Łotwa boi się, że "zielone ludziki" Putina wkrótce mogą pojawić się i na jej terytorium.
Łotwa boi się, że "zielone ludziki" Putina wkrótce mogą pojawić się i na jej terytorium. Fot. www.shutterstock.com
Reklama.
Jak deklaruje łotewska premier, Laimdota Straujuma, oznaki wojny hybrydowej na Łotwie są widoczne już od jakiegoś czasu. Polityk wspomniała o tym jeszcze w lutym. Od tamtego czasu resort obrony pracował nad koncepcją wzmocnienia bezpieczeństwa kraju. Planuje się m.in. monitoring przestrzeni powietrznej i wzmocnienie obrony przeciwlotniczej.
– Jeśli pojawią się "zielone ludziki" to użyjemy wszystkich dostępnych środków, w tym także wojskowych, aby je zlokalizować i zneutralizować – wyjaśnia Janis Garisons, wiceminister obrony narodowej Łotwy.
Również zdaniem rządu w Wilnie wojna z Rosją staje się nieunikniona. Litwa obawia się jednak nie tylko wojny hybrydowej, ale także – a może nawet przede wszystkim – stworzenia lądowego korytarza łączącego obwód kaliningradzki ze sprzymierzoną z Kremlem Białorusią.
Wilno bierze pod uwagę jeszcze szereg innych możliwości. Mowa m.in. o tradycyjnej inwazji wojskowej, podsycaniu napięć etnicznych na Wileńszczyźnie i w rejonie Kłajpedy czy prowokacjach w pociągach tranzytowych do Kaliningradu.
W marcu litewski Sejmas w trybie nadzwyczajnym przywrócił obowiązek zasadniczej służby wojskowej. Rząd ma najpóźniej do 1 maja przygotować odpowiednie projekty ustaw, a pierwsi poborowi zostaną powołani do służby najdalej we wrześniu.
Źródło: TVN24.pl