żyłą złota dla kaftanów są zakupy w imieniu klientów. Żeby zrobić remont, kaftan kupuje dla ciebie umywalkę, podgrzewacz wody, klimatyzator, piec itd. Bo to niby szybciej i łatwiej. W większości klienci nie oczekują, że dostaną fakturę dla siebie. Kaftan bierze zakupy na własną firmę. Nie tylko dostaje część prowizji w zaprzyjaźnionym sklepie, to jeszcze koszty zakupu odlicza od dochodu w prowadzonej działalności. Dlatego tak wielu właścicieli firm remontowych może pracować w szarej strefie. Mogą dowolnie regulować swoje przychody, dochody i podatki.