Związkowcy niemal cały dzień uniemożliwiali posłom opuszczenie budynku parlamentu. Ostatnie lata pokazują, że to zabieg dość powszechny wśród niezadowolonych. Przypominamy kilka podobnych sytuacji.
Jak pokazują korespondencje ogólnoświatowych mediów protest polegający na zatrzymaniu jakiejś grupy ludzi w budynku to nie polski wynalazek. Najnowszy przykład takiego zachowania za granicą to zamach stanu w afrykańskiej Gwinei Bissau. W zeszłym miesiącu w koszarach uwięzieni zostali premier, tymczasowy prezydent oraz faworyt drugiej tury wyborów prezydenckich. Junta wojskowa po paru dniach uwolniła polityków.
Z kolei w lutym kompleks budynków ONZ w afgańskim mieście Kunduza został został otoczony przez rozwścieczonych demonstrantów, którzy wyrażali swoje niezadowolenie z powodu palenia "Koranu" przez amerykańskich żołnierzy. Płonęły sklepy i samochody, zginęło kilkadziesiąt osób. Gdyby nie policja broniąca budynków, sytuacja mogłaby się źle skończyć dla dyplomatów.
Symboliczny wymiar miał protest, do którego doszło pod koniec lutego w Moskwie. Centrum miasta, którego obwód to około 16 km zostało otoczone "żywym łańcuchem" antyputinowskich demonstrantów.
Rebelia w Egipcie w 2011 roku miała epizod podobny do dzisiejszej akcji "Solidarności". Protestujący otoczyli budynek parlamentu i pałac prezydencki. Wojsko musiało być w stałej gotowości. Niemożność zdobycia silnie chronionych budynków zdenerwowany tłum zrekompensował sobie zamykając dostęp do wieży państwowej telewizji i uniemożliwiając wejście jej pracownikom. Ale jedną z najbardziej podobnych do dzisiejszego protestu, była manifestacja w Bahrajnie, w lutym zeszłego roku. Setki protestujących przeciw rządowi niezadowolonych zablokowało wejście do parlamentu i uniemożliwiło tym samym obrady.
W ramach protestów "Oburzonych" nowojorska giełda przy Wall Street została otoczona w 2011 roku przez tłumy rozgoryczonych Amerykanów. Wielu protestujących spało w pobliskim parku. Demonstranci otoczyli giełdę barierkami i stworzyli sobie zaplecze kuchenne, żeby protest mógł trwać jak najdłużej.
W Grecji zdenerwowani demonstranci zablokowali w zeszłym roku Ministerstwo finansów oraz kilka innych gmachów uniemożliwiając ich pracę. Co ciekawe, wśród protestujących było około 200 pracowników ministerstwa. W równie zadłużonych Włoszech, w 2010 roku ofiarą poddenerwowanego tłumu również padła siedziba władzy ustawodawczej. Tym razem to budynku senatu w Rzymie musiała bronić policja.
Jak widać nasi posłowie nie byli pierwszymi, którzy padli ofiarą protestujących i nie mogli opuścić budynku, w którym się znajdowali. Na świecie takich sytuacji było wiele. Czy przypominacie sobie podobne protesty za granicą?