W tajnej kancelarii Sejmu mogły zachować się kopie donosów TW „Bolka” uważanych za zaginione. Czy lustracyjna afera rodem z lat 90. wybuchnie z nową siłą, a Lech Wałęsa znów będzie musiał tłumaczyć się ze swojej przeszłości? O to zapytaliśmy prof. Jana Żaryna, historyka z Instytutu Pamięci Narodowej.
Dziennikarz "Uważam Rze" Cezary Gmyz dotarł do tajnych protokołów tzw. komisji Ciemniewskiego, która została powołana w 1992 roku, by zbadać lustrację przeprowadzoną przez ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Antoniego Macierewicza. Dokumenty mają wskazywać na to, że w tajnej kancelarii sejmu mogą znajdować się materiały z esbeckich teczek, między innymi donosy TW "Bolka", którym według niektórych był Lech Wałęsa.
W ostatnich tygodniach do protokołów próbował dotrzeć poseł Marek Opioła z PiS. Mimo, że posiada zezwolenie na dostęp do informacji niejawnych, szef Kancelarii Sejmu Lech Czapla odmówił mu wydania dokumentów. Decyzję tłumaczył "błędami formalnymi".
"Staniemy w obliczu zasadniczego przełomu" - pisze w "Uważam Rze" Sławomir Cenckiewicz, współautor książki "SB a Lech Wałęsa", który od dawna stawia tezę, że to lider Solidarności był TW "Bolkiem". Przełom? Innego zdania jest historyk prof. Jan Żaryn.
Czy według pana to możliwe, by sejmowe archiwum skrywało donosy TW "Bolka"?
Jan Żaryn: Możliwe, bo nie wiadomo co się stało z tą częścią dokumentów komisji, która zniknęła po wizycie w gabinecie prezydenta Lecha Wałęsy. Być może ktoś wcześniej zdołał je skopiować. To jest domniemanie wynikające z bezradności tych, którzy chcieliby dotrzeć do prawdy. Ja do nich należę. Chciałbym żeby te donosy się znalazły, a archiwum Sejmu to jedno z teoretycznych miejsc, w których mogą być. Jeśli są, powinny zostać upowszechnione i przekazane do IPN.
Dziwne, że przez 20 lat nikt do nich nie dotarł...
Trzeba o to pytać polityków, którzy byli odpowiedzialni za utajnienie tych dokumentów i tymi politykami są marszałkowie sejmu w minionych dwudziestu latach.
Jeśli zaginione donosy TW "Bolka" zostaną ujawnione, co to będzie oznaczało dla Polski i dla samego Lecha Wałęsy?
Niezależnie od tych dokumentów dziś wiadomo już bardzo wiele. Wiadomo, że Lech Wałęsa został zarejestrowany jako TW i wypełniał do pewnego czasu tę funkcję. Wiadomo też, że był później inwigilowany, ale istnieją ciągle znaki zapytania dotyczące okresu od grudnia 70. do Okrągłego Stołu.
Czyli nie byłby to "przełom", jak twierdzi Sławomir Cenckiewicz?
Byłoby to raczej odgrzanie kotletów, które już były kilkakrotnie prezentowane, między innymi w książce Cenckiewicza i Gontarczyka. Nie sądzę, by te dokumenty podważały ich ustalenia. Ale byłaby to jeszcze jedna okazja, by Lech Wałęsa odciął się od samego siebie.
Co może zrobić Instytut Pamięci Narodowej z dokumentami dotyczącymi TW "Bolka"? Może zmienić status pokrzywdzonego, jaki przyznał Lechowi Wałęsie?
Nie, kwestia statusu jest zamknięta. Nie sądzę, by ktoś był zainteresowany i miał powód prawny, by go zmienić. Dziś obowiązuje inna ustawa i nie ma powrotu do nieistniejących przepisów.
Nie boi się Pan, że bomba lustracyjna wybuchnie po raz drugi?
Ja tego nie nazwałbym aferą czy bombą. Każdy powrót do sytuacji, kiedy mamy szansę dowiedzieć się więcej o historii, jest zdecydowanie pozytywny.