
– Uciekłem przed długami. Zakładałem, że bliscy szybko przestaną mnie szukać, no i jakoś beze mnie przeżyją – słyszę od mężczyzny, który przed kilka lat figurował w rejestrze osób zaginionych. – Niepotrzebnie wydaliśmy na poszukiwania ponad 20 tys. zł, organizowaliśmy przeczesywanie okolic. Cztery razy byłam oglądać zwłoki, które pasowały do rysopisu – opowiada córka innej do niedawna zaginionej kobiety, która po roku podrzuciła jedynie list informujący o jej nowym życiu i miłości...
Nie jest jednak tak, że wszystkie pozostałe przypadki dotyczą najgorszego. Przynajmniej nie dla samych zaginionych. Nie wszyscy znikają bez śladu przez wypadek, chorobę czy stając się ofiarą porwania, handlu ludźmi lub morderstwa. W przekonaniu niektórych, to po prostu jedyne wyjście z trudnej sytuacji takiej, jak zadłużenie lub odnalezienie nowej miłości.
Długo dobrze zarabiałem, więc wszystko typu raty i kredyty szło na mnie bezpośrednio. Jak były słabsze okresy z płynnością w firmie, to nie chciałem ich martwić i tak zacząłem te kredyty poganiać pożyczkami. Rodzina miała spokój, ale ja co dnia kładłem się z pytaniem co skonsolidować, komu podpisać weksel, kto mi w ogóle jeszcze nie odmówi. No i się zapożyczyłem "na mieście" wreszcie. Na tyle, by pospłacać to, o co instytucje mogłyby ścigać bliskich i zniknąć. Bo przecież, gdyby po swoje przyszły te typy, to rodzina od razu poszłaby na policję i nic by nie zdziałali. A okazało się, że jak zaginąłem, to do nich nawet nie zapukali.
Dopiero wówczas zrozumiał też prawdopodobnie największy problem z jego planem zaginięcia. – Siedziałem gapiąc się po pracy z piwem w ręku polską telewizję, aż tu nagle w jakimś programie interwencyjnym zobaczyłem moją zapłakaną córkę, która opowiadała, że mnie wszędzie szukają. Potem rozmawiali z żoną, która była tak samo nerwowa. Myślałem, że oszaleję – wyznaje
Bo to uczucie zastąpiło strach i smutek, gdy kilka miesięcy temu w skrzynce pocztowej Weronika znalazła list od zaginionej matki, w którym ta wyjaśniła, iż nagłe zniknięcie bez śladu to był dla niej najlepszy sposób na to, by dać szansę nowej miłości. Tego samego dnia zrozpaczona rodzina otrzymała też telefon od odpowiedzialnego za ich sprawę funkcjonariusza, który tylko potwierdził, że ich bliska poinformowała, iż dalsze jej poszukiwanie nie jest konieczne, a z dawną rodziną nie zamierza się kontaktować.
Obszernym tej jej list trudno nazwać. Napisała w nim głównie tyle, że "nie wiedziała, jak spojrzeć w oczy "nam i jej przyjaciołom. Że wstyd jej zdrady i porzucenia, ale "nowa miłość daje jej nowe życie". Dopiero od policjanta, z którym rozmawiała wyciągnęłam więcej. Okazało się, że przez ten cały czas była w Rosji, skąd pochodzi jej nowy facet. Na zakończenie tego całego cyrku z jej zaginięciem zdecydowała się chyba tylko dlatego, że wpadli tu na wakacje...
Ekspert stanowczo jednak odradza powielanie takich scenariuszy nawet w najtrudniejszych sytuacjach. – Łatwo zracjonalizować sobie taką ucieczkę od różnego rodzaju problemów jako najlepsze wyjście nie tylko dla tej osoby, która chce zniknąć. W rzeczywistości ucieczka nigdy nie jest dobrym wyjściem. W długach, problemach z pracą, czy w uzależnieniu lepiej udać się po odpowiednią profesjonalną pomoc. Jeśli zniknięcie miałoby natomiast dać szansę na nowy związek, zawsze można uniknąć starcia z dotychczasowym partnerem zostawiając list, czy wysyłając wiadomość. I to nie jest najbardziej odpowiedzialny sposób, ale przynajmniej nie naraża dotychczasowej rodziny i przyjaciół na wielką traumę, którą zawsze jest życie z myślą o zaginionym – radzi Peeters.
Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl
