
Reklama.
O sprawie profesora Chazana zrobiło się głośno rok temu. Jako dyrektor szpitala im. Świętej Rodziny w Warszawie odmówił on przeprowadzenia aborcji, choć badania wykazały wady genetyczne dziecka w łonie matki. Lekarz powołał się na klauzulę sumienia, co wywołało spore kontrowersje. W końcu został pozbawiony stanowiska, a sprawa trafiła do prokuratury. Teraz ma swój – korzystny dla ginekologa – finał.
Śledczy nie znaleźli podstaw do tego, by postawić Chazanowi zarzuty – informuje portal tvp.info. Z ustaleń dziennikarzy wynika, że kluczowa była opinia biegłych z wrocławskiej Akademii Medycznej, którą prokuratura otrzymała w lutym. Wskazała, że narodziny dziecka nie zagrażały życiu i zdrowiu matki. Jako że takie zagrożenie jest jednym z warunków dopuszczalności legalnego usunięcia ciąży, uznano, że prof. Chazan nie złamał prawa.
Od początku śledztwa prokuratorzy nieoficjalnie przyznawali, że nie ma dużych szans na postawienie ginekologowi zarzutów. – Tam gdzie w grę wchodzi klauzula sumienia, mamy prawnie związane ręce. Zarzuty w takiej sprawie mógłby usłyszeć podejrzany, gdyby „zmusił groźbą lub przemocą” pacjentkę do utrzymania ciąży. A tu nic takiego nie miało miejsca. Na chwilę obecną nie ma więc podstaw do przedstawienia komukolwiek zarzutów – tłumaczył jeden z nich.
Teraz prof. Chazan dostał do ręki kolejny argument przemawiający za tezą, że "padł ofiarą medialnego linczu". W jednym z wywiadów stwierdził, że jego los to konsekwencja "zamówienia politycznego".
Źródło: tvp.info
Źródło: tvp.info