Warszawscy policjanci intensywnie pracują nad ustaleniem sprawcy podpalenia dziesięciu samochodów na ul. Oleandrów w Warszawie. O tym kto i dlaczego mógł podpalić auta mówi nam Jan Gołębiowski, psycholog kryminalny, były policjant.
Dziesięć samochodów spalonych tej nocy, pięć miesiąc temu, a siedem w lipcu ubiegłego roku. Mieszkańcy ul. Oleandrów na warszawskim Śródmieściu nie mogą spać spokojnie. W przypadku podpaleń takich jak to pojawia się pytanie, kto za tym stoi i dlaczego zdecydował się kilkakrotnie podłożyć ogień w tej okolicy.
Według Jana Gołębiowskiego, psychologa kryminalnego, który zajmował się opracowywaniem portretów psychologicznych przestępców, powodów może być kilka. - Bardzo częstym jest chęć zysku czyli działanie z motywacji ekonomicznej. Typowym przykładem jest podpalenie jakiegoś obiektu, który został wcześniej ubezpieczony. Innym przykładem może być podpalenie w celu zastraszenia i wymuszenia haraczu. Kolejne grupy motywacyjne ze względu na częstotliwość występowania to motywacja emocjonalna i tzw. „irracjonalna”. Podpalacz działa kierując się chęcią zemsty na kimś: osobie lub instytucji. Zdarza się, że odrzucony kochanek podpala samochód osoby, którą darzy uczuciem - tłumaczy ekspert. W tej kategorii motywacji irracjonalnej mieszczą się też akty wandalizmu, często dokonywane przez kibiców czy nieletnich.
"Ludzie zaczynają się bać"
Podpalenia mogą być też dziełem piromana, czyli człowieka, który jest uzależniony od zabaw z ogniem, często niestety tragicznych w skutkach. - Piromanii najczęściej działają w sposób seryjny i nie mogą się powstrzymać od dokonywania kolejnych podpaleń. Piromani mają najczęściej na swoim koncie kilkanaście do kilkudziesięciu podpaleń. W ich działaniu często można zauważyć eskalację. Najpierw podpalają stogi siana, śmietniki czy pustostany. Z czasem wybierają na cele coś bardziej znaczącego i bliżej skupisk ludzkich - mówi Gołębiowski.
Jego zdaniem w przypadku wydarzeń z Warszawy trzeba brać pod uwagę dwa warianty: podpalenia przez wandala i działanie piromana. - Sprawca lub sprawcy ponosili duże ryzyko dokonując tego, ponieważ miało to miejsce w centrum stolicy. Narażali się na to, że ktoś jego/ich zobaczy, nawet przypadkowy patrol policji, czy zostaną nagrani przez monitoring uliczny. Albo posiadał/li duży przymus do wzniecenia ognia - w tym przypadku bardziej prawdopodobne byłoby działanie pojedynczego piromana, albo nie oceniał/li racjonalnie swojego działania – tutaj prawdopodobne jest działanie kilku osób. W przypadku grupy mogą to być młodzi ludzie, nawet nastolatkowie. Bardzo prawdopodobne, iż znajdowali się pod wpływem alkoholu lub innych środków odurzających - analizuje.
Gołębiewski wymienia też podobne sytuacje, które miały miejsce w kraju i za granicą. W 2011 roku Berlin doświadczył serii podpaleń samochodów, którą przypisowano lewackim ugrupowaniom. Kilka lat temu włoski podpalacz wybrał sobie na cel konkretną markę samochodów Smart. A w Polsce? W 2010 roku osiem aut spłonęło na obrzeżach Krakowa, a cztery w Lublinie. W tamtych sytuacjach też podejrzewano działanie seryjnego podpalacza.