Kampania to najtrudniejszy okres nie tylko dla wyborców i polityków, ale i dla dziennikarzy. Ci z prawej strony postanowili łączyć obowiązki redakcyjne z otwartym wspieraniem Andrzeja Dudy. Nawet nie kryją się z tym, że liczą na zmianę prezydenta. Stosują przy tym moralność Kalego, bo klasyczną nagonką niszczą każdego, kto ośmieli się napisać coś pozytywnego o Bronisławie Komorowskim.
"Andrzej Duda i jego sztab prowadzą dobrą, sprawną kampanię wyborczą". Taką opinię może wystawić każdy dziennikarz zajmujący się polityką. Ale prawicowi dziennikarze idą o krok dalej.
Medialny aparat PiS
Wszyscy przywykli do tego, że "w Sieci", "Gazeta Polska" czy Niezależna.pl to de facto organy prasowe Prawa i Sprawiedliwości, dwa ostatnie należą zresztą do partii. Nikogo nie dziwi, że Samuel Pereira czy Joanna Lichocka otwarcie wypowiadają się jak sztabowcy PiS czy Andrzeja Dudy.
Ale w ostatnich tygodniach emocjom dali się ponieść też dziennikarze, którzy choć znani byli z konserwatywnych poglądów, nie opowiadali się wprost za konkretną partią i konkretnym politykiem. Z obserwatorów i komentatorów polityki zmienili się w aktywnych jej uczestników.
Sztab formalny i nieformalny
Faktyczny sztab Dudy można podzielić na kilka grup. Pierwsza to najważniejsi politycy PiS, tacy jak Beata Szydło, Joachim Brudziński czy Marcin Mastalerek. Drugi to mniej znani działacze i wspierający go blogerzy, tacy jak Magdalena Żuraw czy asystent Dudy w PE Marcin Kędryna. Trzecia grupa to właśnie prawicowi dziennikarze, którzy nie widniejąc przecież na liście płac, błyskawicznie podchwytują podrzucone przez sztab PiS narracje, nagłaśniają inicjatywy Dudy i dbają o narzucenie odpowiedniego "spinu". Szerzej pisałem o tym tutaj.
W tej grupie prym wiedzie Paweł Rybicki, który przedstawia się jako bloger. Ale robi typowo sztabową robotę: atakuje na ulicy Komorowskiego i tworzy spoty zestawiające Dudę i Komorowskiego w świetle pozytywnym dla tego pierwszego. Podczas wtorkowego spaceru prezydenta po Warszawie próbował zdobyć autograf na książce "Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego", w której Wojciech Sumliński (dziennikarz oskarżony o korupcję) sugeruje że prezydent jest człowiekiem WSI.
Oddolne akcje sztabu
Kibice Dudy organizują też kolejne akcje w sieci, które uderzają w PO i Komorowskiego. Wystarczy wspomnieć o wczorajszej #CoNaToBronek, która wykorzystała prawdziwą, choć niepopularną politycznie odpowiedź na pytanie o niskie zarobki młodych. Jeszcze przed oficjalnym startem kampanii, w styczniu furorę robiła akcja #Wygaszone, która idealnie wpisała się w przekaz PiS i Dudy o zgliszczach, z których trzeba odbudować Polskę.
Komorowski takich zwolenników ma znacznie mniej. To Cezary Michalski, Waldemar Kuczyński czy bloger Edzioo. Kiedy tylko któryś z dziennikarzy pochwali posunięcie sztabu prezydenta zaraz zostaje określony mianem "sługusa PO", "członka komitetu Honorowego" albo "działacza Platformy". Prawicowym dziennikarzom płazem uchodzą znacznie bardziej wyraźne wyrazy poparcia kandydata PiS. To zwykła moralność Kalego.
Zauroczeni
Tym bardziej, że Duda umiejętnie dopieszcza to środowisko. Zorganizował dwa spotkania użytkowników Twittera, które spotkały się z entuzjastycznym przyjęciem. Dziennikarze poważnych mediów jak nastoletnie fanki Justina Biebera ustawiali się w kolejce, by zrobić sobie zdjęcie Kingą Dudą. Oczywiście aktywność kandydata na Twitterze jest ważna, ale nie jest argumentem w dyskusji o prezydenturze. Warto zachować odpowiednie proporcje w ocenianiu takich ruchów.
Dlatego dzisiaj śmiało można uznać, że sztab Andrzeja Dudy to nie kilka-kilkanaście osób, ale grubo ponad kilkadziesiąt. Dzięki nim kampania kandydata PiS jest znacznie obszerniej relacjonowania, niż kampania Komorowskiego. A przede wszystkim w lepszym świetle.
Bo choć sztab prezydenta popełnia błąd za błędem, to są one nadmuchiwane do niebotycznych rozmiarów. Sztabowcy Dudy - i ci oficjalni, i ci z medialnych szeregów - dbają o to każdego dnia.