Andrzej Duda niczym kamelon zmienia poglądy od radykała do umiarkowanego polityka centrum. W wyborach do europarlamentu jego strategia okazała się skuteczna, zdobył miejsce w Brukseli. Czy w wyborach ta metoda pomoże mu przekonać do siebie wyborców? Kandydat PiS najwyraźniej liczy, że niewiele osób będzie pamiętało iż jeszcze niedawno wierzył w wybuch w tupolewie, a teraz już nie jest przekonany do tej teorii…
Czy Andrzej Duda ma jakieś poglądy? Jak dał się zapamiętać przy okazji katastrofy smoleńskiej? – Nie pamiętam, żeby pojawiał się na marszach, czy szerzej wypowiadał się na tematy smoleńskie – bezradnie rozkłada ręce Andrzej Wróbel, przygotowujący na Uniwersytecie Warszawskim rozprawę doktorską poświęconą językowi, jakim posługują się media prawicowe i liberalne po katastrofie smoleńskiej oraz wpływom tragedii z 10 kwietnia na wyniki wyborów w 2011 roku.
Paradoksalnie brak wyrazistości to dziś główny polityczny atut Dudy. W przeciwieństwie do swojego szefa Jarosława Kaczyńskiego nie ma dużego elektoratu negatywnego, bo mało kto go z czymkolwiek kojarzy. Choć Duda z PiS jest związany już blisko 10 lat. W 2005 roku na uniwersytecie Jagiellońskim znalazł go jeden ze współpracowników Zbigniewa Ziobry, szukając na polecenie szefa prawnika, który wspomógłby zespół tworzący ustawę lustracyjną.
Młodziutki doktor rozpoczął współpracę z Klubem Parlamentarnym PiS, a niespełna rok później został wiceministrem sprawiedliwości. W resorcie przepracował rok i został rekomendowany przez PiS na członka Trybunału Stanu. Po rozwiązaniu Sejmu w 2007 roku bez powodzenia próbował kandydować w przedterminowych wyborach parlamentarnych. A gdy nie dostał mandatu, dzięki protekcji Zbigniewa Ziobry, trafił do kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Duda blokuje Komorowskiego
Andrzej Duda publicznie rozpoznawalny stał się dopiero 10 kwietnia 2010 roku. Zasłynął tym, że nie zgadzał się na to, aby ówczesny marszałek Sejmu Bronisław Komorowski dosłownie dwie godziny po katastrofie smoleńskiej zastąpił tragicznie zmarłego Lecha Kaczyńskiego.
– Przed godziną 11 otrzymałem telefon z Kancelarii Sejmu, że pan marszałek Komorowski za chwilę wygłosi oświadczenie, że przejmuje obowiązki prezydenta Rzeczypospolitej – opowiadał w filmie poświęconym katastrofie pt „Mgła”, obrazie współreżyserowanym przez związaną ze środowiskiem „Gazety Polskiej” Joannę Lichocką.
– Zapytałem pana ministra Lecha Czapli, który do mnie dzwonił na jakiej podstawie, na podstawie którego przepisu konstytucji to ma nastąpić. Na to pan minister wyjaśnił mi, że na podstawie tego przepisu, który mówi o tym co się dzieje w przypadku śmierci prezydenta Rzeczypospolitej. Na co zapytałem, czy ktoś z wiarygodnych współpracowników pana marszałka widział zwłoki pana prezydenta. Czy oni są rzeczywiście pewni, że prezydent nie żyje. Czy może dostali jakąś notę dyplomatyczną ze strony ruskiej, która stwierdza, że prezydent nie żyje. Na co pan minister powiedział do mnie „no niech pan nie żartuje”.
– O ile pamiętam, ja na to powiedziałem, panie ministrze jak to? To znaczy pan marszałek chce przejąć władze na podstawie informacji telewizyjnej, na podstawie paska, który przebiega gdzieś tam na ekranie? – dodał.
I jak sam przyznał, końcówka rozmowy była ostra, bo oświadczył, że dopóki nie będzie stuprocentowej pewności, iż prezydent nie żyje, to jego zdaniem objęcie władzy przez marszałka Sejmu będzie oznaczało naruszenie konstytucji. Zgodę wyraził dopiero po tym gdy nadszedł do Polski oficjalny telegram od ówczesnego prezydenta Rosji Dimitrija Miedwiediewa.
„Mgła” była jedyną produkcją środowiska “Gazety Polskiej”, w której Duda wystąpił. Przez dłuższy czas ewidentnie starał się mówić o Smoleńsku jak najrzadziej, mimo że od 2011 roku do 27 maja 2014 roku, czyli momentu wygaśnięcia mandatu poselskiego, był członkiem zespołu Macierewicza. I to nie byle jakim szeregowym „śledczym”, ale osobą zasiadającą w prezydium tej komisji. Z pracy w zespole Macierewicza jednak nikt go nie pamięta. Może dlatego, że nie specjalnie miał czym się wykazać?
Ekspert z telewizyjnych kursów
Najbardziej znanym epizodem w karierze śledczej Andrzej Dudy był występ we wrześniu 2012 roku w kanale informacyjnym Superstacja. Tam, powołując się na to, co obejrzał w serialu pod tytułem „Katastrofy w przestworzach”, dowodził, że polskie śledztwo w sprawie przyczyn tragedii z 10 kwietnia jest prowadzone niewłaściwie.
– Do dzisiaj nie otrzymaliśmy wraku samolotu, który jest podstawowym przy badaniu katastrof – przekonywał widzów.
– Prokuratura twierdzi, że jest jej nie potrzebny – ripostowała prowadząca audycję Janina Paradowska.
– Czy pani redaktor ogląda czasem na Discovery filmy o katastrofach? Każdy kto ma telewizje satelitarną czy kablową w Polsce ma możliwość oglądania kanału Discovery tam pokazują takie filmy dokumentalne o katastrofach. Badanie wraku, składanie go w szczegółach, jest podstawowym elementem badania każdej katastrofy lotniczej – perorował Duda.
Potem w 2013 roku cytował na Twitterze wypowiedź profesora Jacka Rońdy, jednego z ekspertów Macierewicza, który przekonywał, że „opowieści o tym, że samolot po zderzeniu z brzozą wyleciał bez skrzydła i obrócił się, to bajki dla dzieci poniżej lat 3.” Jednak jakiś czas później okazało się, że Rońda świadomie kłamał dziennikarzom na temat katastrofy smoleńskiej i skompromitowany musiał zniknąć ze sceny. Do tego Duda już się nie odniósł.
Duda, czyli polityczny kameleon
Na czas wyborów do Parlamentu Europejskiego Andrzej Duda zaczął się radykalizować. W kwietniu 2014 osiągnął apogeum tego stanu. W Programie Trzecim Polskiego Radia oświadczył, że na podstawie informacji, które usłyszał od ekspertów uczestniczących w tak zwanej „konferencji smoleńskiej” oraz posiedzeniach zespołu Macierewicza, katastrofa Tupolewa była spowodowana eksplozją.
– Trudno jest mi w tej chwili powiedzieć, co było przyczyną i co wybuchło, natomiast jestem przekonany, że wybuch był – przekonywał słuchaczy. Od momentu, gdy został wyznaczony przez partię jako kandydat na prezydenta, znowu zaczął zmieniać swój sposób spojrzenia na to, co zdarzył się w Smoleńsku. W listopadzie 2014 roku pytany przez dziennikarkę “Newsweeka”, czy na pokładzie tupolewa doszło do eksplozji już nie był tak pewny.
A kilka miesięcy później zdystansował się od jednego z czołowych „badaczy” katastrofy. W lutym 2015 roku odmówił spotkania z autorem „badania” lansującego tezę zamachu Duńczykiem Glennem Jorgsenem oraz liderką Stowarzyszenia Solidarni 2010 Ewą Stankiewicz. Jako powód podał brak czasu, spowodowany obowiązkami w kampanii wyborczej. Według planu przebiegu uroczystości obchodów 5. rocznicy katastrofy smoleńskiej organizowanej przez PiS, prezes partii Jarosław Kaczyński wystąpi późnym popołudniem. W rozpisce nie ma natomiast przemówienia Andrzej Duda ze sceny ustawionej przy Krakowskim Przedmieściu…
– Z punktu widzenia marketingu politycznego Andrzej Duda postępuje w sposób bardzo przemyślany i racjonalny. W czasie wyborów do europarlamentu, które rządzą się swoimi prawami, żeby zostać zaakceptowany przez PiS-owski elektorat, pokazywał twarz radykała. I zrobił to skutecznie, bo zdobył fotel w Brukseli. Dziś doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że w wyborach prezydenckich radykalizm przyniesie mu poparcie maksymalnie 30 procent wyborców. A to jest zbyt mało żeby wygrać – ocenia dr Tomasz Olczyk z zakładu metod badania kultury Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych UW.
– Dlatego, aby nie zniechęcać do siebie osób o umiarkowanych poglądach, stara się nie mówić o Smoleńsku i zamachu. Wie, że to zamiast popularności przysporzyłoby mu tylko elektoratu negatywnego. Jaką twarz ma naprawdę Andrzej Duda? To wie chyba tylko on oraz jego najbliżsi. Widać, że na pewno umie się dostosować do potrzeb kampanii – dodaje dr Olczyk.
W tej kwestii Duda powtarza działania Jarosława Kaczyńskiego, który cztery lata temu był w kampanii ostoją spokoju i ugodowości, a także Aleksandra Kwaśniewskiego, który przedstawiał się jako umiarkowany, centrowy polityk. Niezależnie od wyniku, po wyborach pewnie poznany jego kolejną polityczną twarz.
To jest sztuczny człowiek. Nawet czytając tweety hejterów na swój temat wypadł w sposób niewyraźny. Trudno go z czymś skojarzyć. Trochę przypomina Magdę Ogórek, jest tylko znacznie skuteczniejszą kreacją.
Andrzej Duda
Każda przyczyna jest możliwa, są ekspertyzy, które wskazują na różne przyczyny tego zdarzenia. Sprawa musi być rzetelnie zbadana, choćby to miało trwać wiele lat. Dopóki nie przedstawi się wiarygodnych badań i wyliczeń, nie można wykluczyć i zamachu.